[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usłużny portier. Inna sprawa, że sen profesora nie należał do głębokich. Budził się regularnie co pół
godziny i spoglądał na zegarek. Czas pozostający do startu wahadłowca kurczył się z minuty na
minutę. Miał nadzieję, że hipoteza takiego a nie innego nośnika dla emitora okaże się trafna.
W pawilonie hotelowym dla kosmonautów w bazie Patric Air Force, Edwin O'Neal i
Jefferson Hammersmith przechodzili ostatnią kontrolę lekarską. Z zadań poprzedzających start
czekały ich jeszcze rutynowe uściski szefa programu i niedaleka droga do wahadłowca.
Lee Grant, w małej kabinie obok głównej dyspozytorni lotu, był już również przygotowany
do działania...
W tym samym czasie Bonnard i Loulou, w tanim hoteliku na przedmieściu Miami Springs
opodal lotniska, ćwiczą pompki, które ich niemłodym mięśniom mają dać energię
dwudziestolatków. Marcel siódmym zmysłem wyczuwa, że coś się dziś wydarzy. Dzwonek u
drzwi. Czyżby?
Louis cofnął się do łazienki. Nigdy nic nie wiadomo. Naciągnąwszy dół pidżamy, Bonnard
przekręcił zamek. Zmiętoszona twarz majora wsunęła się wraz z rześkim powiewem ranka. Trochę
za wcześnie. Za pół godziny eks-komisarz miał zamiar spotkać się z młodym Polakiem, którego
konwojował emeryt z Londynu. Wiedziałby wtedy znacznie więcej.
- Jestem z polecenia Admirała - burknął bez wstępów Człowiek-Cytryna - sytuacja się
zmieniła.
Marcel cofnął się o krok i poprosił oficera do wnętrza.
- Miałeś rację ze swymi podejrzeniami, stary. I dlatego cholernie jest nam przykro. Admirał
prosił, aby powiedzieć ci to od niego. Levecque rzeczywiście postępuje niewyraznie. Wymknął się
spod kontroli. Oczywiście twoje krzywdy zostaną naprawione. Być może zostaniesz nawet
awansowany - odmierzone porcje informacji wyskakujÄ… z ust oficera.
Bonnard nie odpowiada. Nie lubi gwałtownych zmian, nieoczekiwanych awansów czy
komplementów zwierzchników. Nade wszystko zaś nie ufa  Cytrynie".
- Cieszę się bardzo - mówi powoli. - Czym mogę służyć?
- Przede wszystkim chcę zobaczyć raport, który przygotowujesz. Czas nagli i powinniśmy...
Stary policjant rozkłada ręce w geście ubolewania.
- Nie mam go przy sobie. Zdeponowałem...  Cytryna" wygląda jeszcze bardziej kwaśno niż
zwykle.
- Muszę mieć go jeszcze dziś.
- Będzie trudne...
- Postaraj siÄ™.
Otwierają się drzwi. Czarnoskóra, piersiasta kelnerka wnosi zamówione śniadanie.
- Dwie porcje. Nie jesteś sam? Louis jest tu również?
- Krąży po mieście - odpowiada Bonnard - ale może zjemy razem.
- Nie jestem głodny - sucho odpowiada major - chętnie natomiast bym się napił. W gardle
mi zaschło.
- Zaraz przyniosę coś z lodówki.
Marcel wraca po trzydziestu sekundach. To naturalnie wystarczyło majorowi. Wychyla
drinka, wstaje i rzuca już na progu:
- WpadnÄ™ za dwie godziny.
Ledwie zamknęły się za nim drzwi, z łazienki wysuwa się Louis.
- Czego tu węszył? - dopytuje się.
- Nie wiem. A może ty orientujesz się, co robił gdy mnie tu nie było?
Loulou w zamyśleniu czochra kudłatą czuprynę.
- Przez szczelinę niewiele było widać. Wykonał koci ruch przez pokój z lewej na prawo,
potem równie błyskawicznie wrócił.
- Na prawo, mówisz... - Bonnard czujnie lustruje stolik zastawiony śniadaniowymi
rekwizytami... Coś mógł wsypać. Nie, za mało czasu. Mógł najwyżej...
Urywa, albowiem Loulou wykonuje skok ze zwinnością, o jaką nikt nie posądziłby
leciwego policjanta. Zaraz za stolikiem znajduje siÄ™ otwarty balkon. Funkcjonariusz z impetem
wypycha nakryty stół za drzwi. Od wyjścia majora nie upłynęły dwie minuty. Dwie minuty,
standardowy czas krótkoterminowych mechanizmów zegarowych. Detonacja ładunku
umieszczonego pod blatem następuje już na zewnątrz. Wyrzuca stolik, zastawę i ciało Loulou przez
rozdarte markizy. Sypie się szkło. Podmuch ciska Bonnarda na kozetkę. Odgłos eksplozji dobiega
majora w momencie, gdy dociera właśnie do swego samochodu. Bez większej reakcji spokojnie
wsiada do środka i uruchamia silnik.
Nikt nie twierdzi, że operacja opanowania Californii należała do łatwych przedsięwzięć,
zwłaszcza zamiana autentycznego O'Neala i Hammersmitha była wręcz arcytrudna. Denningham,
który jak wiemy, był wielkim zwolennikiem roszad, rozważał najrozmaitsze warianty zamiany.
Każdy wyglądał na niewykonalny. Zwłaszcza z tego powodu, że podstawiając dublerów nie
chciano uśmiercić żywych kosmonautów. Pierwotna koncepcja zamiany, jeszcze poza ośrodkiem,
odpadała - zbyt wielu ludzi miało mieć kontakt z astronautami w bazie - lekarze, szefowie
programu... Wszyscy oni znali się z Edwinem i Jeffem jak łyse konie i bez wysiłku rozpoznaliby
changement. Odpadała również zamiana na odcinku baza - wahadłowiec. Ekipa przemierzała ją we
czwórkę. We czwórkę, również wspólnie z obiema kosmonautkami winda wynosiła ich na szczyt
wyrzutni... Potem następowało tylko przejście do wahadłowca.
%7Å‚adnych szans.
Na ekranie w ośrodku dyspozycyjnym widać już było przedsionek łącznika prowadzącego
wprost do kabiny statku. Patty Blum i Rosę Higgins jako pierwsze zniknęły wewnątrz kosmicznego
wehikułu. O'Neal i Hammersmith zamierzali pójść w ich ślady, kiedy purpurowy czujnik zapłonął
na jednym z pulpitów. Ktoś w dyspozytorni zaklął. Czujnik sygnalizował usterkę układu
wewnętrznego chłodzenia obu skafandrów ochronnych.
- Czy zdążycie sprawdzić? - Czy też musimy przerwać odliczanie - zapytał szef.
- Zawsze są kłopoty z tą kontrolą - zauważył jajogłowy naukowiec. - Czujnik może być
nieprecyzyjny. Często zdarza się, że sygnalizuje awarię, tam gdzie jej nie ma. Niech zjadą na dół.
Zamienimy skafandry. Nie zabierze to więcej niż dziesięć minut, a mamy w zapasie kwadrans.
O'Neal był przesądny, co zdarza się również kosmonautom. Cofać się nie lubił. Uważał to
za zły prognostyk. Hammersmith za to dowcipkował, że panienki polecą bez nich i na orbicie zrobi
siÄ™ piekielnie nudno.
Weszli do przebieralni, dwóch młodych mechaników pomagało im. Spieszyli się. Jeden [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl