[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejsca.
Jak na niego, jest to wielkie wyznanie, Hermance i Theo nie
wierzą własnym uszom.
 Niewiele małżeństw może powiedzieć, że prowadziły tak
intensywne wspólne życie, jak wy dwoje  mówi Theo. 
Oczywiście, głównie dzięki temu, że nie mieliście dzieci.
 Nie wydaje mi się, żeby to zależało od faktu posiadania dzieci
 oponuje Herma-nce.
 Doskonale rozumiem, co Theo miał na myśli  łagodzi. 
Ale z drugiej strony są-dzę, że w stwierdzeniu Hermance, iż mając
dzieci także można prowadzić intensywne wspó-lne życie, też jest
sporo racji.
Anna powiedziałaby pewnie w tym momencie:
 Ty naprawdę mogłeś zostać tylko adwokatem, bo zawsze ze
wszystkimi siÄ™ zga-dzasz.
Ileż to razy próbował jej wytłumaczyć, że uważne słuchanie
drugiej strony w poszuki-waniu obiektywnej racji, nie oznacza
automatycznie, że człowiek ze wszystkim się zgadza.
Jego myśli znowu wracają do Anny. Przed czterema laty, w drugi
dzień Zwiąt Wielka-nocnych, siedzieli tu wszyscy czworo, Anna
cichutka naprzeciw niego... Musi uważać, bo jak ta rozmowa potrwa
jeszcze dłużej, to zupełnie się rozsypie. %7łeby zmienić temat, pyta o
ich najmłodszego syna, który zaczął właśnie bliżej nieokreślone
studia. Theo z miejsca wygłasza gwałtowną tyradę potępiającą całą
dzisiejszą młodzież, a studentów w szczególności, Herma-nce zaś
tylko z rzadka udaje się wpaść w słowo z jakąś łagodzącą ton jego
wypowiedzi uwa-gÄ….
Nie powracają już w rozmowie do Anny. Trochę tego żałuje,
kiedy w końcu przychodzi pora się pożegnać.
Obiecuje, że niedługo znów wpadnie, zapewnia jeszcze raz, że
kolacja była wyśmienita, chwali wino dobrane przez Theo i
pospiesznie wychodzi za próg. Gdy Theo proponuje, że go podwiezie,
wymawia się czym prędzej, mówiąc:
 Z przyjemnością się przejdę, mały spacerek dobrze zrobi
staremu człowiekowi.
Przed pójściem spać Hermance mówi do Theo:
 Z Coenem nie jest najlepiej, po raz pierwszy w życiu
słyszałam, że nazwał się  sta-rym człowiekiem , a co jeszcze
dziwniejsze, przez cały wieczór w ogóle nie mówił o sobie.
* * *
Nareszcie niedziela.
PoczÄ…tkowe niezadowolenie z wczorajszych odwiedzin szybko
przerodziło się w ra-dość, że jednak zdołał się opanować.
 Teraz to już na pewno jakoś sobie dziś poradzę.
Jest zupełnie spokojny, chociaż nie,  spokojny to nie jest dobre
określenie, rzekłby wręcz, że jest  nieważki . Tak samo czuł się przed
wygłoszeniem mowy obrończej, a jeszcze dawniej, przed ważnymi
egzaminami. Człowiek tygodniami przygotowywał się na ten wielki
moment, a kiedy wreszcie ów nadchodził, osiągał pewnego rodzaju
stan nieważkości, w którym miał swobodę ruchu w dowolną stronę.
Nadal ma jeszcze taką pełną swobodę ruchów.
Może, na przykład, nie przyjąć dzisiejszego gościa.
Ale wtedy nigdy już się nie dowie, kim jest ten drugi. W
przyszłym roku pójdzie na grób Anny jeszcze wcześniej, a po paru
latach w ogóle zapomni, że kiedykolwiek leżał tam drugi bukiet róż.
Poza tym, kto wie, może już niedługo pociągnie. Wprawdzie,
pominąwszy te bóle w kolanie, wciąż czuje się zdrów jak ryba, ale jak
się ma siedemdziesiąt dwa lata, to trudno liczyć, że się jeszcze będzie
nie wiadomo jak długo żyło.
Na szczęście Anna w ogóle nie poczuła śmierci. Siedział przy niej
do ostatniej chwili licząc na to, że może odzyska przytomność, ale
umarła w nieświadomości. Te pełne napięcia chwile oczekiwania,
kiedy Anna wyda ostatnie tchnienie. Siostra dwukrotnie
przygotowywała go na ten moment, ale za każdym razem okazywało
się, że to jeszcze nie koniec. Siedząc przy jej łóżku, po raz pierwszy
namacalnie uświadomił sobie znaczenie słowa  koniec . Oto siedział i
czekał na koniec trwającego nieprzerwanie czterdzieści lat wspólnego
życia. Anna oddychała lekko, wbrew zdrowemu rozsądkowi nadal
wierzył w jakiś cud, przeszkadzało mu, że nie są sami, chciał ująć
dłonie Anny w swoje ręce, ale powstrzymywała go obecność kobiety,
która z racji swego zawodu także była świadkiem ostatnich minut
życia Anny.
W pewnym momencie siostra pochyliła się w jego stronę i
powiedziała zdecydowanym głosem:
 Teraz już pójdzie szybko.
Poczuł, jak wzbiera w nim krzyk, zapragnął przytulić Annę do
piersi, lecz nadal siedział nieruchomo, czekając na jej koniec, a także
koniec jego życia, bo to jest przecież oczywiste, że choć teraz siedzi
sobie tutaj jak u pana Boga za piecem, nie jest to jednak nic innego
niż tylko odroczenie egzekucji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl