[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Stevie Rae!
Stała chwiejnie na środku balkonu. Odrzuciła pelerynę, odsłaniając nie tylko swą twarz, ale i
zabandażowane przeguby rąk.
- Mówiłam ci, że musimy się razem trzymać
uśmiechnęła się do mnie blado.
-Lepiej się pospiesz  dodała Shaunee.
-Bo twój eks zaraz się zesra ze strachu  powiedziała ostrzegawczo Erin.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Blizniaczki za plecami Heatha, który stał z otwartymi ustami
blady i przerażony. Wtedy poczułam przypływ prawdziwego szczęścia. Więc mnie nie opuściły! Nie
jestem sama!
- Do dzieła!  powiedziałam. ~ Trzymaj go tutaj -poleciłam Erikowi, który patrzył na mnie
zszokowany.
Nie musiałam oglądać się za siebie, by mieć pewność, że moi przyjaciele podążają za mną. Wbiegłam
po schodach wiodących na balkon wypełniony duchami. Zawahałam się tylko na moment, gdy
dotarłam do granicy kręgu. Duchy z wolna przez nią przenikały, zmierzając wyraznie w kierunku
Heatha. Zaczerpnęłam tchu i przekroczyłam niewidzialną granicę kręgu. Przeszedł mnie zimny
dreszcz, gdy poczułam na skórze powiew śmierci.
-Nie masz prawa tu wchodzić. To mój krąg  zaprotestowała Afrodytą starając się zatarasować
mi drogę do stołu i świecy ducha która była ostatnią palącą się świecą.
-To był twój krąg, ale już nie jest. A teraz zamknij się i odejdz  odpowiedziałam.
Afrodyta popatrzyła na mnie złowrogo spod zmrużonych powiek.
Do cholery, nie miałam czasu na to, by się z nią cackać.
-Słuchaj, kukło, masz robić, co ci każe Zoey. Od dwóch lat czekam, by ci nakopać do dupy 
powiedziała Shaunee, pojawiając się na szczycie schodów, by do mnie dołączyć.
-Ja też, ty wstrętna szlajo  dodała Erin, stając z mojej drugiej strony.
Zanim Blizniaczki zdążyły dołożyć swoje, przenikliwy krzyk Heatha przeszył powietrze.
Obróciłam się natychmiast w jego stronę. Szara mgła słała się wokół jego nóg, pozostawiając w
rozdzieranych dżinsach długie cienkie rysy, które od razu zaczęły broczyć krwią. Heath przerażony
wierzgał, kopał i wrzeszczał. Erik nie uciekł, ale starał się walić w mgliste bezkształtne postaci, mimo
że jedna z nich go dosięgła, rozrywając nogawkę i kalecząc mu skórę.
- Szybko! Na miejsca! ~ zarządziłam, zanim upojny zapach krwi mógł pomieszać mi szyki.
Przyjaciele podbiegli, by podnieść porzucone świece. Pospiesznie zajęli swoje miejsca i czekali na
moje wezwania.
Podeszłam do Afrodyty, która, oniemiała, nie ruszała się z miejsca, przyciskając do ust dłoń, jakby
usiłowała stłumić okrzyk przerażenia. Wyrwałam jej fioletową świecę i podbiegłam do Damiena.
- Wietrze, przywołuję cię do kręgu! - - zawołałam, przytykając fioletową świecę do żółtej.
Chciało mi się krzyczeć z radości, kiedy poczułam znajomy powiew, który ze rwał się i zawirował
wokół mego ciała, burząc mi włosy.
Z fioletową świecą podbiegłam do Shaunee.
- Ogniu! Przywołuję cię do kręgu! - - Zaraz otoczył mnie żar, gdy tylko zapaliłam czerwoną
świecę. Nie czekając, obiegałam krąg zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
-Wodo! Przywołuję cię do kręgu!  Poczułam słony za pach wody morskiej.  Ziemio!
Przywołuję cię do kręgu!
-Przytknęłam płomień do świecy trzymanej przez Stevie Rae, pilnując, by mi ręka nie zadrżała na
widok jej bandaży. Stevie Rae była niezwykle blada, ale uśmiechnęła się, gdy powietrze wypełnił
zapach świeżo skoszonej trawy.
Heath znowu wrzasnął, a ja popędziłam na środek kręgu i uniosłam fioletową świecę.
- Duchu! Przywołuję cię do tego kręgu!  Natychmiast napełniła mnie energia. Powiodłam
wzrokiem po swoim kręgu i ponad wszelką wątpliwość zobaczyłam wstęgę mocy zakreślającej jego
obwód. Och, dzięki Ci, Nyks.
Położyłam świecę na stole i złapałam kielich wypełniony winem i krwią. Zwróciłam się do Heatha
Erika i hordy duchów.
- To jest wasza ofiara! - - krzyknęłam, rozpryskując wokół czerwony płyn, tak że na posadzce
balkonu pojawiło się krwiste koło.  Zostaliście tu przywołani nie po to, by zabijać. Przywołaliśmy
was dlatego, że mamy Samhain i chcieliśmy wam oddać cześć. - - Rozlałam więcej wina, usiłując ze
wszystkich sił nie zwracać uwagi na dodany do niego upojny zapach krwi.
Duchy przestały atakować. Skupiłam na nich całą swoją uwagę, nie chcąc, by ją zakłóciło
przerażenie w oczach Heatha czy wyraz bólu w oczach Erika.
Ale my wolimy ciepłą młodą krew, kapłanko  posłyszałam niesamowity głos, od którego przeszły
mnie ciarki. Czułam ich zapach rozkładu i zgnilizny.
Z trudem przełknęłam ślinę.
- Rozumiem, ale ich życie nie należy do was. Dzisiejsza noc jest nocą świętowania nie śmierci.
Mimo to wybieramy śmierć, jest nam droższa. Ich śmiech wibrował w powietrzu przesyconym dymem
z palonej turówki i rozniósł się echem. Duchy znów podpełzły do Heatha.
Rzuciłam kielich i uniosłam w górę obie ręce.
- Skoro nie słuchacie prośby, posłuchacie rozkazu. Wietrze, ogniu, wodo, ziemio i duchu! W
imieniu Nyks każę wam zamknąć krąg, wpychając do niego z powrotem ducha któremu pozwolono
uciec. Natychmiast!
Poczułam, jak gorące powietrze przeniknęło moje ciało, by je opuścić, ześlizgując się przez końce
rąk, które wyciągnęłam przed siebie. Przesycone morską solą gorące powietrze, widoczne jako lśniąca
zielona mgławicą owiało mnie, by zaraz załopotać wokół Heatha i Erika. Upalne podmuchy miotały
ich porwanym ubraniem jak szalone, burzyły im włosy we wszystkie strony. I zaraz potem ten
czarodziejski wiatr wymiótł mgliste postacie, oderwał je od ich ofiar i z hukiem przywiał z powrotem
do środka mojego kręgu. Nagle zostałam otoczona przez sylwetki duchów, głodne i niebezpieczne,
czułam ich pragnienie krwi tak wyraznie, jak tuż przedtem czułam pulsowanie krwi Heatha. Afrodyta
siedziała skulona na krześle, przerażona tym, co wyczyniały zjawy. Kiedy jeden z duchów otarł się o
nią, wydała krótki krzyk, który jeszcze bardziej je zaktywizował, więc ciaśniej skupiły się wokół
mnie.
-Zoey!  krzyknęła Stevie Rae. W jej głosie brzmiał strach. Zobaczyłam, jak niepewnie daje
krok w mojÄ… stronÄ™.
Nie! - - powstrzymał ją Damien. - - Nie rozrywaj kręgu! One nie zrobią nic złego Zoey. Nam też
nie zrobią krzywdy, krąg jest zbyt mocny. Ale pod warunkiem, że go nie rozerwiemy.
- Nigdzie nie pójdziemy!  zawołała Shaunee.
 Nie ~ potwierdziła Erin głosem tylko trochę drżącym.  Mnie się tu podoba.
Wyczułam ich wiarę we mnie, lojalność i akceptację, tak jakby to był szósty żywioł.
Wyprostowałam się i zwróciłam do pełzających rozzłoszczonych duchów.
- Tak więc my nigdzie nie idziemy. Co znaczy, że wy musicie stąd odejść. Zabierzcie swoją
ofiarę  palcem wskazałam rozlane wino i krew  i idzcie stąd. Tylko tyle krwi należy wam się
dzisiaj.
Szara masa przestała się kotłować. Wiedziałam, że już mam je w ręku. Wzięłam głęboki oddech i
dokończyłam słowami:
- Mocą czterech żywiołów rozkazuję wam: odejdzcie! W jednej chwili duchy, jakby przygniótł
je do ziemi jakiÅ›
olbrzym, wsiąkły w zachlapaną winem posadzkę balkonu, wchłaniając w siebie resztki krwi i
znikając w ciemności.
Westchnęłam z ogromną ulgą. Bezwiednie zwróciłam się do Damiena:
- Dziękuję ci, wietrze. Możesz teraz odejść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl