[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Najzupełniej! — potwierdziła Dina.
— Może dać na to słowo! — dodała April. — Wiemy z całą pewnością.
Pan Holbrook odetchnął z ulgą.
— W takim razie papiery muszą być jeszcze w willi — rzekł — i policja może je zna-
167
leźć lada chwila!
— Nie wiadomo, czy są w willi — powiedziała Dina.
Spojrzał na nią zdumiony.
— Jak to?
April zabrała głos.
— Mamy własną hipotezę — oznajmiła. — Niech pan pamięta, że nasza matka pi-
sze powieści detektywistyczne, mamy więc sporo wiadomości z dziedziny kryminali-
styki i tropienia zbrodniarzy. — April miała nadzieję, że to przemówienie zaimponu-
je adwokatowi.
— April dobrze mówi! Racja! — wmieszał się Archie.
April uszczypnęła go jednak, więc umilkł zaraz.
— Przypuszczamy — ciągnęła dalej — że w swoich papierach pani Sanford miała
dokumenty kompromitujące pewne osoby. Ktoś zapewne wśliznął się ukradkiem do
willi, znalazł te papiery i zniszczył. Jeśli tak było, to ta osoba musiała wynieść wszystko
z willi, bo na miejscu, przy ścisłym nadzorze policji, nie miała czasu posegregować pa-
pierów. Musiała więc ta osoba spalić wszystko, bo gdyby wybrała i zniszczyła tylko te
dokumenty, które jej dotyczyły, to w razie czego ściągnęłaby właśnie na siebie podejrze-
nia. Rozumie pan?
— Jesteś doprawdy bardzo sprytna, moje dziecko — rzekł pan Holbrook z uznaniem.
Wstał, zrobił parę kroków w kierunku drzwi, wyciągnął chustkę, otarł nią czoło, złożył
ją znowu systematycznie, schował do kieszeni. — Bardzo dziękuję za lemoniadę. Od-
świeżyła mnie znakomicie.
— Ach, nie ma za co! — grzecznie odpowiedziała Dina.
Odprowadzili gościa aż na ganek. Tu pan Holbrook zatrzymał się i z teką w ręku po-
patrzył z zainteresowaniem na willę Sanfordów.
— Gdybym miał pewność! — westchnął.
— Niech pan najlepiej przeszuka dom jeszcze raz — poradziła April.
— Ba, a policja? — odparł. — Nie okazują mi wcale zrozumienia. Dom jest ustawicz-
nie strzeżony. Nie ma rady...
— Na północnej ścianie willi jest pod dzikim winem krata — oznajmiła April. — Nic
łatwiejszego, jak wejść tamtędy. Z daszku nad gankiem otwiera się okno do hallu na
pierwszym piętrze.
— Doprawdy? — rzekł pan Holbrook. Nagle zmarszczył brwi. — Nie namawiasz
mnie chyba, moje dziecko, żebym po kracie wspinał się ukradkiem do willi nieboszczki
pani Sanford? Toż to byłoby przestępstwo!
— Oczywiście! — przyznała April. — Postąpiłby pan nielegalnie.
— No właśnie! — kiwnął głową pan Holbrook. Spojrzał podejrzliwie na April,
a wzrok jego pytał wyraźnie: „Czy ty czasem nie kpisz sobie ze mnie?” Lecz gdy dłuż-
168
szą chwilę patrzał na słodką twarzyczkę, oczy mu złagodniały. Bezstronnie obdzielił całą
trójkę uśmiechem, mówiąc: — Raz jeszcze dziękuję za lemoniadę. Do widzenia!
Odkrzyknęli „do widzenia” chórem. Dina i Archie chcieli wracać do domu, lecz April
szepnęła:
— Pss! Czekajcie chwilę!
Czekali więc. Pan Holbrook w połowic schodów przystanął, obejrzał się, wszedł
z powrotem o parę schodów wyżej i zawołał: [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl