[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No więc co zrobiłaś? spytał wreszcie.
Nic specjalnego. Załatwiłam im specjalną hipotekę, która umożliwia im pozostanie we
własnym domu oraz otrzymywanie stałego, miesięcznego dochodu. Długi na hipotece zostaną
uregulowane po sprzedaży domu.
A do tego czasu oboje będą wąchać kwiatki od spodu i nawet nie mrugną.
Juliana przewróciła oczami.
Niczego nie owijasz w bawełnę, Opal.
Oczywiście przytaknęła Opal. Dlatego też przyszłam ci podziękować, Juliano.
Jesteś córką swego ojca, a ja nie znałam porządniejszego faceta. Byłby z ciebie dumny jak
paw, dziewczyno.
Ja... ja też byłam z niego dumna przyznała.
I była to prawda. Wreszcie była to prawda. Bo, być może po raz pierwszy w życiu, nie
czuła nic prócz dumy, kiedy porównano ją z ojcem. Co z tego, że nie zarobiła na umowie z
Burtonami? To była prawdziwa lekcja. Miała wrażenie, że powinna im jeszcze dopłacić. Na
tę myśl roześmiała się głośno.
Upały ciągnęły się w nieskończoność... sześć dni... siedem... Trawa i chwasty brązowiały
i marniały na zboczach wąwozu, drzewa i krzewy usychały. W sadzie coraz częściej
pojawiały się dzikie zwierzęta w poszukiwaniu wody zwłaszcza kojoty i węże.
Juliana czekała z zapartym tchem na decyzję Bena w sprawie sprzedaży. Teraz martwiła
się, że zle postąpiła, i nie była pewna, co powinien zrobić Ben. Wszystko byłoby o wiele
prostsze, gdyby choć na chwilę pozbył się dumy i przyjął od niej pieniądze.
Czego oczywiście nie zrobi.
Tymczasem życie biegło dalej. Ponieważ Paige miała lada dzień wrócić z Europy, Juliana
z ociąganiem zaczęła się przygotowywać do powrotu do domu.
Kiedy życie staje się trudne, słabsi uciekają zauważył ponuro Ben.
To nie jest w porządku powiedziała ze ściśniętym gardłem. Kiedy się tu
przeniosłam, uzgodniliśmy...
Wiem, co uzgodniliśmy. Odwrócił się gwałtownie i skierował do drzwi.
Ben?
Zatrzymał się z ręką na klamce. Wyglądał jak wykuty w kamieniu.
Jutro wybieram się do Los Angeles. Po powrocie pojadę prosto do domu. Poproś
mnie, żebym została, błagała go w myśli.
Rób, jak uważasz odparł niedbale, otwierając drzwi.
Pójdziesz ze mną na bal, prawda? Do licha, to zabrzmiało jak prośba, jak błaganie.
Może nim było.
Wzruszył ramionami.
Jasne. Karty wstępu sporo kosztują. Nie chciałbym, żebyś coś straciła. I odszedł.
Tej nocy rozbudził ją do tak gorączkowego szczytu, że myślała, iż nigdy jej nie zaspokoi.
A potem leżała w ciemności i zastanawiała się, czy właśnie w ten sposób chciał jej
powiedzieć, że choć wróci do domu i będzie próbowała żyć jak dawniej, nic już nie będzie
takie samo.
Tak jakby musiał jej o tym przypominać.
Kiedy w piątek wyjeżdżała do Los Angeles, Ben nawet nie wrócił z sadu, aby się
pożegnać. W pobliżu nie było nawet kota.
Przygnębiona jechała obrzeżem wąwozu. Na tarasowatych zboczach mignął jej Ben
wśród drzew. Pomachała mu. Uniósł ramię w krótkim, pożegnalnym geście, niczym antyczny
posąg z brązu.
Cały dzień próbowała skoncentrować się na pracy.
Wracając do Summerhill, przyznała przed sobą, że nie chce opuszczać Bena. Spędziła z
nim najszczęśliwsze tygodnie swego życia, a była tak bliska odwrócenia się od nich i od
niego.
Z zachodu niósł się pustynny, niszczycielski wiatr. Temperatura dochodziła do
czterdziestu stopni, a na bezchmurnym niebie płonęło rozżarzone słońce.
Ben przykucnął na zasłanej liśćmi ziemi pod drzewem awokado, w gęstym cieniu gałęzi.
Odgrzebał czarną rurkę irygacyjną i obejrzał ją uważnie. Nosiła ślady zębów. Kojoty. One też
szukały wody. Do diabła, zaklął w duchu, odrzucił rurkę i wstał. Od odjazdu Juliany nie
ruszał się z sadu. Czas wrócić do domu i stanąć oko w oko z panującą w nim pustką.
Gdy zbliżał się do stajni, na drogę wypadła Włóczęga. Ben uśmiechnął się na jej widok.
Przynajmniej kotka nie uciekła.
Czy Juliana zostałaby z nim, gdyby sprzedał to miejsce? Była to zaskakująca myśl i Ben
zatrzymał się, by ją rozważyć. Nagle ujrzał szary cień wyskakujący zza drzew z szybkością
błyskawicy w kierunku Włóczęgi.
Kojot! krzyknął Ben. Na dzwięk jego ostrzegawczego krzyku kot drgnął, zjeżył sierść
i zaczął kręcić się w kółko, próbując zorientować się, co się dzieje.
Za pózno zobaczył kojota. Drapieżnik, nie zwalniając biegu, chwycił Włóczęgę w pysk.
Ben ruszył za rabusiem, przemykając się i klucząc pod niskimi gałęziami drzew. Kojot
uciekał bez wysiłku z kotem zwisającym mu bezwładnie z pyska. Ben oddychał z trudnością,
przedzierając się przez drzewa. Wiedział, że jest za pózno. Kotka z pewnością była już
martwa. Biegł jednak.
Zaczepił nogą o rurkę irygacyjną i przewrócił się na miękką poduszkę z liści. Klnąc,
wygrzebał się w samą porę, by zobaczyć kojota znikającego za nasypem prowadzącym do
drogi. Z walącym sercem dotarł do nasypu. Wokół było pusto. Ani śladu kota ani rabusia.
Włóczęga przestała istnieć. Ben odchylił głowę do tyłu, a z jego gardła wydarł się krzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- James Fenimore Cooper (As Jane Morgan) Tales For Fifteen (PG) (v1.0) [txt]
- CAĹYYYY Smith Lisa Jane PamiÄtniki wampirĂłw 05 PowrĂłt o zmierzâŚ
- Jane Yolen Pit Dragon 02 Heart's Blood
- Lindskold, Jane [Firekeeper 05] Wolf Hunting
- Campion Jane i Pullinger Kate Fortepian
- Jane Porter Wyprawa do Brazylii
- Austen, Jane Pr
- The Andrades 2 Home to Me Ruth Cardello
- 368. Harlequin Romance Dale Ruth Jean Apartament dla nowoĹźeĹcĂłw
- Check Your English Vocabulary for Leisure, Travel and Tourism
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teen-mushing.xlx.pl