[ Pobierz całość w formacie PDF ]

organizacji walczącej  o nową lepszą Polskę , to półtora miesiąca spędzonego w rejonie
działania oddziału imienia Jana Kilińskiego potwierdziło opinie najgorszych wrogów
komunistycznego podziemia. Mimo poszartpanej faktury snów obrazy, które dawało się
rozpoznać, były wystarczająco przerażające. Aupienie dworów, napady na leśniczówki i
terroryzowanie ludności, okazały się dla gwardzistów zajęciem dużo bardziej intratnym niż
walka z Niemcami czy wysadzanie pociągów, którymi to zdarzeniami szczyciły się
komunistyczne gazetki.
Miejscowi ze wsi pod Kraśnikiem, gdzie ulokował ją  Chudy Gienek (po pewnym
czasie zorientowała się, że Podlaski pełni nie tylko funkcję kuriera, ale nade wszystko
skrupulatnego kasjera zawożącego daninę dla kierownictwa) nie mówili wiele, ale jeśli już
ktoś się rozgadał, mógł powiedzieć naprawdę sporo o wybrykach ludzi  Słowika ,  Liska
czy Jastrzębia .
 Jastrzębia znała jeszcze z  przejazdówki . Teraz był on jednym z zastępców
 Skrzypka , przedwojennego bandyty z pobliskiego Ayskowa i podobnie jak  Lisek miał
przedwojenny staż więzienny za napady z bronią w ręku. Gienek na ich tle wydawał się
nieomal rycerzem bez skazy. Nie grzeszył wprawdzie przesadnymi skrupułami, ale daleko mu
było do brutalności kompanów. Nawet jego zaloty były, jak na okoliczności, delikatne. Wziął
ją dopiero czwartej czy nawet piątej nocy wspólnej podróży. Zresztą ani wtedy, ani pózniej
nie stosował wobec niej przemocy. Oznajmił jej, co będą robili i fachowo zabrał się do
rzeczy. Róży nie pozostało nic innego, jak realizować swój tradycyjny patent  obojętnej
uległości.
 Zawsze leżysz jak kłoda?  zapytał ją za którymś razem.
 Przynajmniej nikomu nie przeszkadzam.
Szóstego czy siódmego sierpnia zabrał ją do lasu. We wsi mówiono, że w okolicy
pojawiły się jakieś większe siły niemieckie. Może zresztą nie o Niemców chodziło, tylko o
znaczny oddział Narodowych Sił Zbrojnych, który miał przybyć, aby ulżyć nieszczęsnym
mieszkańcom znajdującym się między niemieckim kowadłem a młotem GL-u.  Chudy
Gienek musiał mieć nie lada posłuch w tym towarzystwie, ponieważ nikt nie wyciągnął łap
po jego dziewczynę. Przydzielono im nawet osobne locum. Tamtego dnia wstał przed świtem,
a wiedząc, że i Róża się zbudziła, szepnął:
 Muszę wykonać pewne zadanie we wsi, ale niczego się nie bój. Przed wieczorem
wrócę...
* * *
Tyle rekonstrukcji, trzy dni po śnie podczas koncertu zobaczyłem ciąg dalszy. Tak jakby
film z przeszłości nagle pojawił się na ekranie w pełnym wymiarze obrazów, dzwięków,
zapachów.
Zmartwiała cisza poranka trwała ledwie parę sekund. Naraz, parę kroków od kryjówki
Róży, rozległ się krótki charkot i łomot padającego ciała wartownika. Potem gruchnęła seria z
RKM-u. I druga! Cały las naraz ożył tupotem kilkudziesięciu stóp biegnących tyralierą.
Towarzyszył im szczęk przeładowanej broni.
 Poddać się, jesteście otoczeni!  zawołał donośny głos przywykły do rozkazywania.
 Rzucić broń!  krzyknął ktoś inny.  Rzuć to człowieku...
Potem rozległ się strzał i krzyk śmiertelnie ugodzonego mężczyzny. Teraz od strony
polany odezwały się zaspane głosy.
 Nie strzelajcie, poddajemy się, nie strzelajcie... Ludzie, kto wy? Do kurwy nędzy,
Polaków atakujecie?!
 Wstawać, bolszewickie nasienie, pojedynczo, z rękami do góry. Nie ruszać broni!
 Kim jesteście?  teraz rozpoznała głos  Słowika .  Na jaki chuj nas atakujecie?
 Zgodne z prawem Rzeczpospolitej  odparł dowodzący akcją.  Jestem rotmistrz  Ząb
z Narodowych Sił Zbrojnych.
 Słowik tylko zaklął. Nie mogli wpaść gorzej!
Na moment wybuchła strzelanina w odleglejszej części obozu. Najwyrazniej ktoś rzucił
się do ucieczki. Kilku partyzantów pobiegło za nim.
 Wiązać ich!  rozkazywał tymczasem donośnie  Ząb .  Potem przeszukacie las
dookoła. Nikt nie ma prawa stąd się wydostać.
Moja mama nie miała zamiaru dłużej czekać. Wprawdzie dowódca oddziału Narodowych
Sił Zbrojnych był wedle krążącej famy szarmancki wobec kobiet, ale nie miała ochoty
sprawdzać tego na własnej skórze. Wypełzła z wykrotu, a następnie mocno przygięta pobiegła
w głąb lasu. W rejwachu panującym w obozowisku nikt nie powinien jej zauważyć. Ubiegła
kilkaset metrów, kiedy usłyszała parskanie koni. Zwolniła, a następnie szerokim łukiem
ominęła miejsce, w którym ludzie  Zęba umieścili swoje podwody. Pół godziny pózniej
doszła do skraju lasu, znalazła się na drodze, minęła skręt na dwór w Borowie i trafiła do wsi.
Znała tam jednego chłopa, który parę dni wcześniej wozem podrzucał ich do lasu. Było już
całkiem widno, ale gospodarstwo wyglądało na uśpione, być może dzieciaki wygoniły bydło
na pole, a gospodarz i gospodyni pojechali do miasta. Nawet pies na łańcuchu, stary, a może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl