[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głową, odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Na następną lekcję Flora i Ada szły do chaty Bainesa w
ulewnym deszczu. Baines miał przyjaznego kundla imieniem
Flynn, którego Flora obrała sobie za obiekt do nękania.
Poszturchiwała go kijem, co pies przyjmował potulnie, dopóki
Flory nie zaczynał zbytnio ponosić temperament. Chował się
wówczas pod domem, skąd dziewczynka próbowała go
wypłoszyć w zacinający deszcz, operując swoją bronią przez
szpary w podłodze werandy. Jej rozochocone podskoki i
okrzyki stanowiły nieodłączne tło rytmicznej gry jej matki.
Podczas gdy Ada McGrath grała w swój zapamiętały
sposób, George Baines spacerował tam i z powrotem po izbie,
Ada zrezygnowała z prób uczenia go i grała dla własnej
przyjemności, lirycznie i namiętnie zarazem. Pod jego
przenikliwym spojrzeniem kradła czas dla siebie.
Baines stykał się z muzyką i śpiewem w szynkach wielu
portów, śpiewał nieraz sam marynarskie pieśni na morzu,
hasał w wielu tancbudach z kobietami, które zadzierały kiecki
i wirowały swawolnie. Nie przypominało to w niczym tej
muzyki. Baines nie był wytrawnym ani wybrednym
słuchaczem, lecz gra Ady McGrath kazała mu słuchać w
sposób, w jaki nigdy dotąd nie słuchał, pochłaniała jego myśli,
przejmowała go wzruszeniem. Zdawało mu się, że mógłby
słuchać w nieskończoność. Zauważył, że lewą dłonią pianistka
utrzymuje stały rytm, prawą zaś wprowadza jakby kontrrytmy.
Pod jej palcami jedna melodia przechodziła płynnie w drugą.
Nie były to pieśni salonowe, gigi ani popularne śpiewki; były
to harmonie z innego świata. Nieodparta siła przyciągała
Bainesa do Ady, przykuwała do jej skupionego milczenia nad
klawiaturą. Miał wrażenie, jakby muzyka nadawała jej
milczeniu samoistny żywot.
Z początku Baines słuchał z pochyloną głową, jednak w
miarę jak muzyka stawała się bardziej zdecydowana, sama
Ada zaś coraz bardziej nią pochłonięta, coraz częściej
podnosił wzrok. Usiadł w drugim końcu izby i delektował się
widokiem kobiety przy fortepianie. Po jakimś czasie przeniósł
krzesło bliżej i ustawił je pod innym kątem. Ada uniosła
głowę, kiedy się przesuwał za jej plecami. Nie pojmowała, jak
Baines może się zadowalać samym słuchaniem, jego
rezygnacja z nauki była dlań niezrozumiała. Lecz zaraz
zatopiła się z powrotem w muzyce i Baines mógł znów
swobodnie obserwować, jak w jednej chwili pochyla się nad
klawiaturą, by w następnej się od niej odsuwać.
Po pewnym czasie Baines ponownie przeniósł za jej
plecami krzesło na drugą stronę fortepianu. Ada śledziła jego
ruchy, świadoma teraz uwagi, z jaką ją obserwuje, i bliskiego
ciepła jego ciała. Z tego miejsca Baines widział lepiej, mógł
się napawać płynnymi ruchami jej rąk na klawiaturze i
najdrobniejszymi fluktuacjami nastroju na jej twarzy. Dłonie
miała gibkie, palce długie, kształtne, delikatne, a mimo to
silne. Dwukrotnie zamknął oczy, westchnął głęboko,
owładnięty tęsknotą i pożądaniem. Widząc jego przymknięte
powieki Ada poczuła niepokój.
Słuchając, George Baines myślał o morzu, o swoich
rozlicznych podróżach. W jego umyśle muzyka kojarzyła się z
kobietami. Ta kobieta, o szczupłych wymownych plecach i
małych dłoniach, które jednak potrafią objąć taki kawał
klawiatury, gra jak w transie, pochłonięta teraz w jego domu
muzyką, tak jak wówczas na plaży. Ma dzisiaj inaczej
zaczesane włosy, zauważył, splecione w misterne warkoczyki
owinięte dokoła uszu, pozostawiające kark całkowicie
obnażony. Baines nie mógł od niego oderwać wzroku.
Nieodparcie przyciągała go jej długa biała szyja, jeszcze
wilgotna od deszczu, w który tutaj szła. Nie zastanawiając się,
co robi, Baines zbliżył się, oparł na jej ramieniu dłoń i złożył
pocałunek na cudownie nagim karku.
Ada odskoczyła od fortepianu, łapiąc oddech i zakrywając
usta dłonią, jakby dla stłumienia okrzyku. Na niepewnych
nogach ruszyła do drzwi.
- Ado! - zawołał Baines, świadom, że popełnił
niewybaczalny błąd. - Nie odchodz, zostań! Ugodzimy się!
Dobijemy... dobijemy targu.
Powiedział to śpiesznie, lecz spokojnie, sam nie wiedząc
w pierwszej chwili, do czego zmierza, pragnąc jedynie ją
zatrzymać. Pomysł przyszedł mu do głowy nie wiadomo skąd,
od razu w pełni ukształtowany.
Ada odwróciła się i popatrzyła na niego w napięciu, lecz i
nie bez chytrości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl