[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wymamrotał pod nosem i odszedł. Mallow nie zwróci! na niego najmniejszej uwagi.
- Obcy kraj, tuż za progiem - kontynuował, wskazując na drugi brzeg rzeki, jakby właśnie w
tym momencie odkrył Kanadę. - Spokojna granica. %7ładnych armat czy żołnierzy, sami przyjaciele.
Milczałem. Domyślałem się, że czeka, aż pójdzie sobie para młodych ludzi opartych o
barierkÄ™. Wreszcie siÄ™ oddalili.
- Tak jak obiecałem - rzekł bardzo cicho - zajrzałem do akt sprawy McHugha.
- Nie musiał pan.
- Wiem. - Odwrócił się i oparł plecami o barierkę. Spojrzał mi prosto w oczy. - Prawdę mówiąc,
nie wyglÄ…da to dla ciebie najlepiej, Charley.
-Tak?
Przez chwilę milczał.
- Nie jesteś głupi, Charley. Zdajesz sobie sprawę, że jako były sędzia tamtego sądu mam
jeszcze spore wpływy.
Słyszałem coś wprost przeciwnego. Mallow był w kłopotach, a od kłopotów inni umykają jak
od kosza z jadowitymi wężami. Właściwie nie miał już przyjaciół, ale nie chciał się do tego
przyznać, a może nawet oszukiwał siebie, bo prawda była zbyt brutalna.
- Wciąż jeszcze mogę coś załatwić - oświadczył z takim przekonaniem, jakby to nie ulegało
najmniejszej wątpliwości.
- Co mi pan sugeruje?
Przez moment patrzył na mnie uważnie, a potem rozejrzał się dokoła. W pobliżu nic było
nikogo.
- Pracowałeś tam kiedyś, Charley. Wiesz, że istnieje coś takiego jak notatka ze sprawy w
sÄ…dzie pierwszej instancji.
Skinąłem głową.
- Tajne, prawda? Znowu przytaknÄ…Å‚em.
- Tylko sędziowie, którzy zasiadali w składzie, ich asesorzy i ten, kto przygotowywał tę
notatkę, mają do niej dostęp. Zgadza się?
-Tak.
Uśmiechnął się.
- Gdyby taki dokument dostał się w ręce kogoś niepowołanego, rezultatem tej niedyskrecji
byłoby nie tylko wyrzucenie z pracy, lecz nawet zakaz uprawiania zawodu, prawda? - Nie czekał
na odpowiedz. - Gdyby adwokaci mogli położyć łapę na tym małym świstku, wiedzieliby, kiedy
pójść na ugodę, a kiedy nie. To podważyłoby celowość apelacji.
- Dobrze, panie sędzio, rozumiem, w czym rzecz. Znam to wszystko równie dobrze jak pan.
Tym razem nie odwzajemni! mi uśmiechu. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza,
wyciągnął złożony papier i wręczył mi go.
- Czytaj - polecił. - Ale szybko.
Od rzeki powiał wiatr. Papier trzepotał w mojej dłoni, kiedy go rozwijałem. Była to fotokopia
notatki ze sprawy McHugha.
- Interesujące, co? - zapytał.
Notatka była standardowa. Sporządzałem je wystarczająco często, by nie mieć wątpliwości, że
jest autentyczna. Fakty omówiono pobieżnie, lecz zgodnie z przebiegiem wydarzeń. Następnie
wymieniono ważniejsze argumenty stron. W rekomendacji sugerowano odrzucenie werdyktu
lawy i podjęcie decyzji na niekorzyść Willa McHugha.
Przeczytałem tekst dwa razy, potem spojrzałem na Mallowa. Wyrwał mi papier z rąk i
starannie podarł go na kawałeczki. Wiatr chwytał je i niósł nad rzekę. Przez chwilę jeszcze
unosiły się na wodzie, aż wreszcie utonęły.
- Milcząc patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem.
- To chyba znaczy, że przegrałem - mruknąłem.
- Mówiłem, że sprawa nie wygląda dobrze.
Pomyślałem o Willu McHugh - prawie czułem na sobie jego nawiedzony wzrok - a potem o
biednym Mickeyu Monk.
- Dlaczego mi to pan pokazał?
Nie od razu odpowiedział. Jego rysy nagle stężały.
- Może zdołałbym ci pomóc, Charley.
- O co panu chodzi?
- Chciałbyś wygrać? Mimo tej rekomendacji?
- Sąd nie zawsze postępuje zgodnie z rekomendacją.
- Prawda.
- Panie sędzio, co mi pan sugeruje?
Rozejrzał się wokół, a potem przeniósł wzrok na Kanadę.
- Pięknie tu - rzekł. - Tak spokojnie.
Uśmiechnął się łagodnym, tajemniczym uśmiechem, jakby coś wiedział, ale jeszcze nie był
gotów tego wyznać.
- Być może mógłbym ci pomóc - oznajmił wprost. - W tej sprawie chodzi o duże pieniądze i
dlatego jest pole do manewru. Cieszę się, że zgodziłeś się na moją pomoc. Zostań tutaj, Charley, i
podziwiaj widoki. Skontaktuję się z tobą pózniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl