[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uśmiechem. - Wesela są zabawne. - Podeszła do Matta i dosiadła go, kołysząc bio-
drami. - Poznaje się tam interesujących ludzi. - Pogładziła jego szerokie bary.
Dobrze wiedział, że to próba odwrócenia uwagi, ale jego ciało zareagowało
S
R
błyskawicznie. Przelotnie zastanowił się, czy istnieje jakiś dzienny limit seksu i jak
blisko granicy się znalazł. Była to jednak ostatnia spójna myśl, bo władzę przejął
instynkt. Kiedy język Elli zajął się badaniem skóry za jego uchem, Matt wstał i za-
niósł ją do sypialni.
Całe łóżko pokrywały ubrania wyjęte do pakowania. Matt zgarnął je na bok i
ułożył Ellę w pościeli, klękając na brzegu materaca. Niestety, trafił kolanem na coś
śliskiego i upadł, pociągając ją za sobą na ziemię. Huknął głową o coś tak mocno,
że aż zobaczył gwiazdy.
- Do diabła! - zaklął.
- Nic ci się nie stało? - spytała, usiłując wyplątać się ze śliskiej narzuty, która
spowodowała niefortunny incydent.
- Tylko się poobijałem - mruknął, masując nabrzmiewający guz.
- Chcesz lodu? - spytała Ella, wyciągając spod niego zimowe buty.
Matt już miał potrząsnąć przecząco głową, ale tylko jęknął, kiedy kark prze-
szył mu gwałtowny ból.
- Nie trzeba. O co się uderzyłem?
- Nie powiem.
Aatwo jednak było dostrzec winowajcę. Spod sterty ciuchów wystawała
drewniana rama.
- No i proszę - oznajmił triumfalnie, wyciągając oprawiony obraz.
- Matt, zaczekaj...
Była to akwarela przedstawiająca fontannę. Sposób malowania strumieni po-
południowego światła przywodził na myśl impresjonistów.
- To jest... - jąkała się Ella, unikając jego wzroku.
- Rumienisz się... - Gdy przygryzła wargę, Matt uważniej przyjrzał się malo-
widłu i dostrzegł inicjały w rogu. E.A.M. Ella Augustine Mackenzie. - Ty to nama-
lowałaś?
- Takie tam hobby - wymamrotała coraz bardziej czerwona i spróbowała ode-
S
R
brać mu obrazek.
Matt odsunął go poza jej zasięg. Pochylił się i wyciągnął spod łóżka jeszcze
kilka płócien. Nie był ekspertem, ale z łatwością dostrzegł ogromny talent. Przekła-
dał kolejne blejtramy. Jezioro Michigan, panorama Chicago, domek na plaży. Każ-
dy z nich namalowany był w nieco innym stylu, ale wszystkie łączyło nieuchwytne
podobieństwo. Kilka minut uważnej obserwacji uświadomiło mu, że to gra świateł i
cieni nadaje im wspólny mianownik.
- Malujesz światło.
- Zaskakujesz mnie - szepnęła. - Nie wiedziałam, że znasz się na sztuce.
- Nie jestem ekspertem, ale jednym z przedmiotów w liceum była historia
sztuki. Zresztą nasza firma w Atlancie wspiera artystów, więc trochę się pod-
szkoliłem. I powiem ci, że twoje prace są naprawdę dobre. I bardzo osobiste. Tak
jak impresjoności, utrwalasz swoje ulotne emocje i wrażenia.
- Dziękuję. - Westchnęła z ulgą i gestem głowy wskazała trzymany przez nie-
go obrazek z domkiem na plaży. - To mój dom.
- Jest piękny... Ella, mówiłem poważnie. Zwietnie malujesz. Sprzedałaś już
coÅ›?
- Coś ty! - zawołała ze śmiechem. - Maluję, bo lubię. Też miałam zajęcia z
malarstwa w szkole.
- To powinnaś wiedzieć, że mogłabyś sprzedawać te obrazy. Nie wyobraża-
łem sobie ciebie jako komputerowca i już wiem, dlaczego. Masz artystyczną duszę.
- Potarł guz i położył się na łóżku.
Przycupnęła obok i zaczęła delikatnie masować mu głowę.
- Miło, że podobają ci się moje malowidła, ale to dla mnie bardzo osobista
sprawa. Dotąd widziała je jedynie Mel.
- Każda sztuka jest osobista, ale nie oznacza to jeszcze, że nie można jej sko-
mercjalizować.
- Trudno to wyjaśnić - przyznała z westchnieniem po chwili namysłu.
S
R
- Spróbuj - poprosił, odprężając się pod wpływem jej kojącego dotyku.
- Każde z tych miejsc jest dla mnie ważne. Coś mnie z nimi wiąże. To tak,
jakbym musiała je kochać, żeby móc namalować. Pomysł, żeby tak wiele siebie
wystawić na sprzedaż... cóż...
- Emocje czy nie, mogłabyś tym zarabiać na życie.
- Masażem?
- Malowaniem.
- Przez jakiś czas poważnie się nad tym zastanawiałam. Nawet chciałam prze-
nieść się po szkole do Nowego Orleanu i żyć wśród tamtejszej bohemy.
- Trzeba było tak zrobić. - Zamruczał z rozkoszy, kiedy zaczęła masować mu
ramiona.
- Artyści głodują, komputerowcom to nie grozi. A skoro muszę jeść, wybór
zawodu był prosty.
- Przecież marzyłaś o zostaniu artystką - powiedział zapalczywie, siadając na
łóżku.
- Matt, złotko, gdyby wszyscy spełniali swoje marzenia, mielibyśmy świat pe-
łen astronautów i gwiazd rocka. Jakoś przecież trzeba płacić rachunki.
- Mój ojciec przez trzydzieści lat chodził do znienawidzonej pracy tylko dla-
tego, że musiał płacić rachunki. Od życia trzeba chcieć czegoś więcej.
- Jednak przyznasz, że to dość ważne. - W jej głosie zabrzmiały stalowe nutki.
- Moi rodzice dostosowali życie do swoich marzeń i młodo umarli, zostawiając
mnie dziadkom bez grosza przy duszy. Musieli poświęcić swoją emeryturę, żeby
mnie wychować i utrzymać. To nieodpowiedzialne.
- Tak, ale...
- Sam przyznałeś, że pracujesz wiele godzin dziennie, bo chcesz zostać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl