[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przystając co paręset jardów, by podać głos. Dużo czasu już minęło, odkąd
wilczy zew  do mięsa!  po raz ostatni rozebrzmiał w tych stronach, toteż o
milę dalej biały kształt węszący zgłodniałe a daremnie zatrzymał się raptem
czujnie unosząc łeb. Z większej jeszcze odległości drugi wilk pochwycił sygnał,
ułowił go trzeci i czwarty. Jak daleko były uszy do słyszenia i pyski do wycia,
rozbrzmiewało znane hasło.
Za czasów obfitości karibu setka wilków stawiłaby się na apel, nocy
dzisiejszej rozproszone, nędzne szkielety o krwawych ślepiach, targane
strasznym głodem, przybyły zaledwie w liczbie dwunastu. Błyskawica bez
zwłoki powiódł je za sobą Na wąskim paśmie łąki ułowiły po raz pierwszy
woń zwierzyny. Mistyk gorliwie pilnował posterunku, a. woły tkwiły wciąż w
miejscu, bez ruchu, gdy żarłoczna zgraja wypadła z ciemności.
Teraz dopiero pod gwiezdzistym stropem rozgorzała prawdziwa bitwa. Wilki
górowały liczbą, toteż osaczone zwierzęta straciły pierwotny stoicyzm.
Czternaście warczących, skaczących, opętanych głodem bestii nacierało ze
wszech stron, przy czym najzażartsi byli Błyskawica i Mistyk.
Raz po raz, bez przerwy uderzano w opancerzone czoła wołów. Potem
zabrzmiał pierwszy warczący skowyt: zwierzęcy głos bólu. Jeden z białych
zbójców nadział się na ostry róg Japao. Lecz atak nie uległ chwilowej nawet
zwłoce. Zanim Japao zdołał otrząsnąć wilka z rogów, nowy zwierz zatopił kły w
jego nozdrzach i w tymże mgnieniu, szybko a nieprzewidzianie rozwinął się
dalszy bieg wydarzeń prowadząc do całkowitej klęski.
Ogromny wilk, przesadziwszy z rozpędu schylony kark Japao, nadział się na
zakrzywiony róg jego towarzysza i na czas pewien zarówno sam Japao, jak i jego
sąsiad obarczeni ciężarem rannych wrogów stali się niezdolni do skutecznej
obrony powierzonego im odcinka. Wykorzystując sposobność ze zręcznością
najlepszych łowców świata, pół tuzina bestii natarło na wyłom. Jeden zwierz,
szalonym susem wpadł w środek stada. Drugi podążył za nim.
Stoicki spokój wołów pierzchł. Gromada zakotłowała się w obłędnym
przerażeniu. Dudniły kopyta; chrzęściły gniecione żebra. W ciągu dwu minut
oba wilki zginęły w tej panice zdławione na śmierć. Lecz ich poświęcenie
złamało opór wołów i reszta bestii wisiała już u gardzieli i nozdrzy ofiar.
Woły piżmowe ginęły teraz potulnie jak barany. Japao klęczał, mając
olbrzymiego białego wilka wiszącego u pyska, podczas gdy Mistyk trzymał go
za gardło. Błyskawica przy pomocy dwu kamratów mordował innego wołu.
Potężne zwierzęta nie umiały się bronić w rozsypce. Niezmiernie trudne do
zabicia, gdy były w szyku bojowym, stawały się całkiem bezradne skoro
przerwano ich front. Uciekały niezdarnie zdjęte owczą paniką. Mimo to rzez
trwała długo, ze względu na obfity włos i gęstą wełnę, toteż dopiero po upływie
pół godziny Japao i dwa inne woły wyzionęły wreszcie ducha.
Lecz stado Błyskawicy poniosło również niemałe straty. Spośród czternastu
wilków pięć zginęło podczas rozrywania kręgu. Za to dziewięć pozostałych
przystąpiło do uczty mogącej nasycić puste brzuchy pięćdziesięciu głodomorów.
ROZDZIAA 13
W obronie mięsa
Milczący i tajemniczy kodeks porozumiewawczy, który rozgłasza po świecie
wieść o mięsie na użytek istot czworołapych i skrzydlatych, zaczął już działać.
Niejeden myśliwy, czyli zwierz doświadczony w łowiectwie, był zaskoczony po
prostu niewiarygodną szybkością powodzenia łowów. Tam kędy śród
zmartwiałej pustki Błyskawica i Mistyk przed godziną nie wykryli śladu życia,
życie poczęło się raptem tu i ówdzie objawiać.
Początkowo był to jedynie ostrożny, wygłodzony lis, wytrzeszczający lśniące
ślepki spośród chaosu rumowisk, potem sowa, szybująca milczkiem ponad głową
przybyła znikąd i ginąca bez śladu, pózniej drugi lis, trzeci i wreszcie
krwiożerczy, nieustraszony choć maleńki gronostaj zwijający się przy każdym
skoku jak sprężyna.
Można było przypuścić, iż stworzenia te znajdowały się w obrębie woni
świeżego mięsa. Lecz wieści poszły dalej jeszcze. %7ływe istoty, trafiając na ślad
umykających wołów, przeczuwały instynktownie, iż jest to ucieczka przed
śmiercią; korsarze powietrza rozumowali w tenże sposób.
Na ogół wszelki głodomór unikał wilka, Widząc w nim grozne nie-
bezpieczeństwo dla własnego życia, mimo to wlókł się często jego śladem w
nadziei, iż pożywi się z resztek tego najznamienitszego łowcy barren. Otóż lis,
gronostaj, a nawet i sowa wiedziały dobrze, kiedy wilk daje susy w pościgu,
umiały rozróżnić w jego wyciu nutę mordu, tak właśnie jak wrony, grabarze
leśni, wiedzą, że po strzale warto pilnie krążyć ponad knieją. Nocy dzisiejszej
zaś śnieg zachował ślady dwunastu wilków śpieszących na zbiórkę oraz tropy
dziewięciu wołów, które zdołały umknąć, nie mówiąc o woni krwi przelanej i
zapachu świeżego mięsa, niesionych daleko na skrzydłach wiatru.
Toteż życie objawiło się wszędzie, gdzie zdawało się go wcale nie być. Tu i
ówdzie buchnęło chrapliwe ujadanie. Na ten głos wielkookie sowy poderwały się
spośród głazów tundry, by krążąc między ziemią a niebem zbadać przyczynę.
Lot sów oraz donośne kłapanie ich dziobów, słyszane na przestrzeni stu jardów,
zbudziły wygłodzone gronostaje o ślepkach jak rubiny, aż wreszcie nie z jednej
strony, jeno zewsząd ciągnęli żarłoczni mieszkańcy barren, by się pożywić
resztkami uczty wilczej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl