[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoim stroju i został, by obejrzeć rozgrywki licealistów. Nie przejął się zanadto porażką,
twierdził, że to wina lepszej obrony drużyny Reed Prep.
Ashley nie sądziła, by kiedykolwiek mogła do własnej porażki podejść w równie
honorowy sposób. Zwłaszcza że jej grupa cheerleaderek została praktycznie przejęta
przez wroga! Co to za zespół, który występuje bez kapitana? Dosłownie gotowała się w
środku.
Dzięki Bogu, że miała chociaż chłopaka. Sama nie byłaby w stanie przeżyć tak
koszmarnego upokorzenia. Namiętnie ścisnęła ramię Tri, który w roztargnieniu poklepał
ją po kolanie. Znajdował się w innym świecie, siedział na skraju fotelika, dopingując
drużynę Gregory Hall, szalejąc za każdym razem, gdy zawodnicy w niebiesko-zło-tych
barwach przedostawali się w pobliże bramki przeciwnika. Na szczęście tym razem jego
szkoła prowadziła pięć do czterech. Chyba. Ashley za nic nie mogła skoncentrować się
na meczu.
Na zewnątrz się uśmiechała, ale to, co działo się w jej duszy, to już zupełnie inna historia.
Jej najlepsze przyjaciółki zaplanowały i wykonały układ taneczny. Przed kamerami i za
jej plecami. Bez niej. Za. Jej. Plecami. Miała ochotę krzyczeć albo mocno w coś kopnąć.
Niestety, obserwowała ją telewizja.
Nie była pewna, jak powinna teraz postąpić. I to nie było do niej podobne. Zwykle
odpowiedni plan działania przychodził do niej natychmiast. W końcu - heloł! - była w
tym najlepsza.
Najlepsze w Klice było, iż stanowiły ją we trzy. Kiedy A. A. nie kręciła się w pobliżu,
mogła ją obgadywać z Lili. Gdy znikała Lili, Ashley mogła skumać się z A. A. i to z nią
tworzyć prawdziwą elitę. Jak to się mówi, trzy osoby to już tłum, ale Ashley uwielbiała
tłumy takich rozmiarów. Dzięki temu miała nad wszystkim kontrolę.
Teraz jednak, kiedy na scenę wkroczyła Lauren, cała subtelna równowaga nieco się
zachwiała. Lili znalazła w niej sprzymierzeńca. I dziś Lauren zatańczyła na pozycji zare-
zerwowanej zawsze dla Lili. A sama Lili? Kwitła w centrum, w miejscu zaklepanym od
dawna przez Ashley. To niefajne. Bardzo niefajne. Jeśli Lili chciała w ten sposób dać jej
coś do zrozumienia - przekazać, że jest zbędna i że ktoś może zająć jej pozycję - to
doskonale się jej to udało. Wiadomość odebrana. Jasno i wyraznie.
Taka sytuacja była Ashley zupełnie nie na rękę. I tak miała w tej chwili wiele na głowie.
Na przykład problem Tri, który nadal jej nie pocałował. Nawet nie spróbował. Po jej
chłodnej reakcji na ten niechlubny uścisk przy drzwiach, zaczął się żegnać uściskiem
dłoni. Co to za facet, który na pożegnanie podaje rękę? Może onieśmiela go jej uroda?
Tak zapewne powiedziałaby jej mama. Gdyby mama tylko wiedziała. Ale Ashley nie
zamierzała dzielić się akurat tą informacją. Z nikim.
W odróżnieniu od A. A. Ashley nie chciała mieć w chłopaku przyjaciela. Potrzebowała
mężczyzny - takiego, który ją ubóstwia, obsypuje kwiatami, trzymają za rękę i całuje. Tri
był kochany, przystojny i słodki, ale bez pocałunków nijak nie pasował do roli
prawdziwego faceta. Co z nim nie tak? Bo przecież problem nie może tkwić w niej?
- Ashley! - doleciał ją głos A. A. i niemal zapadła się pod ziemię, widząc zmierzające ku
niej po schodach A. A., Lili i Lauren. Za nimi wspinał się ten kretyn Jasper i jeden z
kamerzystów.
Zdawała sobie sprawę, że przyjaciółki zapewne czują się winne i zechcą załagodzić
sytuację. Musiała szybko wszystko przeanalizować. Jak się zachować? Być gniewną i
oziębłą? Smutną i porzuconą? Tak zakochaną w Tri, że nie zauważyła nawet ich
nędznego występu?
Rzuciła spojrzenie na kamerę i zrozumiała, jak powinna postąpić.
- Hej ślicznotki! - zawołała wesoło. - Zwietnie wam poszło!
- Nie jesteś zła? - spytała Liii, wciskając się na miejsce obok i muskając jej policzek w
udawanym pocałunku. Lauren przysiadła obok Lili, a A. A. schowała się tuż za nią, uni-
kając wzroku Ashley. Przynajmniej ona jedna miała dość przyzwoitości, by się wstydzić!
- Co? O czym ty mówisz? Jestem z was dumna! - zachwyciła się Ashley.
Lili nie próbowała nawet ukryć swego zmieszania. To było przyjemne.
- Hej, A. A. - Tri pochylił się do powitania. - Kiepsko nam dziś poszło, co?
- Mieliście po prostu pecha.-AA wzruszyła ramionami.
- Tak, cóż, nasz pierwszy bramkarz skręcił nogę. Hunter Mason. Poprzednio występował
w Bellingham i jest naprawdę świetny. Gdyby dziś mógł zagrać, zwycięstwo byłoby
nasze - uśmiechnął się chłopak.
- Na pewno - przytaknęła nieco zbyt zdawkowo A. A. Ashley obrzuciła przyjaciółkę
wymownym spojrzeniem. Przecież A. A. nie mogła być nadal zła za to, że Tri wybrał
ją...? Co za nędza! A. A. miała wcześniej milion szans, żeby go wyrwać - w końcu przez
jakiś czas byli irytująco nierozłączni. I to nie wina Ashley, że chłopak w efekcie
zainteresował się bardziej wyrafinowaną dziewczyną.
- Na pewno nie jesteś zła? - spytała Lili chyba po raz setny. Czyżby chciała się pokłócić
przed kamerami? Ashley nie miała jednak zamiaru jej na to pozwolić.
- Dlaczego miałabym się złościć? - odpowiedziała tak, jakby był to największy absurd
świata.
- No wiesz - ciągnęła Lili, wygładzając niebiesko-złotą spódniczkę. Tylko ona nie
przebrała się po występie. - Gdybyśmy wiedziały, że się tu dziś pojawisz, oczywiście
wzięłybyśmy cię ze sobą. Ale tak ciężko cię ostatnio złapać. To pewnie wina Tri.
Zajmuje ci cały wolny czas.
A więc w ten sposób chciały to rozegrać. Ashley zaczerpnęła głęboko powietrza i przez
jedną szaloną chwilę zaczęła się zastanawiać, czy nie pozwolić Lili na doprowadzenie do
scysji. Tyle mogła w tej chwili powiedzieć. O przyjazni, zdradzie, kłamstwach i ciosach
w plecy... ale nie. Kamery. Głosy widzów. Na jęczącą pannę nikt przecież nie zagłosuje.
Musiała zachować spokój. Nie mogła spoliczkować tych trzech zdrajczyń, które
zapomniały, że Klika bez Ashley jest jak hotdog bez parówki.
- Mam po prostu sporo na głowie - powiedziała, westchnęła i wzięła Tri za rękę. Chłopak
nieco się spłoszył, ale przynajmniej uśmiechnął się do niej, zanim z powrotem skupił się
na meczu. - Bardzo dużo czasu spędzamy razem.
Podniosła wzrok na Lili i uśmiechnęła się znacząco.
- Chyba - dodała - muszę od ciebie pożyczyć błyszczyk. Poprzedni się trochę... starł -
puściła oko do kamery.
No co? Całowanie się z własnym chłopakiem to nic złego!
- Niegrzeczna dziewczynka - zachichotała Lili.
A. A. poruszyła się niespokojnie na siedzeniu.
- Nie rozumiem, dlaczego usiedliście tak daleko - jęknęła. - Nic stąd nie widać.
- Chcesz się przesiąść? - spytał Tri, patrząc na koleżankę, ale Ashley mocno ścisnęła jego
dłoń. Nigdzie nie pójdą, a już na pewno nie z powodu A. A. Poza tym, nie spodobało się
jej to, że wtrącił się do rozmowy dopiero, kiedy odezwała się koleżanka.
- Teraz już nie ma sensu - rzuciła ostro A. A., po czym zwróciła się do Lauren i pokazała
jej coś w zachowaniu bramkarza przeciwnej drużyny.
- Czyli w ogóle nie jesteś na nas zła? - nacisnęła Lili, nieco nerwowym tonem. To właśnie
cała Lili. Nie miała tego tupetu co Ashley. Jeśli chciała zachowywać się jakby nigdy nic,
powinna być konsekwentna. Powinna była się wcześniej tego nauczyć. Od lepszych.
- Lili, uspokoisz się wreszcie? - Ashley roześmiała się srebrzyście. - Sama powiedziałaś,
że byłam w tym tygodniu bardzo zajęta. A uczyć się nowego układu tylko po to, żeby
potańczyć w przerwie... cóż, to trochę kiepskie, nie?
- No raczej - Lili sprawiała wrażenie zdruzgotanej. Zwietnie! - Choć jeśli dziś wygrają,
dostaną się do finału. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl