[ Pobierz całość w formacie PDF ]
whisky, Bede zapadł w ciężki jak kamień sen.
Wymarły dom
Obudził się pózno. Słońce świeciło wprost w okno jego
pokoju. Zerwał się z łóżka, ubrał, umył, ogolił i pognał na
dół.
Senną ciszę saloonu mąciło tylko podreptywanie kelnera.
Kto miał wypić lub zjeść, uczynił to już wcześniej, a
następnych gości należało się spodziewać dopiero w
póznych, popołudniowych godzinach.
Bede usiadł przy stoliku, a gdy kelner podbiegł
truchcikiem, zapytał:
Czy pan Marshall wyjechał?
Tak proszę pana. Dziś rano o szóstej, pociągiem do
Denver.
Szkoda westchnÄ…Å‚ Bede, nie wiadomo dlaczego
miał nadzieję, że księgowy odłoży swój wyjazd.
Pomyślał, iż odtąd nawet nie będzie miał z kim po-
rozmawiać w tej przeklętej dziurze.
Co mam podać? Może jajka na szynce?
Nie, nie chcę mięsa. Dzbanek kawy, mleko, chleb i
masło.
Tak jest, proszÄ™ pana. Natychmiast przyniosÄ™.
Bede pogrążył się w posępnej zadumie. Nie zauważył, że
przy sąsiednim stoliku zasiadł spózniony gość w szarej
kapocie i wytłuszczonym kapeluszu na głowie. Myślał. Czy
ma zwrócić się do szeryfa z zapytaniem o listy gończe? Lecz
istniał powszechny zwyczaj wywieszania takich
zawiadomień w miejscach uczęszczanych przez
mieszkańców. Na przykład na budynkach szeryfówek, na
stacjach kolejowych... Trzeba sprawdzić. Jeśli jednak listów
nie będzie... To co? Jaka szkoda, że Marshall wyjechał! On
miał w jednym palcu wszystkie informacje o ludziach tego
miasteczka i o ich interesach. Należało go o to wczoraj
zapytać, zamiast wysłuchiwać niesamowicie długiej historii
życia jakiejś starej panny. A Jim Nugent... zdobył ziemię,
chałupę i czterdzieści sztuk bydła!
I ja mógłbym posiadać to samo... Wystarczyło pobyć
nieco dłużej w Meksyku, a nie włóczyć się po górach San
Juan. %7łebym ja ich jeszcze kiedyś spotkał... pomyślał o
bandziorach ze złotodajnej dolinki. Dobrze zapamiętałem
te gęby".
Tu kawa, a tu mleczko. Chleb i masełko.
Zwietnie mruknÄ…Å‚ Bede wracajÄ…c do rzeczy-
wistości.
Kawa okazała się znakomita, mleko bez zrzutu, chleb
jeszcze ciepły, Bede wspomniał swą głodówkę sprzed dwu
dni i zaraz mu wrócił humor. Przynajmniej teraz nic
podobnego mu nie groziło. Przez kilka lub nawet
kilkanaście dni. Martwienie się na zapas nie ma sensu.
Więc jadł i pił w ciszy prawie pustej sali. Dopiero jakieś
dziwne odgłosy skłoniły go do przerwania posiłku. Zerknął
na sÄ…siedni stolik.
Kelner zwijał się jak w ukropie, więc samotny gość,
siedzący w pobliżu, już pokrzepiał się mięsem, piwem i
whisky. Mlaskał przy tym (zupełnie jak świnia!) i siorbał w
sposób tak obrzydliwy, iż Bedego opuściła połowa ochoty
do jedzenia. Widział, jak tamten, nie uznając widelca,
pakował do ust kawały wołowiny przy pomocy noża, a
pózniej wciągał w siebie piwo z okropnym gulgotem,
zupełnie jak słoń, którego kiedyś Bede oglądał na arenie
wędrownego cyrku. Teraz przypomniał sobie, jak bardzo
musiał uważać siedząc przy stole seńora Gonzalesa w
dalekim Meksyku. Lecz nigdy, nawet gdy był sam, nie jadł
nożem ani nie mlaskał tak obrzydliwie.
A cóż to za dziki człowiek! pomyślał. Zwrócić mu
uwagę czy przesiąść się dalej?"
Nagle dostrzegł panią Harper. Dzisiaj ubrana była na
niebiesko. Tkwiła za bufetem i wydało się Bede-mu, iż
spogląda na niego. Jednak pomylił się. Gdy po kilku
minutach opuściła swój posterunek, skierowała swe kroki
wcale nie do Bedego, lecz do głośnego sąsiada.
Panie Pond powiedziała pociąg do Colorado
Springs odjeżdża o jedenastej. Ma pan zaledwie pół godziny
czasu.
Ach... nie przypuszczałem, że jest tak pózno. Bardzo
dziękuję, pani Harper.
Kiwnęła mu głową i podeszła do Bedego.
Jest pan zadowolony z obsługi?
Głos miała przyjemny, lecz ton tego głosu był za-
dziwiający. Bowiem pytanie zabrzmiało tak jak stwier-
dzenie, i to stwierdzenie nie znoszÄ…ce sprzeciwu.
Bardzo jestem zadowolony.
CieszÄ™ siÄ™ z tego.
Wygląd jej twarzy nie świadczył jednak o jakiejkolwiek
radości. Raczej o tym, iż zła czy dobra obsługa mało ją
obchodzi. Spojrzała na Bedego wzrokiem, który jak mu
się wydało przewiercił go na wylot, i odeszła.
Tymczasem człowiek w szarej kapocie i wytłuszczonym
kapeluszu pospiesznie ładował do ust kawały mięsa, a gdy
uporał się z ostatnim, już na stojąco wlał w siebie resztkę
piwa i wybiegł z lokalu.
Co ją u licha, obchodzi, czy on zdąży na pociąg, czy nie?
zastanawiał się Bede. A może ma jej
załatwić jakiś sprawunek? Lecz wczoraj wieczorem kazała
temu kapitanowi o śmiesznym nazwisku wyjść o ósmej, bo
obiecał żonie..."
Postanowił być ostrożny i trzymać język za zębami.
Przecież ta dziwna kobieta z powodu byle głupstwa gotowa
mu wymówić pokój, zanim zdobędzie pieniądze na jego
opłacenie. Doszedłszy do takiego wniosku, czym prędzej
opuścił Lucky Saloon".
Powałęsał się wzdłuż głównej ulicy, odnalazł malutki
domeczek z napisem informującym, iż w nim mieści się
biuro szeryfa. Niestety, na drewnianej tablicy ogłoszeń nie
dostrzegł ani jednego listu gończego. Z wejścia do biura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Barry Sadler Casca 02 God Of Death
- Tropy wiodą przez prerię Wiesław Wernic
- Colorado Wiesław Wernic
- (18) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i ... Bursztynowa Komnata tom 1
- Kostecki Tadeusz Veragua
- Greg Bear Anvil of Stars
- Szolc Izabela Wszystkiego najlepszego
- James Fenimore Cooper (As Jane Morgan) Tales For Fifteen (PG) (v1.0) [txt]
- Iain Banks The Crow Road
- Angela Claire Heart of Stone (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninetynine.opx.pl