[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kroków. Sky momentalnie zrywa się z łóżka i wybiega z sypialni. Nie
mam najmniejszych wątpliwości, że chce jak najszybciej dopaść do
swojej komórki i przeczytać wiadomość ode mnie. W normalnych
okolicznościach jej niecierpliwość rozśmieszyłaby mnie. Jednak tylko
wpatruję się w okno jej pokoju. Jest mi coraz ciężej na duchu, w miarę
jak fragmenty układanki powoli zaczynają tworzyć całość i układać się
w jej imiÄ™. Sky... Czyli niebo...
 Niebo jest zawsze piękne , przypominam sobie własne słowa
sprzed lat. Opieram się o ceglaną ścianę i wciągam powietrze w płuca.
To, że stoję tutaj i zastanawiam się nad tym po trzynastu latach,
zakrawa na jakiś marny dowcip. Jeśli to prawda... jeśli ona naprawdę
jest... to zniszczy jej życie. Dlatego muszę zdobyć namacalny dowód 
coś, czego dosłownie będę mógł dotknąć, żeby potwierdzić swoje
podejrzenia. Jeśli nie znajdę takiego namacalnego dowodu, ta
dziewczyna na zawsze pozostanie dla mnie Sky.
Niczego bardziej nie pragnÄ™.
ROZDZIAA PITNASTY
Les,
pamiętasz, jak w dzieciństwie nagle zabroniłem mówić do siebie
Dean? Nigdy nikomu nie powiedziałem dlaczego, nawet Tobie.
Mieliśmy po osiem lat i po raz pierwszy, a zarazem ostatni, w
życiu pojechaliśmy do Disneylandu. Czekaliśmy w kolejce do
rollercoastera. Tata miał jechać z Tobą, bo byłaś za niska, żeby zrobić
to sama. Ja byłem zaledwie kilka centymetrów wyższy, ale to już
wystarczało do odbycia samodzielnej przejażdżki. Strasznie Cię to
wkurzało.
Kiedy dotarliśmy na czoło kolejki, tata i Ty wsiedliście do
pierwszego wagonika, a ja musiałem poczekać na następny. Stałem tam
sam i cierpliwie czekałem. Gdy się odwróciłem, jakieś sto metrów dalej
zobaczyłem mamę. Stała przy wyjściu, czekając na nas. Pomachałem
do niej, a ona odwzajemniła się tym samym. Kiedy się odwróciłem,
właśnie zatrzymywał się przede mną mój wagonik.
I wtedy ją usłyszałem.
Usłyszałem Hope wykrzykującą moje imię. Stanąłem na palcach i
odwróciłem się w kierunku, z którego dochodził jej głos.
 Dean!  krzyczała. Głos dobiegał z daleka, ale miałem
pewność, że to ona, ponieważ rozpoznałem jej sposób mówienia.
Zawsze przeciągała moje imię, tak że wydawało się, że składa się z
więcej niż jednej sylaby. Bardzo to lubiłem, więc teraz słysząc jej krzyk,
wiedziałem, że to ona. Musiała mnie zauważyć z daleka i krzyczała,
żebym przybiegł jej na pomoc.
 Dean!  krzyknęła ponownie, tyle że tym razem głos wydawał
się jeszcze bardziej odległy. Słyszałem w nim nutkę paniki. Sam
zacząłem panikować, bo wiedziałem, że jeśli udam się na
poszukiwania, będzie ze mną zle. Mama i tata przez cały tydzień
przypominali nam, że mamy się nie oddalać bez pozwolenia.
Zerknąłem na mamę, ale nie patrzyła na mnie, tylko na Ciebie i
tatę mknących w wagoniku. Nie miałem pojęcia, co robić. Jeśli odejdę,
nie będzie wiedziała, gdzie jestem. Ale gdy znów usłyszałem Hope
wykrzykującą moje imię, przestało mnie to obchodzić. Musiałem ją
znalezć.
Zacząłem biec na tył kolejki, w kierunku, z którego dobiegał jej
głos. Ja również zacząłem ją wołać, mając nadzieję, że mnie usłyszy i
ruszy mi na spotkanie.
Jezu, Les, byłem taki podekscytowany. A zarazem przerażony.
Wiedziałem, że nasze modlitwy zostały wysłuchane, i teraz tylko ode
mnie zależy, czy ją znajdę. Bałem się, że mi się to nie uda, że nie będę
wystarczajÄ…co szybki.
Musiałem to wszystko odpowiednio zaplanować. Uznałem, że
kiedy tylko jÄ… znajdÄ™, najpierw rzucÄ™ siÄ™ jej w ramiona, a potem szybko
chwycę ją za rękę i zaciągnę do miejsca, gdzie stoi mama. Będziemy
stali przy wyjściu, więc Hope będzie pierwszą osobą, jaką zobaczysz po
opuszczeniu wagonika.
Wiedziałem, że będziesz szczęśliwa na jej widok. %7ładne z nas nie
było naprawdę szczęśliwe od dwóch lat, czyli od jej porwania. Wreszcie
mieliśmy szansę to zmienić. Zaczynałem wierzyć, że Disneyland to
naprawdę najszczęśliwsze miejsce na świecie.
 Hope!  krzyknąłem, przykładając dłonie do ust. Biegałem
przez kilka minut, starając się znów usłyszeć jej głos. Trwałoby to
wieki, gdyby nie to, że nagle ktoś złapał mnie za rękę i skutecznie
zatrzymał. To była mama. Objęła mnie i uściskała, ale ja usiłowałem
się wyrwać.
 Dean, nie możesz tak sobie biegać!  krzyknęła. Uklękła,
chwyciła mnie za ramiona i mną potrząsnęła.  Już myślałam, że się
zgubiłeś.
Chciałem dalej szukać Hope, ale trzymała mnie mocno.
 Przestań!  Była wyraznie zdezorientowana faktem, że usiłuję
się wyrwać.
Popatrzyłem na nią w panice i potrząsnąłem głową, próbując
złapać oddech i znalezć właściwe słowa.
 To...  Pokazałem w stronę, w którą chciałem biec.  To Hope,
mamo! Znalazłem Hope! Musimy tam iść, zanim znowu się zgubi.
Spojrzała na mnie ze smutkiem i widziałem już, że mi nie wierzy.
 Dean  wyszeptała, kręcąc głową.  Kochanie...
Było jej mnie żal. Nie wierzyła mi, bo nie po raz pierwszy
wydawało mi się, że znalazłem Hope. Jednak tym razem się nie
myliłem. Wiedziałem to.
 Dean!  krzyknęła ponownie Hope.  Gdzie jesteś?
Teraz znajdowała się o wiele bliżej. Wydawało mi się, że płacze.
Mama spojrzała w tamtym kierunku. Wiedziałem, że też to usłyszała.
 Musimy ją znalezć, mamo  powiedziałem.  To ona. To Hope.
Mama spojrzała mi w oczy i zrozumiałem, że się boi. Skinęła
głową, po czym chwyciła mnie za rękę.
 Hope?!  krzyknęła, przeszukując tłum. Teraz oboje
wykrzykiwaliśmy jej imię. Pamiętam, że w pewnej chwili spojrzałem na
mamę. Kochałem ją bardziej niż kiedykolwiek przedtem, ponieważ mi
uwierzyła.
Ponownie usłyszeliśmy moje imię, tym razem z bliska. Mama
spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Oboje puściliśmy się
biegiem do miejsca, skąd dobiegał głos Hope. Przedarliśmy się przez
tłum i... wtedy ją zobaczyłem. Stała odwrócona plecami do nas,
całkiem sama.
 Dean!  krzyknęła raz jeszcze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl