[ Pobierz całość w formacie PDF ]

391
gle uświadomiłem sobie, gdzie tkwi problem. Mówiliśmy różnymi językami. Przybysz
nie rozumiał moich słów, a ja nie pojmowałem jego mowy. Sztuczne ucho najwyraz-
niej chwytało sens naszych wypowiedzi; szeptem przekazywało skoczkowi moje słowa
i podpowiadało, co należy mówić, a on powtarzał możliwie dokładnie. Uznałem, że jeśli
tak dalej pójdzie, minie sporo czasu, nim się dowiem, jakie życie mój gość prowadził
w niebiosach. Usadowiłem się wygodnie i sam zacząłem opowiadać.
Po chwili nieznajomy także usiadł i wsłuchiwał się uważnie nie tyle w moje słowa,
co w szept dobiegający z urządzenia; od czasu do czasu kiwał głową, zmieszany wy-
rzucał w górę ramiona albo podnosił do ust pięści zaciśnięte tak mocno, że ich kostki
całkiem pobielały. Dość szybko pojmował trudne sprawy, lecz banalna uwaga o pięknej
pogodzie całkiem zbiła go z tropu. Pod koniec dnia mogliśmy już rozmawiać całkiem
swobodnie. Uważnie dobierał słowa, lecz nadal zdania sensowne mieszały się z dzi-
wacznymi. Oczy miał rozbiegane; śledził podejrzliwym spojrzeniem świergotliwe ptac-
two i brzęczące owady; na widok motyla zerwał się jak oparzony. Siedział naprzeciwko,
wciągając mnie do rozmowy, jakby nie było dziwnego w tym, że zjawiłem się na łące,
a nasze spotkanie zostało dawno zaplanowane i szczęśliwie doszło do skutku. Z dru-
392
giej strony jednak, przerażały go drobiazgi. Uwalniał się od lęku jedynie wówczas, gdy
słuchał lub mówił, co robił z wielkim przejęciem.
W końcu dał mi znak, bym umilkł. Podciągnął ubrudzone trawą kolana, objął je
rękoma i powiedział:
 Tak. Nadeszła pora, żebym ci wyjaśnił, dlaczego tu jestem.
 Dobrze. Powiedz, jeśli chcesz  odparłem. Skrzywił się, jakby zabrakło mu
cierpliwości, lecz zaraz wziął się w garść.
 Przybyłem odebrać naszą własność, która jest zapewne w twoim posiadaniu.
Zdziwiło mnie słowo  własność , którego nie użyłem w rozmowie. Sam usłyszałem
je zalewie parę razy w życiu.
 Jaką własność?
W jednej z niezliczonych kieszeni miał cienką srebrną rękawicę, która pochłaniała
słoneczne promienie.
 Chodzi o rękawiczkę, taką jak ta  odparł.  Ale najważniejszy jest pewien
drobiazg. WyglÄ…da jak. . . jak. . .
393
 Gałka  podpowiedziałem. Po chwili dodałem, chociaż lęk ściskał mnie za gar-
dło:  Odpowiesz mi na jedno pytanie?
 Możesz zadać trzy pytania  oznajmił, wyciągając ku mnie trzy palce.
 Czemu trzy?
 Tradycja.
 Zgoda. Niech będą trzy  odparłem. Wymieniłem je po kolei, jak to czynili ci
z Rejestru.  A  Czym jest rękawica oraz kula i co je łączy z nieboszczykami, na
przykład z wujem Plunkettem? Be  Jak się dowiedziałeś, że je mam? Ce  Skąd
przybywasz?
Wysłuchał moich pytań z głową pochyloną na bok, gdzie tkwiło sztuczne ucho,
po czym skinął głową. Po raz pierwszy odkąd spadł z nieba, uśmiechnął się ponuro
i tajemniczo, a jego nieprzenikniony wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej zagadkowy.
 Doskonale  stwierdził.  Zgodnie z tradycją najpierw odpowiem na trzecie
pytanie. Przybyłem  wskazał palcem niebo  stamtąd. Z miasta zwanego przez nie-
których Laputa. Wiedziałem, że masz naszą własność, bo specjalne urządzenie odebrało
charakterystyczny sygnał. Nie był to odgłos, który słyszałeś, tylko zupełnie inny, ledwie
394
uchwytny dzwięk. Oba przedmioty łączą się nierozerwalnie z osobą Daniela Plunket-
ta, uważanego przez ciebie za nieboszczyka; przyniosłem go tutaj na własnych plecach
z niebiańskiego miasta. Tak się sprawy mają.
 Wychodzi na to, że jesteś aniołem, skoro rozmawiasz ze mną o takich spra-
wach.  Przestał się uśmiechać i gestem dał mi do zrozumienia, że nie wie, o co chodzi.
 Moim zdaniem trzy pytania nie wyczerpują tematu  stwierdziłem po namyśle.
Usiadł wygodniej i z powagą skinął głową, jakby czekało go trudne zadanie. Trzy-
krotnie zaczynał mówić  za każdym razem w inny sposób  i przerywał, jakby słowa
uwięzły mu w gardle; mogło się zdawać, że każde zdanie wydobywa z własnych trzewi,
nie zważając na wielki ból. Powiedział mi, że prócz Laputy nie ma innych niebiań-
skich miast; to jedno jedyne, które aniołowie zbudowali u kresu swych dni, jest idealnie
przezroczystą, ogromną półkulą o średnicy jednej mili, wykonaną z trójkątnych szybek
ułożonych w koronkowy wzór. Przybysz określił je szczególnym wyrazem, który ozna-
czał, że taki sposób łączenia odciąża całą konstrukcję. A co do szyb, nie były wcale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl