[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Prospectora . Odskoczyła na bok, mogliśmy więc powrócić do badania tak interesująco
zapowiadającego się pobrzeża strugi. Okazało się, że obszar pobudzający do działania nasze
przyrządy liczy dwa na trzy metry, węższym bokiem przylegając do skarpy tuż obok
przepustu. Oznaczyliśmy go wbitymi w ziemię gałązkami, a mój partner zamienił różdżkę na
wahadełko...
Zataczało na nitce szerokie i szybkie kręgi, a pan Onufry, przymknąwszy oczy, coś
szeptał. Nie wiem, do siebie czy do wahadełka. Wreszcie schwycił je w dłoń:
- Głęboko do naszego znaleziska... Od półtora do dwóch metrów.
- Już widzę, jak  wujek kopie taki dół saperką - ucieszyła się Zośka.
-  Wujkiem jestem dla ciebie służbowo, przy obcych. Tu możesz mi mówić
zwyczajnie: panie Pawle! - zaśmiałem się. - A co do kopania - otworzyłem bagażnik
Rosynanta - to proszÄ™! - wyciÄ…gnÄ…Å‚em spod koca dwie Å‚opaty. - Po jednej dla mnie i dla
ciebie!
- Ja mam kopać? - jęknęła.
- Młodość musi się wyszaleć! - oświadczyłem sentencjonalnie. - I ciesz się, że oprócz
saperek wziÄ…Å‚em te Å‚opaciska!
Rozpoczęliśmy  wykopaliska .
Zośka grzebała w ziemi z wyrazną niechęcią, ale ja przyłożyłem się solennie do
roboty.
Wreszcie ostrze łopaty zgrzytnęło o metal.
- Ostrożnie! - zawołał Rzecki.
- Tak, tak - sapnąłem odrzucając ziemię. - Pamiętam pułapkę w Pareżkach...
Niezle się spociłem, nim oczom naszym ukazało się wieko żelaznej skrzyni, długiej na
półtora metra i szerokiej na metr. Po bokach zarysowały się kształty następnych skrzyń.
- To może być naprawdę Bursztynowa Komnata! - zawołała Zosia.
Otarłem pot z czoła:
- Młoda damo, jak nazywa cię pan Rzecki, czyż nie tłumaczyłem ci, że dziwnym by
było, gdyby to mieszkańcy Landsbergu, czyli dzisiejszego Górowa Iławeckiego, obdarowali
gauleitera Kocha tym ósmym cudem świata? Poza tym przypomnij sobie, co znalezliśmy w
Pareżkach; co zniszczyło w 1948 roku krzyż pod Piastami.
- Co więc tu odkopaliśmy? - posmutniała.
- Sądzę, że jeden z większych magazynów Werwolfu. Co zresztą zaraz sprawdzę,
otwierając to zardzewiałe pudło...
- Ależ, panie Pawle! - zagrodził mi drogę do wykopu słynny radiesteta. - Tamten
wybuch w Pareżkach! Ta skrzynia wydaje mi się bardzo podejrzana! Niech pan zwróci
uwagę, że nie ma żadnego zamka ani kłódki... Co więc ją chroni?
- Drogi panie Onufry, zawartości tej skrzyni już nic nie chroni. Zakopujący ją
doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli już ktoś do niej dotrze, to poradzi sobie i z zamkiem.
Zresztą właśnie jego obecność powstrzymałaby mnie od próby otwarcia skrzyni, gdyż mógłby
uruchomić minę czy coś w tym rodzaju. Owszem, jak pod kamieniem w Pareżkach, może
czaić się coś, co eksploduje przy nieumiejętnym wydobywaniu skrzyń, ale to już zostawimy
fachowcom. Ja tylko chcę zajrzeć...
Poszerzyłem wykop przy środku dłuższego boku skrzyni. Rzecki i Zosia zgodnie
odsunęli się na bok. Przyniosłem z Rosynanta moją wierną finkę i włożyłem jej ostrze pod
krawędz pokrywy skrzyni... Przyznam, że poczułem na plecach lekki dreszczyk, gdy
przesuwałem nóż wzdłuż szczeliny... Uff! Oprócz zlepków rdzy nie natrafił na żadną
przeszkodę. Lekko podważyłem pokrywę... Drgnęła!
Ująłem ją za narożniki i powoli, bardzo powoli, odchyliłem ku górze, aż oparła się o
skraj wykopu.
Ukazała się warstwa towotu, a pod nią przesycona tłuszczem tektura. Wsunąłem pod
nią ręce i odrzuciłem na bok...
- Chodzcie zobaczyć! - zawołałem.
Przede mną w skrzyni, grubo nasmarowane towotem leżały pistolety maszynowe
schmeiser oraz pistolety parabellum oraz mauser.
- Hi! Hi! - pokręcił głową w niechętnym podziwie Rzecki. - Jeśli i inne skrzyneczki
tak wyglądają, to starczy tej broni, żeby uzbroić pułk!
- I co pan myśli z tym zrobić? - ostrożnie pochyliła się nad skrzynią Zośka.
- To co powinien porządny obywatel: zawiadomię o znalezisku władze...
- To znaczy policjantów z Górowa Iławeckiego?
ObjÄ…Å‚em dziewczynÄ™ ramieniem:
- Hi! Hi! - skwitował ten gest Rzecki.
Ale ja tłumaczyłem spokojnie:
- Widzisz, Zosiu, gdyby nie smutne doświadczenie z pareżkowską pułapką, już
dzwoniłbym do Górowa, do użyczających nam tak uprzejmie parkingu policjantów.
Oczywiście ostrzegłbym przed wydobywaniem skrzyń bez pomocy saperów, ale... No
właśnie. Ale każda władza uważa się w mniejszym lub większym stopniu za nieomylną...
Mogłaby zlekceważyć moje ostrzeżenie... i ktoś mógłby zginąć lub zostać kaleką. Dlatego
mam zamiar poinformować o trzecim schowku  wilczycy fachowców, czyli saperów.
- Ciekawe, skąd ich pan wytrzaśnie na tym pustkowiu? - zaśmiała się Zośka.
- Telefony zbliżają ludzi! - podniosłem znacząco palec. - Poza tym nie ja ich
wytrzasnę, tylko twój wujek sięgnąłem po komórkowiec i wystukałem numer pana Tomasza.
Na szczęście był w domu. Streściłem nasze ostatnie sukcesy i poprosiłem o numer najbliższej
jednostki saperów, a otrzymawszy go wraz z szefowskimi błogosławieństwami, zadowolony
spojrzałem na wspólników.
- No i?
- %7łe też pan Tomasz zna telefony jednostek saperów?... - głasnął w podziwie brodę
Rzecki.
- To nie mógł wujek sam do nich zadzwonić i poprosić jakiegoś ich szefa, żeby tu
przyjechali i wyciągnęli skrzynie? - wzruszyła ramionami Zośka.
- Mógłby, ale byłaby to rozmowa na najwyższym  warszawskim szczeblu i sporo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl