[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dy doszła do domu, zrzuciła buty. Etienne Moreau przekroczył wszelkie granice. Jak
mógł po takiej wspaniałej nocy pomyśleć, że może ją kupić! Czuła się znieważona i po-
niżona. Zrzuciła z siebie piękną sukienkę, jakby się chciała pozbyć tego doprowadza-
R
L
T
jącego ją do wściekłości mężczyzny. Ale nie było to takie łatwe, jak jej się wydawało.
Wkładając robocze ubranie, wciąż czuła zapach jego żelu do kąpieli. Wiedziała, że już
zawsze zapach jaśminu będzie przywoływał wspomnienia luksusowego mieszkania Etie-
nne'a. I ich wspólnej nocy.
Popatrzyła do lustra i zastygła, wstrząśnięta. Nie poznała samej siebie. Przepadła
gdzieś pełna wigoru bizneswoman. Zobaczyła szarą twarz z sińcami pod oczami.
Stukanie do drzwi tak ją zaskoczyło, że aż podskoczyła.
- Chwileczkę! - Gorączkowo pozbierała niezapłacony rachunek za prąd, klucze do
domu i torebkę i zbiegła na dół do drzwi.
To był Etienne. Miał na sobie kolejny piękny, szyty na miarę garnitur i lśniące
czarne lakierki. Gwen patrzyła na niego w milczeniu. Nie mogła oderwać od niego oczu.
Tak jak przed chwilą nie mogła poznać swego odbicia w lustrze, tak teraz nie mogła zna-
lezć nic znajomego w jego twarzy. Nie było w jego oczach tamtej czułej zmysłowości.
Przyglądał jej się przenikliwie. A mimo to wciąż budził w niej gorące pragnienia. Miała
ochotę pogłaskać go po gładko wygolonych policzkach. I chociaż była na niego wście-
kła, z trudem się hamowała, by nie wpaść mu w ramiona. Sądził, że pragnęła zostać jego
kochanką. Mylił się. Ale przecież nadal go pożądała.
- Przyjechałeś przeprosić? - spytała.
Uśmiech znikł z jego twarzy. Przygryzł wargę.
- Nie... Za co?
Twarz jej spurpurowiała, ale opanowała się. Zacisnęła zęby.
- Dobrze wiesz za co, Etienne Moreau.
- Nie. - Pokręcił głową. - Nie wiem.
Patrzył jej prosto w oczy ze szczerym zdziwieniem. Odpowiedziała mu srogim
spojrzeniem.
- Próbowałeś mnie kupić. Jak butelkę wina! Chciałeś, żebym została twoją ko-
chanką! - rzuciła przez zęby.
Ku jej zdumieniu zaśmiał się cicho.
- I co w tym złego? Moim zdaniem to największy komplement, jaki mężczyzna
może powiedzieć kobiecie.
R
L
T
- Wiedz, że nie mam zamiaru nią być - sapnęła gniewnie.
Etienne nie uśmiechał się, ale w jego oczach migotały iskierki rozbawienia.
- W nocy odniosłem inne wrażenie.
Gwen z trudem starała się nad sobą zapanować.
Gdyby tylko tak na nią nie patrzył... Nie mogła się do niego nie uśmiechnąć.
To było straszne. Miała zasady, które kazały jej od niego uciec. Nie mogła teraz
paść mu w ramiona, bo okazałaby słabość. Nie po to uciekła z domowej niewoli, żeby
teraz dać się zamknąć w tak niepewnym związku.
- No, dobrze... Już wiemy, że nie chcesz okazać skruchy. Czemu więc nachodzisz
mnie w moim domu? Już ci powiedziałam, że twoja podła propozycja mnie nie interesu-
je. Skoro nie przyjechałeś mnie przeprosić, to po co przyjechałeś?
W tym momencie kątem oka zobaczyła swój samochód. Stał przed domem, w cie-
niu drzewa. Umilkła. Spojrzała na Etienne'a, na auto, znów na Etienne'a. Patrzył na nią
poważnie, bez uśmiechu.
- Przyprowadziłem twój samochód. - Podał jej kluczyk.
W jego głosie słyszała pogardę, lecz wstyd, który poczuła, i bez tego był nie do
zniesienia.
- Och... Tak... Oczywiście! - Otwarła torebkę i zaczęła grzebać w niej nerwowo. -
Ile ci jestem winna?
- Przestań! - rzucił rozkazująco.
Uniosła głowę. Zobaczyła w jego oczach prawdziwy żal.
- Przez myśl mi nie przeszło, żeby znowu obrażać cię rozmową o pieniądzach,
Gwyneth. Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się szeroko.
Obrócił się na pięcie i odszedł.
Słowa uwięzły jej w gardle. Patrzyła za odchodzącym Etienne'em z gorzką myślą,
że być może tak właśnie było najlepiej. Sama nie wiedziała co gorsze: mężczyzna, który
nie umie przyznać, że nie ma racji... czy dług, którego nie pozwolił jej spłacić.
Wiedziała, że i jedno, i drugie będzie dla niej jak ziarnko piasku dla ostrygi.
Wściekły Etienne maszerował w dół wzgórza w milczeniu. Dwa niepowodzenia w
tak krótkim czasie! Niebywałe. Po co w ogóle tam szedłeś? - pytał się w myślach, prze-
R
L
T
chodzÄ…c przez kutÄ… bramÄ™ swego château. Co ciÄ™ naszÅ‚o? Przecież to siÄ™ nie mogÅ‚o udać.
Ale na samą myśl, że miałby już nigdy nie zobaczyć Gwen, poczuł się zle. Zawsze było
tak, że podrywał dziewczynę, spędzali miło czas, po czym się rozstawali. Tak miało być,
i już.
Tylko raz stało się inaczej. Z Angelą. Wydawało się, że pasowali do siebie ideal-
nie. Grzechem byłoby nie zatrzymać jej na dłużej. Stara fortuna i nowe pomysły tworzy-
ły cudowną mieszankę. I tylko jedno okazało się przeszkodą nie do pokonania. Angela,
znana i popularna prezenterka telewizyjna, nie mogła zrozumieć, dlaczego miałaby re-
spektować tradycję i zwyczaje rodu Moreau. Spierali się wiele razy. A przecież przyczy-
na ich ostatecznego rozstania była całkiem inna, zdawało się zupełnie niewinną...
Zdrada Angeli wciąż tkwiła w nim jak bolesny cierń. Gwen Williams też była opę-
tana wizją kariery. Zupełnie jak Angela Webbington. Były jak wycięte z jednej formy.
Co za szalony pomysł, żeby proponować jej stały związek? Krótki romans to co innego.
Ale jedna kochanka na stałe? To nie mogło prowadzić do niczego dobrego. Jeden dra-
matyczny błąd w ocenie sytuacji już popełnił. I dosyć.
Zbyt długo trwało, nim się otrząsnął po tamtym. A teraz ta Gwen...
Maszerował, rozmyślając. Niczego mu w życiu nie zbywało. Zawsze dostawał,
czego chciał. I cokolwiek miałoby się zdarzyć, pannę Gwyneth Williams także dostanie.
Nagle stanął. Dlaczego tak mu na niej zależało? Bo... tak, uświadomił sobie, bo by-
Å‚a absolutnie wyjÄ…tkowa!
Uśmiechnął się. Zwolnił kroku.
Może oboje nie byli bez winy? Gdyby dał Gwen więcej czasu, być może śmialiby
się teraz z tamtej sprzeczki. Wybaczyłaby mu natychmiast. A potem godziliby się powoli
i przyjemnie. Spodobała mu się ta myśl. Gwen miała uroczy śmiech. Dopiero w jej obec- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl