[ Pobierz całość w formacie PDF ]

komentarzem.
Książę małżonek, Disraeli, fiordy norweskie, dawni łyżwiarze Szwajcarii - wszystko to składało się na ten dziwny rzut
oka w przeszłość.
Prezenter zakończył seans słowami:
- Pokazaliśmy ci wspaniałe zabytki z dalekich stron świata. Niech twoja hojność wynagrodzi oglądane cuda, bo
widziałeś rzeczy prawdziwe.
I na tym koniec. Victoria była zachwycona.
- To było naprawdę cudowne - powiedziała. - Nigdy bym w to nie uwierzyła.
Właściciele fotoplastikonu uśmiechali się z dumą. Victoria wstała z ławeczki, a siedzący po drugiej stronie Richard
wyleciał w powietrze i legł na ziemi w niezbyt dystyngowanej pozie. Victoria przeprosiła go, ale chciało jej się śmiać.
Richard zapłacił, rozpoczęła się ceremonia pożegnania, życzenia pomyślności, prośby o błogosławieństwo boże, aż
wreszcie siÄ™ rozstali. Victoria i Richard wsiedli do samochodu, a dwaj ludzie z kinem ruszyli pustynnym traktem.
- Dokąd oni idą? - spytała Victoria.
- Przenoszą się z miejsca na miejsce. Po raz pierwszy spotkałem ich w Jordanii na drodze prowadzącej od Morza
Martwego do Ammanu. Teraz kierują się do Karbali, wybierają oczywiście nieuczęszczane trakty, dają przedstawienia
w odległych miasteczkach.
- Może ich ktoś podwiezie? Richard zaśmiał się.
- Nie będą chcieli. Kiedyś spotkałem pewnego starszego człowieka na szosie z Basry do Bagdadu i zaproponowałem
mu, że go podrzucę. Zapytałem go, kiedy spodziewa się dotrzeć do celu, odparł, że za dwa miesiące. Więc
powiedziałem, żeby wsiadł do samochodu, a dotrze na miejsce póznym wieczorem. Podziękował i odmówił. Dwa
miesiące nie robiły mu żadnej różnicy. Czas tutaj nic nie znaczy. To przekonanie zapada w człowieku raz na zawsze i
czerpie on z niego dziwnÄ… satysfakcjÄ™.
- Tak, mogę to zrozumieć.
- Dla Arabów nasz zachodni pośpiech jest całkowicie niezrozumiały, a nasz sposób przechodzenia prosto do sedna
sprawy uważają za wielki brak wychowania. U nich trzeba zawsze odsiedzieć swoją godzinkę na rozmowie o tym i
owym albo, jeśli kto woli, można milczeć.
- Gdybyśmy tak zaprowadzili taki zwyczaj w biurach w Londynie! To dopiero byłaby strata czasu.
- Tak, ale wracamy do pytania: czym jest czas? i czym jest strata czasu?
Victoria zamyśliła się. Samochód dalej zmierzał donikąd z całkowitą pewnością siebie.
- Gdzie to jest? - spytała.
- Tell Aswad? Dokładnie w samym środku pustyni. Zaraz zobaczy pani zikkurat. Niech pani teraz spojrzy na lewo.
Tam, gdzie pokazujÄ™ palcem.
- Czy to chmury? - spytała Victoria. - To nie może być przecież łańcuch górski?
- To góry. Pokryte śniegiem szczyty Kurdystanu. Zobaczyć je można tylko przy bardzo dobrej widoczności.
Ogarnęło ją senne uczucie zadowolenia. Mogłaby tak jechać przez całe życie. Och, dlaczego wdała się w te obrzydliwe
kłamstwa? Skuliła się jak dziecko na myśl o karze. Przed nią niemiły finał. Jak wygląda doktor Pauncefoot Jones? Jest
zapewne wysoki, ma długą siwą brodę i groznie zmarszczone brwi. Ale co tam, niech sobie będzie wściekły, i tak
wyprowadziła w pole Catherine, Gałązkę Oliwną i Rathbone'a.
- To tam - powiedział Richard i wskazał ręką przed siebie.
Victoria zobaczyła mały punkcik daleko na widnokręgu.
- To jeszcze kawał drogi.
- Nie, tylko parÄ™ mil. Zobaczy pani.
I rzeczywiście. Punkcik zmienił się błyskawicznie w kulkę, potem w pagórek, a wreszcie w wielki imponujący tell. Z
jednej strony znajdował się długi, rozwalający się budynek z adobe.
- Nasza baza - powiedział Richard.
Zajechali z piskiem opon przed dom, witani szczekaniem psów. Ubrani na biało służący, szeroko uśmiechnięci, wyszli
im na spotkanie.
Po ceremoniach powitalnych Richard powiedział:
- Nie spodziewano się tutaj pani tak szybko. Ale przygotują pani łóżko. I zaraz będzie gorąca woda. Na pewno chce się
pani umyć i odpocząć. Doktor Pauncefoot Jones jest na tellu. Idę do niego. Ibrahim zajmie się panią.
Richard oddalił się, a Victoria poszła do domu za uśmiechniętym Ibrahimem. Oślepiona blaskiem słońca stwierdziła,
że wewnątrz panuje półmrok. Przeszli przez bawialnię z dużymi stołami i kilkoma zniszczonymi fotelami, potem
okrążyli podwórko i znalezli się w pokoiku z małym okienkiem. Stało w nim łóżko, nieociosana komoda, stół z
dzbankiem i miską oraz krzesło. Ibrahim uśmiechał się, potakiwał i przyniósł duży dzban gorącej, nieco błotnistej
wody i ostry ręcznik. Następnie, uśmiechając się przepraszająco, wyszedł i wrócił z małym lusterkiem, które ostrożnie
powiesił na gwozdziu na ścianie.
Victoria była naprawdę szczęśliwa, że może się umyć. Zaczynała odczuwać wielkie znużenie i wyczerpanie, poza tym
lepiła się z brudu.
- Na pewno okropnie wyglądam - powiedziała do siebie i podeszła do lusterka.
Przez kilka sekund patrzyła na swe odbicie w osłupieniu. To nie była ona, nie Victoria Jones.
Po chwili zrozumiała: osoba spoglądająca na nią z lustra miała drobne, czyste rysy Victorii Jones, ale była platynową
blondynkÄ…!
Rozdział dziewiętnasty
I
Richard znalazł doktora Pauncefoot Jonesa przy wykopaliskach: siedział w kucki obok nadzorcy robót i delikatnie
opukiwał małym kilofem jakąś ścianę.
Pauncefoot Jones przywitał się z Richardem jak z kolegą po fachu.
- Witam, drogi Richardzie. A więc przyjechał pan. Spodziewałem się pana we wtorek. Nie wiem dlaczego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl