[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Schuyler wzruszyła ramionami.
- No. I co z tego?  Spojrzała na zegarek. Lada chwila miał zabrzmieć dzwonek, dzieciaki
z jej klasy wchodziły ju\ po schodach do mniejszej sali gimnastycznej.
- Ja... Dobrze go znasz?
Schuyler znowu wzruszyła ramionami. Nie była pewna, o co chodzi Bliss. Pewnie, \e
dobrze znała Dylana. Ona i Oliver byli jego jedynymi przyjaciółmi.
- Słyszałam plotki.  Bliss rozejrzała się, czy ktoś nie podsłuchuje.
- Tak? Jakie?  Schuyler uniosła brwi. Wepchnęła bluzę do szafki.
- No, \e ostatniego lata był zamieszany w jakąś historię z dziewczyną z Connecticut...
- Nic o tym nie wiem - ucięła Schuyler.  Tutaj o wszystkich się plotkuje. Wierzysz w to?
Bliss wyglądała na zaszokowaną.
- Nie! Nie wierzę w ani jedno słowo.
- Słuchaj, muszę lecieć  powiedziała obcesowo Schuyler, zarzucając na ramię rakietę
tenisową i szykując się do odejścia.
- Czekaj  zawołała Bliss, idąc obok Schuyler i starając otrzymać jej kroku na schodach.
- O co chodzi?
- Ja ... Znaczy ... - Bliss zawahała się.  Przepraszam, \e tak to wyszło. Moja wina. Mo\emy
jeszcze raz zacząć? Proszę. Schuyler zmru\yła oczy. Rozległ się dzwonek.
- Spóznię się  oznajmiła sucho.
- Chodzi o to, ze byliśmy ostatnio w Metropolitan i myślałam, \e było naprawdę łajnie,
ale nie wiem, on się do mnie nie odezwał od tego czasu  wyjaśniła Bliss.  Ma jakąś
dziewczynÄ™?
Schuyler westchnęła. Jeśli się spózni na lekcję, jej babka otrzyma powiadomienie. W
Duchesne nie zostawało się po lekcjach, jedyną karę stanowiły zanoszone do domu uwagi,
przeznaczone dla niezwykle zaanga\owanych rodziców, którzy popełniliby harakiri, gdyby ich
pociecha nie dostała się na Harvard. Spojrzała na Bliss, zauwa\ając jej nerwowe zachowanie i
pełen nadziei uśmiech.
Schuyler niechętnie doszła do wniosku, \e mo\e jednak Bliss nie była kolejnym z klonów
Mimi. Nie miała na przykład prostowanych blond włosów i nie nosiła na bluzie gimnastycznej
irytujÄ…cego napisu  Team Force", jak reszta tej bandy.
- O ile wiem, z nikim nie chodzi. Mówił raz, \e spotkał kogoś pewnej nocy, w klubie... 
rzuciła, obserwując reakcję Bliss.
Dziewczyna zarumieniła się.
- Wszystko jasne  skinęła głową Schuyler. Wbrew sobie poczuła, \e mięknie. Bliss nie
mogła być taka zła, skoro Dylan zabrał ją do Metropolitan Museum. Schuyler nie była pewna,
czy Mimi w ogóle wiedziała, co to jest Metropolitan Museum.
śycie Mimi obracało się wokół zakupów i stolików dla VIP-ów. Pewnie pomyślałaby, \e to
jakiÅ› nowy klub.
- Jeśli mogę ci coś radzić, daj mu po prostu czas. Chyba naprawdę cię lubi  powiedziała
z \yczliwym uśmiechem.
- Naprawdę? Mówił coś o mnie? Schuyler wzruszyła ramionami.
- Nie chciałabym się wtrącać...  zawahała się.
- Co takiego?
- No wiesz, raczej by się nie obraził, gdybyś go zaprosiła na jesienny bal. Sam pewnie w
\yciu by nie poszedł, ale mo\e się zdecyduje, jeśli ty go poprosisz.
Bliss uśmiechnęła się. Bal miał się odbyć następnego wieczora. Powinno się udać.
Rodzice na pewno jej pozwolą na wewnątrzszkolnej imprezie będzie przecie\ tłum opiekunów,
tak więc nie muszą się niczego obawiać.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy  odparła Schuyler i pobiegła schodami, nie oglądając się więcej.
Bliss nagle przyszedł do głowy pomysł. Wyrwała kartkę z notesu i naskrobała na niej
kilka słów.
Starannie wyrównała brzegi, spryskała liścik perfumami, po czym wsadziła go do szafki
Dylana.
Była zaskoczona swoją śmiałością. Nigdy wcześniej nie uganiała się za \adnym
chłopakiem. Ale zawsze musiał być ten pierwszy raz.
PITNAZCIE
Doroczny bal w Duchesne nazywano  nieformalnym , ale chyba trudno byłoby wymyślić
mniej pasujące określenie. Tańce odbywały się w siedzibie głównej Towarzystwa
Amerykańskiego, okazałej budowli z czerwonej cegły. Zlokalizowanej na rogu Park Avenune i
SześćdziesiÄ…tej Ósmej. Towarzystwo zajmowaÅ‚o siÄ™ badaniem wczesnej historii Ameryki, w tym
dokumentów z początków kolonizacji Ameryki i podró\y  Mayflower . Na drugim piętrze
znajdowała się wyło\ona boazerią biblioteka z beczkowym sklepieniem, a tak\e kilka
przytulnych sal klubowych, idealnych na przyjęcia i potańcówki. Było to modne miejsce imprez
towarzyskich i wiele przyszłych panien młodych płaciło fortunę za przywilej urządzenia wesela
przy Park Avenune. Natomiast dla uczniów Duchesne budynek Towarzystwa był po prostu
miejscem, w którym odbywały się szkolne imprezy.
Wcześniej tego wieczora Oliver i Schuyler siedzieli w jego pokoju, jak zwykle nic nie
robiąc  ale kiedy Schuyler wspomniała przypadkiem, \e podobno Dylan  jakkolwiek dziwnie
to brzmiało  wybiera się na tę nudną imprezę, Oliver podchwycił pomysł.
- Te\ chodzmy.
- My? Po co?  przeraziła się Schuyler.
- No chodz, będzie fajnie.
- Nie będzie  sprzeciwiła się Schuyler.  Mamy iśc na jakiś bal snobów? Tylko po to,
\eby popatrzeć, jak Mimi się rządzi?
- Podobno mają niezłą wy\erkę  namawiał Oliver.
- Nie jestem głodna.
- Daj spokój, co mamy innego do roboty?
Po ekscytującej wyprawie do The Bank w zeszłym tygodniu, siedzenie na łó\ku Olivera i
czytanie magazynów wydawało się mało ciekawe.
- No dobra  zgodziła się Schuyler.  Ale muszę wpaść do domu i się przebrać.
- Jasne.
Kiedy Oliver pojawił się pod jej domem, Schuyler miała na sobie czarną koronkową
sukienkę przed kolana, w stylu lat 50, delikatnie białe rękawiczki, siatkowe rajstopy i szpilki z
zaokrąglonymi noskami. Sukienka bez ramion, znaleziona na e-Bayu za trzydzieści dolarów,
idealnie przylegała do jej wąskiej talii, układając się wokół bioder w zgrabny dzwon,
podtrzymywany przez warstwy tiulowych halek. Na dnia pudełka z pozytywką znalazła perły
swojej babki, z czarną satynową wstą\ką, i zało\yła je na szyję. Oliver zdecydował się na
ciemnoniebieską jedwabną marynarkę, czarną koszulę i czarne spodnie. Wręczył Schuyler
prześliczną ozdobą ze świe\ych ró\yczek.
- Skąd to masz?  spytała Schuyler, kiedy wsunął kwietny drobiazg na jej nadgarstek.
- W Nowym Jorku mo\na wszystko zamówić  podał jej kwiat, który wpięła mu w
butonierkÄ™.
- Jak wyglÄ…damy?
- Idealnie  odparł, słu\ąc jej ramieniem.
Kiedy przybyli do siedziby Towarzystwa Akademickiego, z szeregu czarnych Lincolnów
wysiadali parami uczniowie. Dziewczęta miały na sobie eleganckie czarne suknie koktajlowe i
perły, chłopcy  niebieskie marynarki i wełniane spodnie. Nikt nie miał przypiętych kwiatów,
dziewczyny trzymały lilie na długich łodygach, które beztrosko odkładały na bok tu\ po wejściu
na salę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl