[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w wykrochmalone bryły deportowane ze Lwowa ultrakatoliczki nachylające się nad
stoiskiem pełnym różańców, nawet one nie są miejscowe. Nawet dzieci z zasranymi
czekoladą policzkami. Wszyscy jakby tu przyjechali, zresztą, tak jest w każdej
nadmorskiej miejscowości, a autochtoni tylko chowają się w piwnicach, nabijając
kolejne ułamki euro na obsługiwane przez ciekłokrystaliczne panele kasy fiskalne.
Wakacje i morze, reklama Pepsi od zaplecza, exodus w zaszczanych bonanzach
ku snom młodości. Każda młodość wygląda w sumie jak Inaczej niż w raju. Chociaż
nie kochałem się z pięknymi kobietami na wydmach przy wschodzie słońca. Co do
wschodów słońca nad morzem, ograniczałem się tylko do palenia blantów. Więc, może
tak naprawdÄ™, nie wiem.
Wszyscy są przyjezdni. Zacząłem więc, w poszukiwaniu informacji, naciskać
guziki przypadkowych domofonów. Dopiero za szóstym razem, w trochę bardziej
zaniedbanym domu, za to z olbrzymim ogrodem, ktoś odebrał.
- Słucham - wyskrzeczał głos przez głośnik.
- Czy nie wie pani, gdzie jest dom państwa Izdebskich?
- To tutaj - odparł przesterowany, zmodulowany głos z przerdzewiałego
głośniczka. - A o co chodzi? Właścicieli nie ma.
Zacinam się. Po prostu się zacinam. To za dużo. Zwiadomość zwęża mi się jak
szosa, gdy wsiadasz na motor z sekundowym przyśpieszeniem do dwustu na godzinę.
Trzask. Trzask. Igła skacze po twardym dysku. Jest cienka linia pomiędzy
normalnością a szaleństwem. Na rzeczy, które się dzieją, patrzysz jak na jasno
wytyczony program. Nie umiesz przewidzieć przyszłości, ale normalnym jest, że
istnieje logika przyczynowo-skutkowa, że nie ma czegoś takiego jak ekstremalnie zły
pech, jak przeznaczenie, jak piątek trzynastego, że owszem, otacza cię układanka, ale
pewne rzeczy po prostu nie powinny mieć miejsca. Niektóre zbieżności nie powinny
mieć miejsca. Kurwa, nie żyjemy w tarocie.
Tu poczucie rzeczywistości. Uwaga - niektóre elementy systemu operacyjnego
wydajÄ… siÄ™ zawirusowane.
- Nic, mam pocztę, zostawię w skrzynce awizo - po chwili mówi jakiś
wkodowany we mnie system obronny.
Tu poczucie rzeczywistości. Fatalny błąd systemu.
- Mogę podpisać - odpowiada szczekaczka.
- Nie ma takiej potrzeby. Do widzenia - odpowiada program.
Reset. Permanentny reset, sto resetów na milisekundę. Idę do sklepu po
alkohol, w kieszeni spodni pieszczę pięćdziesięciozłotówkę. Jakikolwiek, może być
nawet denaturat. Chociaż przez chwilę boję się, czy gdy wejdę do środka, nie zobaczę
jej za ladą, podającą mi z uśmiechem piwo i paluszki na koszt firmy, mówiącą: chodz
na zaplecze. Mam tam podpiętą konsolę. I Legend Of Zelda.
Nie odwracam się nawet w kierunku tego nawiedzonego domofonu, który
może zaraz zacząć recytować listę moich prezentów na komunię świętą, datę i godzinę
pierwszej polucji, nazwiska osób, które rzygały na moich ostatnich urodzinach.
Obudziłem się o szóstej. Nie mogłem ruszyć nawet twarzą. Była przyklejona do
poduszki. Nie mogłem oderwać policzka, musiałem cały się zmusić, cały zaprzeć się w
łóżku, aby materiał odkleił mi się od skóry.
Usiadłem na łóżku. Nie było co analizować. Bezsensem byłoby dłużej czekać,
chociaż jedna część mojej głowy w ogóle nie wiedziała, co tak naprawdę reszta ciała
ma zamiar zrobić. Reszta ciała chciała się poczuć jak bohater kaset Smashing
Pumpkins, i tylko nieświadome z powodu obronnego odruchu pół głowy chciało
zostać w życiu podzielonym na nadruki na bieliznie.
Idz z prądem. Nie wejdziesz drugi raz do tego samego szamba. Spakowałem do
torby koszulki, bluzę, trzy pary bielizny, szczoteczkę do zębów, zapalniczkę, długopis,
dwie paczki tytoniu.
Wysyłasz w moim kierunku echo, nawet jeśli tego nie wiesz, ja dostałem
właśnie sygnał z centrali i muszę ślepo podążać w jego kierunku, jak przysysany przez
magnes aluminiowy leming.
Czuję się jak nie ja. Odwracam się w kierunku łóżka, bo mam wrażenie, że tam
nadal leży to ciało, dwadzieścia pięć lat w luznych bokserkach, w luznej sytuacji,
pogubiony chłopiec, wieczny harcerz, kolekcjoner nalepek z poobgryzanymi skórkami
na palcach. Dziewczyno z Nintendo, dziękuję, może właśnie dzięki tobie odkryłem, że
jestem nieśmiertelny?
Zostawiam kartkę z napisem - wyjeżdżam na domek na parę dni.
Biorę telefon, tylko po to, by za jakieś parę godzin zgubić go, podczas biegu do
zatrzymujÄ…cego siÄ™ samochodu.
Biorę parę bułek i jakieś parówki z lodówki. Zamykam za sobą delikatnie drzwi
i idę w kierunku szosy. Idę wyasfaltowaną drogą, przez polepione z klocków
przedmieścia, nade mną niebo dostaje wylewu, słyszę pierwsze szczeknięcia psów, ale
jeszcze nie ma nikogo, nie o tej porze, jeszcze nie. Idę, tam gdzie muszę iść, jak
samotny wariat, to szalone, to idiotyczne, to irracjonalne nawet jak na Love Story 10,
nawet jak na teledysk o miłości, bo przecież to jest życie, to nie jest telewizja,
wszędzie na trawnikach leżą psie gówna, śmieci wypadają z kosza, brodaty, zasapany
facet wnosi do spożywczego skrzynki z chlebem i popiół z jego szluga spada na
bochenki.
I chyba właśnie się obudziłem.
I chyba właśnie się obudziłem. Nie chciałem jej przestraszyć. To była
zdecydowanie ostatnia rzecz, jaką chciałem zrobić. Powiedziałem tylko - cześć, Kaśka.
Musiałem powiedzieć to - cześć, Kaśka, w tej właśnie sekundzie, nie powiedziałem
tego Ja, po prostu została wykonana pewna procedura. Powiedziałem:
- Cześć, Kaśka.
A ona wypuściła grę z ręki, nagle się poderwała, zrenice w jej wielkich oczach
tak się rozszerzyły, że jeszcze chwila, a zaczęłyby zasysać do środka całą pobliską
materiÄ™.
Obudziłem się. Podrapałem się po głowie i patrzyłem na uaktywniający się
program absolutnego przerażenia. Miała rację. Ale to dobrze - teraz wpadliśmy w sieć
braterstwa. Teraz już jesteś moja, do cholery, teraz tak samo wypadasz z
rzeczywistości, teraz oboje musimy skręcić na ziemię, bo logika spakowała się,
pożegnała nas i wyszła.
Przerażenie trwa chwilę. Podnosi grę z ziemi, kładzie ją na huśtawce i
podchodzi do ogrodzenia. Przerażenie znikło. Wykonuje teraz wzmożoną pracę
recepcyjną, coś w rodzaju psiego obwąchiwania - marszczy brwi, podciąga do góry
drobny nos, trzyma dłonie na biodrach. Podchodzi do barierki, bliżej, coraz bliżej, i
znów muszę przestroić wzrok, żeby widzieć pigment, przebarwienia, skórę, schowane
pod nią żyły.
Chodz, poskanujmy siÄ™ nawzajem.
Chodz.
- Co ty najlepszego zrobiłeś? Co ty tu w ogóle robisz? Czemu tutaj jesteś? -
pyta, wystawiając rękę przez kraty, by sprawdzić, czy to nie jest halucynacja od
nadmiaru obcowania z telewizorem, czy to nie jest defekt siatkówki wywołany przez
nadmiar obcowania z systemem PAL.
- Ale po co? - pyta ponownie.
- To straszne - dodaje po chwili.
- Akurat byłem w okolicy - tego nie mówi akurat żaden program. Nie
wykreślałem w głowie map prawdopodobnych dialogów. Może dlatego, że nie miałem
w tym żadnego celu.
- Ale po co? - pyta ponownie, patrzy sobie na stopy, mnie obrzuca wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl