[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naturalnym ruchem pocałował ją w usta.
- Naprawdę byłem takim rozrabiaką?
- Nie byłeś rozrabiaką, ale zawsze rozpierała cię energia. Dziwię się, że
nie wróciłeś na przykład do żadnego z dawniej uprawianych sportów.
Roześmiał się, ale zaraz spoważniał.
- Chcę ci coś powiedzieć, Merryn. Zastanawiałem się ostatnio, czy nie
zmienić rezerwacji.
- Chcesz wcześniej wyjechać? - zapytała z nieskrywanym żalem. - Och,
nie!
- Twoim zdaniem to nie jest dobry pomysł? Zagryzła wargę.
- Przecież Sonia... Chyba nie wyjedziesz przed świętami? Przecież...
- Oczywiście, że nie. Ale nic jej nie mów. Nic jeszcze nie zdecydowałem.
- Och, Bren, tak bardzo bym chciała ci pomóc. Popatrzył na nią i
uśmiechnął się smutno.
- Niestety, Merryn, akurat ty nie możesz mi pomóc. Wiesz co? - ożywił
się nagle. - Coś mi przyszło do głowy. Zrobię tu dla nas posłanie, chcesz?
Pogapimy siÄ™ razem w telewizor.
193
Nie słuchał jej nieśmiałych protestów. Znalazł stary materac, poduszki i
prześcieradła, potem zaś ułożył je na podłodze i przyniósł butelkę wina,
talerz sera, krakersy, oliwki oraz owoce.
- Uczta o północy? - Merryn z zaskoczeniem stwierdziła, że od razu
poczuła się lepiej.
- Trochę bardziej wyrafinowana niż dawniej - odparł żartobliwie i nalał
im wina. - Ułóż się wygodnie. Jak twoja głowa?
- Całkiem o niej zapomniałam.
- Bardzo dobrze. - Usiadł obok Merryn ze skrzyżowanymi nogami. - To
co, gotowa? Co powiesz na Flipa i Flapa?
- Zwietny pomysł!
Wypili po dwa kieliszki wina, śmiejąc się ze starych komedii. Potem
wyłączyli telewizor i leżeli obok siebie w milczeniu, trzymając się za
ręce. Kiedy Merryn zasnęła, Brendan wysunął swoją dłoń z jej uścisku,
wstał i posprzątał po posiłku. Już miał zgasić lampę, gdy zatrzymał przez
chwilę wzrok na Merryn - i nie zdołał już go od niej odwrócić.
Gdy spała, było w niej coś młodzieńczego. Długie rzęsy rzucały cień na
rumiany policzek; w wiśniowej piżamie wydawała się niewinna, krucha i
bezbronna. Zupełnie inna Merryn niż ta, którą ostatnio widywał. Sierota,
która nie może uwierzyć, że znajdzie kogoś, kto będzie należał tylko do
niej. A przecież nawet dzisiaj chwalił ją, że tak świetnie radzi sobie w
życiu.
Cóż, ta dziewczyna budziła w nim uczucia, których nie spodziewał się w
sobie znalezć.
194
GWIAZDKA MIAOZCI
Gdyby nie ten Steve...
Ale czy Steve rzeczywiście coś dla niej znaczy?
Przez kilka minut stał zagubiony w myślach, potem poruszył się
niespokojnie, zgasił światło i ułożył obok Merryn. Wziął ją delikatnie w
ramiona, przytulił. Nie powinienem tego robić, pomyślał...
Gdy rano otworzył oczy, słońce wpadało do salonu przez szerokie okna.
Jednak nie to go obudziło, lecz głośny jęk i odgłos kroków na
drewnianym parkiecie.
Podniósł powoli głowę i zobaczył tuż przy posłaniu parę stóp. Były to
kobiece stopy - z polakierowanymi paznokciami, w letnich sandałkach.
Zatrzymały się kilkanaście centymetrów od poduszki, a wówczas Mer-
ryn, jakby czując przez sen obecność trzeciej osoby, poruszyła się
niespokojnie w jego ramionach.
Natomiast właścicielka stóp, Michelle, zawołała z oburzeniem:
- Brendan! Boże, Brendan! Jak mogłeś!?
Rozdział 5
- Co ty, u diabła, możesz wiedzieć? - warknął Brendan do siostry. Merryn
zbudziła się i usiadła z wysiłkiem. Odsunęła włosy z czoła i przetarła
oczy.
- Przecież to oczywiste! - odparła Michelle i zwróciła się do Merryn
lodowatym głosem: - Bardzo ci się dziwię, moja droga. To dlatego na
przyjęciu zamknęliście się w jadalni? Nie wydaje ci się, że zachowujesz
siÄ™ okrutnie wobec Steve'a? Robisz mu nadziejÄ™, a potem rzucasz siÄ™ w
ramiona innego.
- Rzuca mi się w ramiona? - zawołał rozwścieczony Brendan. Wstał i
spojrzał na siostrę z góry. - Spójrz tylko na mnie, ty idiotko! Nie widzisz,
że jestem ubrany?
- To jeszcze nic nie znaczy...
- Naprawdę wierzysz, że my... na podłodze w salonie? Chyba oszalałaś!
- W takim razie wytłumacz mi, co tu robiliście!
- Posłuchaj, Michelle... - Merryn podniosła się z posłania. - Zrobiliśmy
sobie nocnÄ… ucztÄ™ i...
Michelle roześmiała się nieprzyjemnie i popatrzyła na nią z naganą.
- Uczta! To jakieś nowe określenie? Mówię to, co widziałam - spałaś w
jego objęciach! No, ale ty przecież zawsze się w nim podkochiwałaś.
196
GWIAZDKA MIAOZCI
- Ja... ja... - Merryn poczuła, że palą ją policzki. Odwróciła się gwałtownie
i wyszła z pokoju.
Jednak nawet w swojej sypialni słyszała odgłosy awantury, która
wybuchła po jej wyjściu. Brendan oznajmił, że zawsze uważał Michelle
za idiotkę, ale nie spodziewał się, że jest nią do tego stopnia. To z kolei
sprowokowało Michelle, która wypomniała mu wszystko, co jej się w
nim nie podoba, a na koniec zapowiedziała, że ani ona, ani jej mąż, ani
dzieci nie wezmą udziału w świątecznym obiedzie, jeśli on zamierza się
na nim pojawić.
- I bardzo dobrze! - wrzeszczał Brendan z dziką satysfakcją. - Nie
będziemy musieli cię znosić! Twoje bachory są okropne, a mąż to
skończony nudziarz! Ty sama zaś jesteś gruboskórną, nadętą lalą, tak
samo nudną, jak Ray! Jeśli nie przyjdziesz, sprawisz mi tylko radość!
Aha, i nie zapomnij uprzedzić Steve'a, żeby też się tu nie pokazywał!
Sonia, przerażona odgłosami kłótni, zapukała do sypialni Merryn i weszła
szybko, by zapytać, co się stało.
- Merryn, co tam się dzieje? Dlaczego oni... Merryn usiadła na łóżku i w
roztargnieniu potarła
policzki dłońmi. Wzięła głęboki oddech i zaczęła wszystko tłumaczyć.
Gdy doszła w swej opowieści do momentu, w którym Michelle pojawiła
się rano w salonie, bezradnie rozłożyła ręce i spojrzała na Sonię żałośnie.
- Michelle musiała dojść do wniosku, że my... ja i Brendan...
- %7łe się kochaliście? - dokończyła Sonia ze zdzi-
197
wieniem. - NaprawdÄ™, ta Michelle czasami zachowuje siÄ™ okropnie!
Chyba nadszedł czas, by usłyszała to ode mnie. - To powiedziawszy,
wyszła z pokoju.
Merryn ukryła twarz w dłoniach. Nie ma co, zapowiadają się wspaniałe
święta. A wszystko przez nią i przez jej głupie zadurzenie. Boże, jak ona
się teraz pokaże Brendanowi na oczy? Jak zdoła stanąć przed nim i
spojrzeć mu prosto w twarz? A reszta rodziny?
Wstała szybko i pośpiesznie się ubrała. Musi stąd wyjść, uciec choćby na
chwilę, choćby po to, by dojść do siebie w samotności.
Pięć minut pózniej jechała samochodem przed siebie. Chyba nie
zauważyli jej zniknięcia, ponieważ nikt nie próbował jej zatrzymać.
Resztę dnia spędziła, robiąc zakupy na święta -wszystko, co było
potrzebne do przygotowania świątecznego obiadu. Robiła to w zasadzie z
przekory, jakby wbrew temu, co właśnie się stało i co kazało spodziewać
się raczej skromnego kameralnego posiłku niż wielkiej świątecznej uczty.
Kiedy około czwartej wróciła do domu, zastała w nim jedynie Brendana.
- Gdzie się podziewałaś? - przywitał ją gniewnie w kuchni.
- Byłam w mieście - odparła i położyła zakupy na stole.
- I nie przyszło ci do głowy, że matka się o ciebie zamartwia?
- Nie, nie przyszło mi to do głowy - odparła spo-
198
GWIAZDKA MIAOZCI
kojnie. - Przecież wie, że już dawno skończyłam dwadzieścia jeden lat. A
gdzie ona jest?
- U Rox. Mirandzie coś dolega. Merryn znieruchomiała nad zakupami.
- Coś poważnego?
- Wątpię. Lekarz stwierdził, że nie ma się czym przejmować, ale mama
sama chce sprawdzić.
Merryn wzruszyła ramionami i odwróciła się, by rozpakować pakunki z
jedzeniem. Sonia bardzo poważnie podchodziła do zdrowia swoich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl