[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wpadłem właśnie na dobry pomysł - szepnął. - Jeśli nie będziesz już wiedziała, co zrobić, po
prostu zemdlej. Kobiety w tamtych czasach na okrągło mdlały, nikt nie wie, czy to przez ciasno
zasznurowane gorsety, czy przez zatęchłe powietrze, czy może dlatego, że tak było po prostu
praktycznie.
- Będę to miała na uwadze - powiedziałam, czując pokusę, żeby natychmiast wypróbować radę
pana George'a.
Niestety, Gideon najwyrazniej przejrzał moje zamiary, bo wziął mnie za rękę i lekko się
uśmiechnął.
A potem Falk odwinął chronograf i kiedy kiwnął na mnie, poddałam się swemu losowi, nie
zapominając jednak wysłać w niebiosa modlitwy o to, by lady Brompton przekazała swej dobrej
przyjaciółce, czcigodnej lady Pimplebottom, tajemnicę swojego specjalnego ponczu.
Moje wyobrażenia na temat balów były mętne. Natomiast o balach w osiemnastym wieku nie
miałam bladego pojęcia. Zapewne dlatego, po wizji cioci Maddy i moich snach dzisiejszej nocy,
oczekiwałam czegoś pomiędzy balem z Przeminęło z wiatrem a hulankami z Marii Antoniny, przy
czym w moim śnie piękne było to, że do złudzenia przypominałam Kirsten Dunst.
Zanim jednak mogłam zweryfikować swoje wyobrażenia, najpierw musieliśmy wejść do piwnicy.
(Znowu! Miałam wielką nadzieję, że nie rozbuduję sobie łydek przez to ciągłe łażenie po
schodach).
Mimo swego niezadowolenia musiałam przyznać, że tym razem Strażnicy sprytnie załatwili
sprawę. Falk tak ustawił chronograf, że przybyliśmy na miejsce, kiedy bal trwał już od kilku
godzin.
Poczułam ogromną ulgę, że dzięki temu unikniemy defilowania przed gospodarzami. W głębi duszy
bardzo obawiałam się mistrza ceremonii, który zastukałby laską w podłogę i głośno obwieścił nasze
fałszywe nazwiska albo, co gorsza, prawdę:  Panie i panowie! - Stuk, puk. - Gideon de Yilliers i
Gwendolyn Shepherd, oszuści z dwudziestego pierwszego wieku. Proszę zwrócić uwagę, że gorset i
krynolina nie zostały usztywnione drucianymi fiszbinami, lecz najnowocześniejszymi włóknami
węglowymi. Nawiasem mówiąc, ci państwo weszli do tego domu przez piwnice!".
A były to tym razem wyjątkowo ciemne piwnice i niestety, byłam zmuszona wziąć Gideona za rękę,
bo inaczej moja suknia i ja nie dotarłybyśmy cało na górę. Dopiero w dalszej części podziemi, tam
gdzie w mojej szkole skręcało się do pracowni multimedialnej, na ścianach pojawiły się pochodnie
rzucające migotliwe światło. Najwyrazniej urządzono tutaj spiżarnie, co zważywszy na lodowaty
chłód, miało sens. Z czystej ciekawości rzuciłam okiem do jednego z przyległych pomieszczeń i
stanęłam jak wryta. Jeszcze nigdy nie widziałam naraz takiej ilości jedzenia. Zapewne po balu
zaplanowany był bankiet, bo na stołach i podłogach piętrzyły się niezliczone patery, półmiski i
wielkie kadzie pełne przedziwnych potraw. Wiele z nich było niezwykle kunsztownie ozdobionych
i otulonych czymś w rodzaju przezroczystej galarety. Odkryłam wielkie ilości potraw mięsnych,
które jak na mój gust były stanowczo zbyt aromatyczne, a poza tym oszałamiająco dużo słodyczy
we wszystkich postaciach i rozmiarach oraz pozłacaną figurę łabędzia, do złudzenia
przypominajÄ…cÄ… prawdziwego ptaka.
- Popatrz, oni muszą nawet schładzać dekoracje na stół -szepnęłam.
Gideon pociÄ…gnÄ…Å‚ mnie dalej.
- To nie jest dekoracja na stół. To prawdziwy łabędz. Tak zwana potrawa pokazowa - odszepnął, ale
niemal w tej samej chwili się wzdrygnął, a ja, przyznaję ze wstydem, krzyknęłam.
Bo oto z cienia, zza dziewiętnastopiętrowego tortu z dwoma (nieżywymi) słowikami w charakterze
dekoracji, wynurzyła się jakaś postać i z obnażoną szpadą zbliżyła się do nas.
To był Rakoczy, prawa ręka hrabiego, a tym dramatycznym występem zarobiłby na życie w każdym
pałacu strachów. Przywitał nas zachrypniętym głosem i dodał szeptem:
- Chodzcie za mnÄ….
Podczas gdy próbowałam się uspokoić, Gideon spytał gniewnie:
- Czy nie powinien pan już dawno na nas czekać? Rakoczy nie zareagował, co mnie nie zdziwiło.
To był ten
typ, który nigdy nie przyznaje się do błędów.
Bez słowa wyjął z uchwytu pochodnię, kiwnął na nas i przemknął przez boczny korytarz
prowadzÄ…cy dalej na schody.
Byliśmy ostrożni.
Dzwięki skrzypiec i gwar głosów dobiegały nas teraz z góry, stawały się coraz głośniejsze, a tuż
przed końcem schodów Rakoczy puścił nas przodem.
- Wraz z moimi ludzmi będę nad wami czuwał z ukrycia -powiedział, po czym znikł, bezszelestnie
jak lampart.
- Przypuszczam, że nie dostał zaproszenia - rzuciłam żartem. W rzeczywistości na myśl, że w
każdym ciemnym kącie czai
się jeden z ludzi Rakoczego i ukradkiem nas obserwuje, włosy stawały mi dęba.
- Ależ oczywiście, że jest zaproszony. Tylko pewnie nie chce się rozstawać ze swoją szpadą, te zaś
w sali balowej są zabronione. - Gideon zmierzył mnie wzrokiem. - Masz jeszcze pajęczyny na
sukni?
Spojrzałam na niego z oburzeniem.
- Ja nie, ale może są w twoim mózgu - powiedziałam, przepchnęłam się obok niego i ostrożnie
otworzyłam drzwi.
Martwiłam się, jak mamy niezauważeni przemknąć do holu, ale gdy wpadliśmy w zgiełk i wrzawę
balu, zadałam sobie pytanie, po co w ogóle trudziliśmy się z tą piwnicą. Chyba tylko z
przyzwyczajenia. Mogliśmy spokojnie przeskoczyć prosto tutaj i nikt by niczego nie zauważył.
Domostwo lorda i lady Pimplebottomów było nadzwyczaj okazałe - mój przyjaciel James wcale nie
przesadził. Patrząc na adamaszkowe tapety, sztukaterie, kryształowe żyrandole i sufity pokryte
freskami, prawie nie mogłam rozpoznać mojej starej poczciwej szkoły. Podłogi były wyłożone
mozaiką i grubymi dywanami, a gdy szliśmy na pierwsze piętro, zdawało mi się, że jest tam więcej
korytarzy i schodów niż za moich czasów.
I było tłoczno. Tłoczno i głośno. W naszych czasach imprezę by zamknięto ze względu na zbyt
dużą liczbę uczestników albo sąsiedzi oskarżyliby Pimplebottomów o zakłócanie ciszy nocnej. A
widzieliśmy dopiero hol i korytarze.
Sala balowa to był zupełnie inny świat. Zajmowała pół piętra i aż kipiała od ludzi. Stali w grupkach
albo tworzyli długie taneczne korowody. Od głosów i śmiechów huczało niczym w ulu, przy czym
to porównanie wydało mi się zbyt łagodne, ponieważ liczba decybeli z całą pewnością
dorównywała tej, która towarzyszy jumbo jetowi startującemu z Heathrow. Czterysta osób
wrzeszczało do siebie, a dwudziestoosobowa orkiestra na antresoli próbowała to zagłuszyć. Całość
rozświetlała taka liczba świec, że odruchowo rozejrzałam się za gaśnicą.
Krótko mówiąc, bal miał się tak do soiree, na którym byliśmy u Bromptonów, jak noc spędzona w
klubie do herbatki
u cioci Maddy. Teraz pojęłam, skąd się wzięło określenie  huczny bal".
Nasze pojawienie się w sali nie wywołało większego zainteresowania, tym bardziej że cały czas
ktoś wchodził i wychodził. Kilku spośród nosicieli białych peruk wpatrywało się w nas z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl