[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ustalone raz na zawsze i myśl ta przyprawiła go o zawrót głowy. Dręczyło go
pytanie, jakie jeszcze zmiany być może spowodował? Kto lub co odeszło w
niebyt za sprawą jego ingerencji w przeszłość?
Musi odnosić się do kwestii podróży w czasie z większą uwagą.
Związane z nimi ryzyko jest doprawdy ogromne. Takie podróże mogły
oznaczać wyzwolenie, ale równie łatwo mogły doprowadzić do
niewyobrażalnych szkód. Cóż, tak czy inaczej będzie miał okazję, aby się o
tym przekonać. Czy miał jakiś wybór? Oto on, wpatrujący się w okno
restauracji, on ratujący psa na ulicy... Nie, wszelkie rozważania były już
zbyteczne. Co się ma stać, to się stanie, chyba że on zdecyduje się zawrócić z
obranej drogi i nada tej historii zupełnie inny wymiar.
Miał zawroty głowy, więc pomyślał, że odrobina porto dobrze mu zrobi.
Od lat trzymał butelkę bardzo dobrego rocznika. Może to ostatnia okazja, by
delektować się takim smakiem; przyszłość nie wydawała mu się teraz nawet w
połowie tak bezpieczna i pewna, jak dwadzieścia minut wcześniej.
Przyśpieszył więc kroku, bawiąc się myślą, że jeśli zdoła się przenieść dziesięć
lat do przodu, to ta sama butelka porto będzie o dziesięć lat starsza, a przecież
można jeszcze zabrać ją z powrotem i...
Nie zdążył przejść nawet dziesięciu kroków, kiedy coś kazało mu
obejrzeć się za siebie. Oto nadjeżdżał rozpędzony powóz; pewnie ktoś ma do
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 132
niego pilną sprawę. Czyżby pani Langley? - pomyślał bez sensu, ale zaraz
zrozumiał, że jest w błędzie.
Gmerając nerwowo po kieszeniach w poszukiwaniu klucza od kłódki,
puścił się pędem przez łąkę w stronę silosa. Przeszłość go wzywała, na dolę i
niedolę. Butelka porto będzie musiała jeszcze trochę poczekać.
Podróżnik w czasie Jeszcze gdy wspinał się na maszynę, słyszał
tamtych na zewnątrz silosa: turkot powozu, wydawane głośno rozkazy i na
koniec straszliwy Å‚omot w zablokowane sztabÄ… drewniane drzwi. ZamknÄ…Å‚ za
sobą pokrywę włazu i potężne uderzenia w drzwi stały się cichsze. Lada
chwila wyłamią je z zawiasów i Parsons ze swoją bandą wpadnie do środka, by
dorwać się do aparatu. Będą musieli jednak jeszcze trochę popracować, bo
trudno przypuszczać, żeby mieli ze sobą taran. St. Ives modlił się w duchu, by
Hasbro nie próbował ich powstrzymać. Szamotanina z tymi typami mogłaby
zle się dla niego skończyć. Tym razem nie było żartów; Parsons musiał zdawać
sobie sprawę, że przybył za pózno i to przypuszczenie mogło pozbawić go
wszelkich hamulców. St. Ives mógł liczyć jedynie na maszynę, a nie na
dzielnego Hasbro, który już tyle razy wybawił go z opresji.
W końcu usadowił się w skórzanym fotelu wewnątrz kadłuba, który
niegdyś był batyskafem Leopolda Higginsa. Teraz posłuży jako nieco toporny i
niezgrabny wehikuł czasu. Prawie całe wnętrze zajmował magnetyczny napęd
- dzieło lorda Kelvina; pozbawiono go wszelkich dodatków, niezbędnych
wtedy, gdy aparat miał posłużyć do uniknięcia kosmicznej katastrofy. Dla St.
Ivesa pozostało niewiele miejsca; fotel musiał przesunąć do przodu, tak iż
niemal dotykał nosem iluminatora. Tylko dzięki skomplikowanej kombinacji
luster mógł  wyglądać przez pozostałe okienka. Właśnie obserwował ciemne
wnętrze silosa. Z trudem rozróżniał porozrzucane na ziemi części aparatu i
inny szmelc. Oto osmolona kuznia z potężnymi miechami i jego warsztat -
bezładna sterta rozmaitych narzędzi i złomu. Cóż za żałosny śmietnik. Ten
widok przypomniał St. Ivesowi, jak bardzo się zaniedbał przez ostatnie kilka
lat - czy może miesięcy. Gdyby włożoną w to energię przeliczył na pieniądze,
okazałoby się, że wszystko, do ostatniego pensa, wydał na budowę maszyny;
nie miałby już nawet tyle siły, by zawiesić młotek z powrotem na ścianie.
Trudno uwierzyć, że niegdyś słynął z dyscypliny i porządku. Teraz był tylko
kłębkiem nerwów.
Nagle zobaczył na murze skreślone naprędce kredą przesłanie.  Zpiesz
się - głosił napis - na Trakt Północny i załatw sprawę jak należy. Jeśli nie uda
ci się za pierwszym razem... - tu tekst się urywał, jakby ktoś - on sam? -
porzucił zamiar w połowie zdania. Trudno. Ta wiadomość i tak na niewiele się
mogła przydać. Musi wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Czas był w
cenie i nie można go było marnować na zbędne słowa.
Z uwagą przyglądał się wskaznikom, nasłuchując jednym uchem
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 133
stłumionych uderzeń w zamknięte drzwi. Wiedział dokładnie, dokąd chce się
udać, ale potrzebował co najmniej kilku minut, by zgrać wszystkie
instrumenty. Chcesz ciąć raz, zmierz dwa razy - jak mawiał pewien cieśla.
Zwięta prawda, tylko że cieśla mógł zaufać swemu oku; tutaj nie było czasu na
zabawę w odmierzanie taśmą. W pośpiechu dokonał końcowych obliczeń i
prześledziwszy przebieg Wielkiego Traktu Północnego w kierunku Londynu,
delikatnie ustawił jedno z pokręteł na pożądaną długość geograficzną, z
dokładnością do jednej sekundy. Następnie zabrał się za szerokość
geograficzną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl