[ Pobierz całość w formacie PDF ]

byłeś za wszystko odpowiedzialny. Czy będziesz umiał mi
wybaczyć? – spytał niepewnie.
– Nie muszę ci niczego wybaczać. Kocham cię i zrobiłbym dla
ciebie wszystko.
– Ja też cię kocham i jestem ci wdzięczny – powiedział Conner i
położył dłoń na ręce dziadka.
– Zrobiłem, co tylko możliwe, by pomóc twojemu ojcu –
odezwał się Joseph po chwili milczenia. – Starałem się też
wytłumaczyć mu, że nie powinien przekreślać swojego życia
tylko dlatego, że nie był w stanie uratować życia innej osoby.
110
– To właśnie starałem się wytłumaczyć niedawno Mattie –
wtrącił Conner.
Joseph uśmiechnął się.
– Ta dziewczyna jest twoim przeznaczeniem – stwierdził.
Zaskoczony Conner pochylił się do przodu.
– Mówisz tak, jakbyś był tego pewien. Skąd możesz wiedzieć?
– Zaczęliście sobie wzajemnie pomagać, zanim zdążyliście się
dobrze poznać – zauważył Joseph. – Będziecie zgodną parą.
Conner potarł dłonią podbródek i skrzywił się.
– Nie wiem, czy przyznałaby ci rację – powiedział i pokręcił
głową. – Ostatniego wieczora skrytykowałem wszystko – jej
sposób życia, pracę, poświęcenie, nawet jej zdrowy rozsądek.
Obawiam się, że moje bezpardonowe słowa zniszczyły szansę
na wspólną przyszłość.
– Bzdury pleciesz – roześmiał się Joseph. – Oczywiście, ludzie
zachowują się czasem niemądrze, ale potrafią sobie to
wzajemnie wybaczyć. Najlepiej będzie, jeśli pójdziesz i
powiesz, co do niej czujesz.
Mattie spoglądała na spokojną taflę jeziora. Miała nadzieję, że
urok tego zakątka uciszy w niej wszystkie emocje. Rozpierała ją
duma, bo Brenda i Scotty byli już bezpieczni daleko stąd. Mattie
skontaktowała się z pewną kobietą w Albuquerque, która
obiecała im dach nad głową do czasu, gdy Brenda znajdzie
pracę i stanie na własnych nogach.
Po powrocie z dworca autobusowego Mattie znów poczuła się
samotna w pustym domu. Nie mogła zasnąć, a wczesnym
rankiem zerwała się z łóżka i okryta kocem wyszła na taras.
Zwykle wspaniałe kolory budzącego się dnia napełniały ją
optymizmem, jednak dziś tak się nie stało. Wróciła więc do
pokoju, ubrała się szybko i poszła na spacer wzdłuż jeziora.
Poprzedniego wieczora usłyszała od Connera sporo niemiłych
111
słów. Jak się okazało, miał na jej temat niezbyt pochlebne
zdanie. Bardzo ją to zabolało, choć na pewno na jego
zachowanie wpłynęła również obecność Scotty’ego. Z
udręczonego wyrazu jego twarzy domyśliła się, że powróciły
wspomnienia z dzieciństwa. A ona odwróciła się wtedy i
odeszła, zostawiając go samego. Teraz żałowała.
Pocieszało ją tylko, że w tamtej chwili dwie osoby oczekiwały
od niej pomocy. Conner i tak był zbyt wzburzony, by cokolwiek
do niego dotarło. Teraz przypominała sobie jego serdeczne
gesty, pocałunki, spojrzenia. Od pierwszej chwili okazywał jej
troskę i zainteresowanie. Potrafił ją rozśmieszyć i zawsze był
gotów do pomocy. Dopiero przy nim zaczynała czuć, że
naprawdę żyje.
Dzięki niemu zrozumiała, że poświęcając się dla innych,
zapomniała o własnym życiu. W pierwszej chwili nie chciała się
z tym zgodzić, jednak w końcu doszła do wniosku, że Conner
mógł mieć rację. Ale to i tak nic nie zmieniło. Zdecydowała się
na takie życie przed pięcioma laty i tak zostanie, nawet jeśli
oznaczało to samotność. Trudno, sama wybrałaś, pomyślała i
łzy popłynęły jej po policzkach.
– Mattie? – usłyszała za plecami głos Connera.
Starła palcami łzy i spojrzała w jego kierunku.
– Wszędzie cię szukam – powiedział i podszedł bliżej.
– Conner – zaczęła i odwróciła głowę, żeby nie zauważył łez. –
Nie mam ochoty na żadne sprzeczki.
– Jesteś smutna – stwierdził.
Usiadł obok, nim zdążyła zaprotestować, i objął jej dłonie.
– Jak tamta kobieta i dziecko? Wszystko w porządku? Nic im
się nie stało?
Mattie spojrzała mu w oczy. Nie drwił i nie żartował.
Posprzeczał się z nią, zwątpił w jej zdrowy rozsądek, a
jednocześnie nadal przejmował się losem Brendy i jej syna. W
112
tym momencie zdała sobie sprawę, że go kocha. Nie znała
nikogo takiego jak on. Intrygował ją, fascynował i pociągał.
– Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się, że pragnąłeś czegoś do
bólu, a jednocześnie wiedziałeś, że to niemożliwe? – spytała
nagle.
Conner długo się nie odzywał. Uważnie patrzył jej w oczy.
Mattie poczuła się nieswojo. Miała nadzieję, że nie uznał jej za
wariatkę.
– O co naprawdę chodzi, Mattie? – Spytał w końcu. – Dlaczego
jesteś taka smutna?
Z twojego powodu, miała ochotę powiedzieć, ale w tej chwili
jeszcze nie potrafiła się na to zdobyć. Coraz trudniej znosiła
samotne życie i równie trudno było jej przyznać się do tego.
– Nie martw się o Brendę i Scotty’ego – powiedziała, zamiast
odpowiedzieć na pytanie. – U nich wszystko w porządku –
zapewniła z westchnieniem i spojrzała na gładką taflę jeziora. –
Po prostu jestem trochę przygnębiona. Czasem mi się to zdarza.
Zwłaszcza, gdy tak jak teraz w pensjonacie nie ma żadnych
gości.
– Biedactwo – powiedział Conner ze zrozumieniem. – Wkładasz
tyle serca i wysiłku w pomaganie innym. A kto ma pomagać
tobie?
Cofnęła dłonie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl