[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ha spotkał drugiego. Patrzcie! Ha spada z urwiska... taki jest obraz. Wtedy
nadbiega ten drugi. Woła do Mala: "Ha wpadł do wody!" Fa przyjrzała mu się z bliska. -
Ten drugi nie przyszedł.
Stara kobieta chwyciła ją za przegub ręki.
- A więc Ha nie spadł. Idz szybko, Lok. Poszukaj Ha i tego drugiego.
Fa spochmurniała.
- Czy ten drugi zna Mala? Lok znowu się roześmiał. Każdy zna Mala!
Fa szybko machnęła ręką nakazując mu milczenie. Przytknęła palce do zębów. Nil
wpatrywała się we wszystkich. nie mogąc pojąć, o czym mówią. Fa wyciągnęła palce z ust i
wskazała jednym na twarz starej kobiety.
- Oto, jaki jest obraz. Jest ktoś... inny. Nie należy do naszych ludzi. Mówi do Ha:
"Chodz! Tutaj jest dużo jadła, więcej, niż ja potrzebuję!" Na to Ha mówi...
Umilkła. Nil zaczęła krzyczeć piskliwym głosem: - Gdzie jest Ha?
Stara kobieta odpowiedziała:
- Poszedł z drugim człowiekiem.
Lok chwycił Nil i lekko nią potrząsnął.
- Wymienili między sobą słowa albo zobaczyli razem jeden obraz. Ha opowie nam, a
ja za nim pójdę. - Lok przyjrzał się wszystkim po kolei. - Ludzie rozumieją się nawzajem.
Po chwili zastanowienia skinęli głową ze zrozumieniem.
Liku zbudziła się i uśmiechnęła do wszystkich. Stara kobieta zaczęła się krzątać po
jaskini. Szeptem mówiła coś do Fa, porównywały wspólnie kawałki mięsa, podnosiły w
górę kości sprawdzając ich ciężar, po czym wróciły do paleniska, na którym bulgotał
żołądek, i toczyły ze sobą jakiś spór. Nil usiadła przy ogniu z oczami pełnymi łez i jadła
machinalnie, z bierną uporczywością. Nowy powoli wysunął się na jej ramię i chwiejąc się
popatrzył na ogień, po czym znowu skrył się pod włosami Nil. Stara kobieta spojrzała
ukradkiem na Loka, a wtedy całkowicie zatarł mu się i tak już niezbyt wyrazny obraz Ha i
drugiego człowieka. Stał przestępując z nogi na nogę. Liku zbliżyła się do żołądka, ale
oparzyła sobie palce. Stara kobieta nie spuszczała oczu z Loka i w końcu Nil, pociągnąwszy
nosem, zwróciła się do niego z pytaniem:
- Widzisz obraz Ha`? Prawdziwy obraz'?
Stara kobieta wzięła kij Loka i podała mu do ręki. Stanęła w blasku ognia
połączonego z blaskiem księżyca. Lok natychmiast opuścił jaskinię, same nogi go poniosły.
WidzÄ™ prawdziwy obraz.
Fa szybko wyciągnęła kawałek mięsa z żołądka i podała Lokowi, ale mięso było tak
gorące, że musiał je przerzucać z ręki do ręki. Popatrzył z powątpiewaniem na kobiety i
poszedł w stronę zakrętu. Jaskinia oświetlona była blaskiem ognia, tutaj wszystko
wydawało się czarne i srebrne, czarna wyspa, skały i drzewa, rysujące się wyraznie na tle
nieba, srebrzysta rzeka z oślepiającym blaskiem, migocącym przy ujściu wodospadu. Nagle
noc stała się brzemienna samotnością, a obraz Ha zniknął na dobre. Lok obejrzał się w
stronę jaskini z nadzieją, że tam odnajdzie obraz. W urwisku na górze terasy jaśniał otwór
jaskini z falistą linią czerni u dołu, tam gdzie wznosiła się ziemia i zasłaniała ogień. Widział
Fa i starą kobietę, które siedziały razem i trzymały między sobą kawał mięsa. Minął zakręt i
tam z miejsca ogłuszył go huk wodospadu. Wbił w ziemię kij i przykucnął, aby zjeść swój
posiłek. Mięso było miękkie, gorące i smakowite. Ponieważ nie odczuwał już dotkliwego
głodu, mógł rozkoszować się przyjemnością jedzenia, nie musiał łapczywie połykać.
Trzymał mięso tuż przy twarzy przyglądał się jego bladej powierzchni, którą księżyc le piej
oświetlał niż rzekę. Zapomniał o jaskini i o Ha, ważny był tylko jego brzuch. Kiedy tak
siedział ponad huczącym wodospadem, a przed nim rozciągały się niewyraznie zarysowane
rozległe połacie lasów przetykanych rzeką, na jego błyszczącej od tłuszczu twarzy malowało
się beztroskie szczęście. Ta noc była chłodniejsza od poprzedniej, ale nie dokonywał
porównań. Mgiełka unosząca się nad wodospadem lśniła jak diament w jasnym blasku
księżyca i przypominała lodową taflę. Wiatr ustał, jedynie zwisające paprocie, kołysane
przez wodę, świadczyły o istniejącym tu życiu i nieustannym ruchu. Patrzył na wyspę
niewidzącym wzrokiem, całą jego uwagę pochłaniał rozkoszny smak na języku, mlaskanie
przy przełykaniu i napięta skóra na brzuchu.
Zjadł wreszcie cały kawałek. Otarł rękami twarz, a wystającym z kija kolcem oczyścił
zęby. Znowu przypomniał sobie o Ha, o jaskini i starej kobiecie i błyskawicznie poderwał
się na nogi. Zaczął się posługiwać nosem z pełną świadomością, czołgając się na wszystkie
strony i węsząc po skale. Mieszały się tu różne zapachy, a jego nos nie wydawał się zbyt
sprawny. Wiedział, dlaczego tak się dzieje, więc pochylił się spuszczając niżej głowę, aż
poczuł wodę na ustach. Napił się, a następnie wypłukał usta. Wspiął się i przycupnął na
zwietrzałej, skale. Deszcze wygładziły jej powierzchnię, ale pobliskie przejście przy zakręcie
było poryte głębokimi bruzdami. Przechodzili tędy niezliczoną ilość razy ludzie tacy jak on.
Stał przez chwilę tuż nad przewalającym się z hukiem wodospadem i węszył z uwagą. Cała
gama zapachów rozchodziła się w przestrzeni i w czasie. Tuż przy ramieniu wyczuwał
najświeższy zapach ręki Nil na skale. Poniżej skupiła się kompozycja zapachów, zapachów
wszystkich ludzi, którzy przechodzili tędy onegdaj, zapach potu, mleka, a także kwaśny
zapach cierpiącego Mala. Lok posegregował wszystkie zapachy, wyłączył się z tych, które go
nie interesowały, a skupił tylko na ostatnim, na zapachu Ha. Z każdym zapachem łączył się
obraz wyrazniejszy niż pamięć, a także żywa, ściśle określona obecność, tak więc Ha stał się
znowu realny. Lok utrwalił w głowie obraz Ha i postanowił go utrzymać, aby nie
zapomnieć o Ha.
Stał skulony, trzymając kij w ręku, po czym z wolna uniósł głowę ujął w obie dłonie.
Kostki u rąk mu zbielały, zrobił ostrożny krok w tył. Istniało jednak jeszcze coś. Nie
dostrzegał tego, kiedy myślał o wszystkich ludziach jednocześnie, ale wystarczyło, aby
posortował zapachy i wyeliminował te znane, a pozostawał jeden zapach bez obrazu. Teraz,
kiedy już zwrócił na to uwagę, czuł jego nasilenie przy zakręcie. Ktoś tam stał, z ręką na
skale, pochylony, i zaglądał na terasę i w głąb jaskini. Lok nie musiał się zastanawiać, od
razu zrozumiał to pełne zakłopotania zdumienie na twarzy Nil. Zaczął się posuwać wzdłuż
urwiska, z początku powoli, potem coraz szybciej, aż przemknął się ukradkiem po
frontowej części skały. W pełnej zamętu głowie wirowały mu różne obrazy: tutaj była Nil,
oszołomiona, przerażona, tam był ten drugi, a dotąd doszedł szybkim krokiem Ha...
Lok odwrócił się i popędził z powrotem. Na platformie, gdzie tak nieoczekiwanie się
wtedy przewrócił, zapach Ha urywał się, jakby kończyło się urwisko.
Lok wychylił się i spojrzał w dół. Wodorosty kołysały się pod powierzchnią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl