[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jawnych szyderstw pana Bancrofta, który, sam grzecz
ny i uśmiechnięty, nie przestawał naigrawać się z braku
ogłady młodzieńca.
63
Cleone rozpoznała błysk w oku Philipa i, lekko za
trwożona, próbowała zażegnać burzę. Gdy w chwilę
pózniej postanowiła wrócić do domu, Philip zatrzymał
idÄ…cego za niÄ… pana Bancrofta.
- Jedno słowo, sir, za pozwoleniem.
Bancroft odwrócił się, unosząc brwi. Usta wykrzywił
mu pogardliwy grymas.
Philip stał dumnie wyprostowany, z uniesioną głową.
- Pan pozwolił sobie ze mnie szydzić...
- Ja? - przerwał mu przeciągle Bancroft. - Mój dro
gi panie!
- ...a ja tego nienawidzÄ™. ProtestujÄ™ przeciwko takim
manierom.
Brwi Bancrofta uniosły się jeszcze wyżej.
- Pan protestuje... - zawtórował cicho.
- Ufam, że wyraziłem się jasno - warknął Philip.
Bancroft uniósł lornion i zlustrował Philipa od stóp
do głów.
- Czy to możliwe, że zażąda pan satysfakcji? - rzucił
kpiÄ…cym tonem.
- Więcej nawet - odparował Philip. - To pewne.
Pan Bancroft znów zmierzył go pogardliwym wzro
kiem i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Nie bijÄ™ siÄ™ z uczniakami.
Philip oblał się rumieńcem.
- Może dlatego, że się pan boi - rzucił, starając się po
wściągnąć gniew.
- Może - pokiwał głową Bancroft. - A jednak nie
mam reputacji tchórza.
64
Philip zaatakował go jak sęp:
- O ile mi wiadomo, ma pan reputacjÄ™ libertyna!
Teraz z kolei to Bancroft poczerwieniał.
- O! Bardzo przepraszam!
-I jest za co. - Philip skłonił się, po raz pierwszy od
wielu dni rozbawiony.
- Ty... bezczelny chłystku! - wysapał Bancroft.
- Wolę to, niż być bezczelnym wypacykowanym fir-
cykiem.
Pod grubą warstwą pudru twarz pana Bancrofta płonęła.
- Sam pan tego chciał, panie Jettan. Spotkam się z pa
nem. Kiedy i gdzie tylko pan sobie życzy.
Philip poklepał rękojeść szpady, a pan Bancroft do
piero wtedy zauważył, że młody Jettan nosi szpadę.
- Panie Bancroft, zauważyłem, że ma pan zwyczaj no
sić szpadę, więc, przezornie, i ja wziąłem swoją. Kiedy"
to teraz, a gdzie" to tutaj! - Wskazał zagajnik za ota
czającym ogród żywopłotem. Efekt był bardzo teatralny
i Philip poczuł zadowolenie.
Bancroft prychnÄ…Å‚ pogardliwie:
- Dosyć to prostackie, panie Jettan. Czy proponuje
pan, by zrezygnować z tak niepotrzebnych formalności,
jak sekundanci?
- Myślę, że możemy sobie zaufać - stwierdził wspa
niałomyślnie Philip.
- Prowadz pan. - Bancroft skłonił się uprzejmie.
To, co pózniej nastąpiło, nie wyglądało już tak elegan
cko. Bancroft bardzo wprawnie władał szpadą, Philip na
tomiast jeszcze nigdy w życiu się nie bił. Fechtunek ni-
65
gdy go nie interesował i sir Maurice dawno już stracił
nadzieję, że zdoła nauczyć go czegoś więcej, oprócz pod
staw. Philip był jednak bardzo rozgniewany i nieostroż
ny i zadawał pchnięcia tak gwałtownie i po wariacku, że
Bancroft, który zamierzał się z nim trochę zabawić, ani
się obejrzał, jak otrzymał sztych w ramię. Potem walczył
już uważniej i szybko trafił celnie Philipa powyżej łokcia.
Ręka dzierżąca oręż zadrżała, szpada upadła na ziemię.
Bancroft otarł chusteczką swoją broń, schował ją do po
chwy i ukłonił się.
- Niech to będzie dla pana nauczka - powiedział,
po czym się oddalił, zanim Philip zdołał podnieść
szpadÄ™.
Dwadzieścia minut pózniej Philip wkroczył do ho
lu Sharley House, z ramieniem owiÄ…zanym chusteczkÄ…,
i zapytał o pannę Cleone. Gdy mu powiedziano, że jest
w saloniku, pomaszerował wprost do niej.
Na widok jego skaleczonego ramienia Cleone wydała
cichy okrzyk i poderwała się z fotela.
- Och! Co... co ci się stało? Jesteś ranny!
- To drobnostka. Nie ma o czym mówić - odparł
Philip. - Odpowiedz mi szczerze, Cleone. Kim jest dla
ciebie ten jegomość?
Cleone znów usiadła. Biedny Philip nigdy nie był
bliższy klęski.
- Absolutnie pana nie rozumiem - odparła oficjalnym
tonem.
- Czy kochasz tego... tego nadętego durnia? - zapy
tał Philip.
66
- Co za impertynencja! - wykrzyknęła Cleone. - Kto
dał panu prawo, by pytać mnie o takie rzeczy?
- Kochasz go? - powtórzył Philip, marszcząc groznie
brwi.
- Nie, nie kocham! To znaczy... Och, jak pan śmie!
Philip podszedł bliżej. Srogi mars zniknął z jego
czoła.
- Cleone... czy ty... czy mogłabyś mnie... pokochać?
Cleone milczała.
Philip podszedł jeszcze bliżej i przemówił schrypnię
tym głosem:
- Wyjdziesz za mnie?
Nadal cisza, ale błękitne oczy spoglądały teraz w dół.
- Cleone! - wybuchnÄ…Å‚ Philip - Nie chcesz chyba ja
kiegoÅ›... mizdrzÄ…cego siÄ™, upudrowanego... franta?
- Nie chcÄ™... nieokrzesanego... wiejskiego... prostaka
- zabrzmiała okrutna odpowiedz.
Philip żachnął się.
- Tak o mnie myślisz?
Jakaś nuta w jego głosie sprawiła, że łzy napłynęły
Cleone do oczu.
-Ja... nie... ja... och, Philipie, nie mogłabym poślu
bić cię takim, jaki jesteś!
- Nie? - zapytał bezdzwięcznie. - Gdybym jednak
stał się podobny do... twego ideału... mogłabyś wyjść
za mnie?
- Ja... ach, nie powinieneś... zadawać takich pytań.
- Nie chcesz mnie takim, jaki jestem. Nie chcesz miło
ści szczerego, uczciwego mężczyzny. Pragniesz gładkich
67
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Cykl Gwiezdne Wojny Epizod 4 Nowa Nadzieja George Lucas
- Hendrickson Emily Ryzykowna gra
- Clark_Lucy_ _Odrobina_szalećąĂ˘Â€Âźstwa
- Beltrame Gaddi2005 RiggingRomanWreck
- D20021169
- Jennifer L. Jordan Kristin Ashe Mystery 1 A Safe Place to Sleep
- Burroughs, Edgar Rice Tarzan The Lost Adventure
- 210. Davis Suzannah Najpić™kniejszy prezent
- Alchemical Mass
- 0415423511.Routledge.Understanding.Terrorist.Innovation.May.2007
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teen-mushing.xlx.pl