[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sam pan stwierdził, że do pewnego momentu był podobny do
pańskiego  powiedziała ciszej.
Kova stłumił drgnienie. Kobieta rzeczywiście wiedziała o nim więcej niż
siwowłosy.
Zafascynowany słuchał, jak odkrycie hyuaki i jej uprawa w warunkach
laboratoryjnych zmieniły całą miejscową rzeczywistość. Na niektóre fakty sam
zwrócił uwagę, zaobserwował najbardziej rzucające się w oczy przykłady świadczące
o zaniechaniu użycia i rozwoju nowoczesnej technologii, ale było ich o wiele więcej.
 Według opinii naszych ekspertów zmieniają się stosunki
ogólnospołeczne. Rozwój i coraz intensywniejsze wykorzystywanie
magii powodują, że kultura na tej planecie z pewnością wróci do czasów
średniowiecza. Za sto lub dwieście lat społeczeństwo będzie podzielone na kasty,
można się spodziewać wybuchu wielkich wojen, klęski głodu, zdziesiątkowania
populacji. A wszystko dlatego, że nie upilnowaliśmy jednego okna do innego świata i
zdolności czarodziejów rozwinęły się daleko poza poziom ewolucji, do którego
miejscowa ludność była przyzwyczajona  zakończyła wyjaśnienia Marilyn Morgan.
 Skoro wam się tu nie powiodło, dlaczego nie udostępnicie
hyuaki i innych substancji magicznych do powszechnego użytku?
Przecież to już wszystko jedno  stwierdził Kova.
Specjalistka od krytycznych sytuacji pokręciła głową.
 Nie mamy prawa mieszać się do biegu tego świata, zmieniać toku wydarzeń na
swój sposób. Powstała nowa sytuacja, a my musimy ją respektować i czekać, aż się
wszystko uspokoi. A to będzie trwało stulecia. Minimum.
 Chcę dorwać ludzi, którzy przemycają magiczne substancje. Sytuacja i tak jest
już wybuchowa, a każdy kolejny kilogram tych materiałów to jak dolewanie oliwy do
ognia  odezwał się z kuchennych drzwi
 Wolfgang.  To dla pana jedyna szansa na ratunek. Inaczej przekażę pana
miejscowej tajnej policji.
Kova milczał.
 A przy okazji  kontynuował Wolfgang.  Z jakiegoś powodu
usiłuje się pan dostać do technoświata. Wiem, że ten łajdak Armitus
obiecał pana tam przetransportować. Aże! Potrzebowałby do takiej akcji
wyposażenia najlepszych miejscowych laboratoriów, a do nich nigdy się nie
dostanie. Ujmując to wprost, w technoświecie swoich brudnych interesów prowadzić
pan nie będzie!
Kova poczuł, jak jego nadzieje runęły. Spojrzał w oczy Marilyn Morgan.
 Niech mu pan da tych przemytników. To pańska jedyna nadzieja, inaczej się nie
dogadamy  rzekła spokojnie.
 Dobra, dostaniecie swoich przemytników  odparł w końcu -ale potrzebuję
koordynat innego okna. Moje zródło zostało zniszczone.
Kosztowało go to kolejną godzinę negocjacji, lecz Wolfgang w końcu zgodził się
dostarczyć dane.
 Jeśli nie dostanę tych ludzi, osobiście pana zabiję  obiecał na
zakończenie.
Marilyn Morgan wychodziła jako ostatnia. Już w drzwiach zatrzymała się i
odwróciła.
 To wszystko może się panu wydawać dzikie i pomieszane.
Rzeczywistość nie jest już tą samą opoką, do której był pan
przyzwyczajony przez całe życie. Musi pan sobie uzmysłowić jedno 
na swój świat musimy zasłużyć, musimy o niego walczyć, musimy
ciężko pracować.
Patrzył na nią zmęczonym wzrokiem i nie odpowiadał. Ledwie został sam, zasnął.
Na kanapie, w ubraniu, tak jak siedział. Problemy musiały poczekać do jutra.
Spłata długu
Wczesnym rankiem obudził go telefon od Richtera.
 Zaginął Leuhek, powiedziałbym, że przepadł.
Chyba chodzi o jakieÅ› sprawy osobiste.
Kova przytrzymywał ramieniem słuchawkę przy
uchu i równocześnie szperał w lodówce w poszukiwaniu czegoś do picia. Miał
ochotę na szklankę mleka, jednak cała lodówka była wypełniona butelkami
wysokoprocentowych alkoholi, wśród których królowała wódka; resztę miejsca
zajmowało kilka opakowań półproduktów spożywczych.
Firma miała własne poglądy co do wyposażenia spiżarni samotnego mężczyzny.
W końcu zamknął lodówkę i zadowolił się szklanką wody.
 Taaa, to może być prawda. Powiedziałbym, że się już nie wynurzy.
 Trudno  powiedział Richter.
 Zrobimy jeszcze jeden, ostatni skok. Potem zatrzemy ślady i pryśniemy  rzekł
spokojnie Kova.
 Zwietnie  w głosie Richtera zabrzmiała nieskrywana ulga.
 Będę teraz przez dwa dni nieobecny, odezwę się po powrocie.
Kova rozłączył się.
Musiał zdobyć następne koordynaty, ale też pomówić z
Vermirowskim, by wypełnić drugą część umowy. Pieniądze stanowiły zaledwie
pierwszą połowę należności za pozyskanie koordynat.
Usmażył sobie omlet na słoninie, zrzucił go na talerz i usiadł przy stole. Czasem
miał skłonność do jedzenia na stojąco, teraz jednak potrzebował czasu do namysłu.
Po chwili wahania przyniósł telefon i wybrał numer Klary. Odezwała się
automatyczna sekretarka.
 Co powiesz na spotkanie pojutrze wieczorem  U Siedmiu Karaluchów"?  wybrał
lokal, gdzie oboje chętnie chodzili.
Przez chwilę rozmyślał, czy nie dodać czegoś więcej, ale w końcu odłożył
słuchawkę. Zawsze był zwięzły, mogłaby zacząć coś podejrzewać. Tym telefonem
załatwił tajną policję.
Zadzwonił jeszcze raz do Richtera i zapytał, czy nie zdobyłby dla niego kontaktu z
człowiekiem należącym do gangu Garzocha, z którym spotykał się Leuhek.
Richter wzdragał się, ale Kova zwrócił mu uwagę, że byłoby to wskazane dla
lepszego zabezpieczenia ostatniej akcji.
Gdy tylko się ubrał, ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedł otworzyć z rewolwerem w
ręce, zastanawiając się, czy kuloodporna płyta ochronna w drzwiach jest tak dobrej
jakości, jak utrzymywała firma. Mimo to nie wyjrzał przez wizjer, a gdy otwierał,
przycisnął się plecami do ściany.
Na korytarzu stał mężczyzna, z którym spotkał się w nocy, człowiek Wolfganga.
Bez słowa podał mu czarną teczkę z wytłoczonymi srebrnymi literami EF.
Kova pobieżnie sprawdził jej zawartość. W środku znajdowały się koordynaty
okna do Palmowego Zwiata wraz z danymi czasowymi, których potrzebował.
Nowoczesny druk dziwnie kontrastował z przedstawieniami znaków zodiaku i
stylizowanymi wyobrażeniami gwiazdozbiorów. Niektóre gwiazdy były opatrzone
wartościami liczbowymi, inne napisami po hebrajsku lub arabsku, nie potrafił tego
rozróżnić.
 Niech mi pan pokwituje odbiór  zażądał mężczyzna, podając mu bloczek i
długopis.
Jeśli ta agencja była prawdziwa, to musiała być diabelnie wielka, skoro
formalności zaczynały się na takim poziomie. Albo chodziło o jakiś trik Wolfganga,
tego Kova nie wiedział. Chwilę nasłuchiwał, zamknął drzwi i wrócił do pokoju.
Godzinę pózniej jechał już do Czeskich Budziejowic. W lusterku zauważył czarną
skodę, która się do niego przylepiła. Byłby nawet zaskoczony, gdyby nikogo mu nie
powiesili na ogonie. Wcisnął gaz jak ktoś, kto lubi się rozkoszować mocą wozu, i
chwycił mocniej kierownicę. Ciężka limuzyna trzymała się dziurawej drogi jak
przyklejona, skoda szybko zniknęła z pola widzenia. Trzy kilometry przed miastem
zboczył na polną drogę. Zaparkował tatrę w ukryciu między drzewami, przebrał się i
do miasta poszedł pieszo, przebrany za turystę, w szortach, koszuli w kratkę i
czapeczce z daszkiem, na której widniał emblemat sępa, maskotki straży miejskiej.
Leniwie przechadzał się uliczkami, na rynku przystanął przy fontannie i z tajnej
skrytki wyjął wiadomość, z której wynikało, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl