[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ząb nie posiadł tej sztuki. Można iść o każdy zakład, że gdyby tyko spróbował
pląsać, haniebnie by się skompromitował.
A zatem dobrze się stało, że przyszedł sam, nawet jeśli czuł się trochę
nieprzyjemnie w roli podpory ściany. Szkoda tylko, że nie wziął ze sobą
jakiejś książki.
pona
ous
l
a
d
an
sc
W tym właśnie momencie dostrzegł w kłębowisku ludzi osobę blisko
związaną z miejscową biblioteką, i wcale nie był to pan Amberson, lecz
Miriam Thornbury we własnej osobie.
Tak przynajmniej mu się wydawało, gdyż kobieta, którą dostrzegł,
zawirowała w tańcu i znikła w tłumie, a także dlatego, że tańczyła z
dżentelmenem starszym od niej przynajmniej trzy razy. I dobre piętnaście
centymetrów niższym. A sądząc po tym, jak staruszek rozpaczliwie
podrygiwał, musiał być albo wyjątkowo cierpiący, albo Miriam była tancerką
jeszcze gorszą niż Rory. Poza tym nigdy nie widział Miriam w sukni balowej,
a już zwłaszcza w takiej!
Przypomniało mu się, jak wyglądała, gdy widział ją ostatnio. Jak
pachniała... Jak...
Stanowczo powinien był dołożyć więcej starań, by się z nią
skontaktować. Skoro nie mógł jej odszukać, powinien był przynajmniej
próbować dodzwonić się do niej. Owszem, nawet miał taki zamiar, ale zawsze
coś go powstrzymywało. Nawet nie to, że tak rozpaczliwie pragnął
porozmawiać z nią osobiście, ani nie to, że wyraznie go unikała, tylko wciąż
myślał o tym, jak niezgrabnie zakończyło się ich ostatnie spotkanie i napra-
wdę nie był pewien, czy Miriam chciałaby rozmawiać z nim nawet przez
telefon.
A jednak powinienem był zadzwonić, pomyślał.
I powinienem był coś zjeść, skonstatował po chwili. Przy wejściu
Connor kupił garść talonów na napoje i zanim zniknął, wetknął połowę z nich
do kieszeni Rory'ego,który dzięki temu wypił kilka kieliszków
niespodziewanie dobrego czerwonego wina i teraz czuł miłe ciepło rozle-
wające się po całym ciele.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Jednak trzeba by chyba coś zjeść, pomyślał. Może Miriam skończy w
tym czasie tańczyć? Wtedy będę mógł z nią porozmawiać.
Znów ją zobaczył. Był niemal pewien, że to ona. Wreszcie dotarł do
miejsca, gdzie ją spostrzegł i stanął, zdezorientowany, wśród tańczących par.
Tyle czasu próbował wypatrzyć ją wśród rozbawionych ludzi, a na koniec i
tak jej nie znalazł.
Obrócił się na pięcie, by wrócić do podpierania ściany i... stanął oko w
oko z bajecznÄ… postaciÄ….
- Rory? - spytała cicho.
- Miriam - prawie wyszeptał.
Patrzyła nań ponuro, więc nie ucieszyła się z tego spotkania, a mimo to
zrobiła krok ku niemu. I wtedy, na mgnienie oka, w długim rozcięciu sukni,
ukazała się jej noga, od kostki, aż po udo. I to wystarczyło, by krew w nim
zawrzała.
Z trudem podniósł oczy i spojrzał wyżej. Cóż to była za twarz! Cóż za
wspaniała, cudowna, śliczna buzia. Jak mógł opierać się jej przez tyle
miesięcy?! Jej wygląd odbierał mu dech w piersiach. Przywodziła na myśl...
na myśl...
Tak! Wyglądała jak diablica w błękitnej sukni.
Bez wątpienia to ją widział tańczącą - czy jak to nazwać - ze starszym,
schorowanym dżentelmenem, lecz, dziwna sprawa, nawet z tak daleka
natychmiast ją rozpoznał. Z bliska zaś przychodziło mu to coraz trudniej. Jej
włosy były związane w staranny węzeł z tyłu głowy, a utrzymywało je coś, co
wyglądało jak chińskie pałeczki do jedzenia, tyle tylko że pokryte
jasnobłękitnym lakierem. Srebrno- białe cienie na powiekach spowodowały,
że jej szare oczy wydawały się jeszcze większe i jeszcze bardziej urzekające.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Do tego dyskretny makijaż na policzkach. I usta...
O mój Boże! Usta, które nie dawały mu spokoju od wielu miesięcy,
tego wieczora były tak pełne, lśniące i kuszące jak świeża, czerwona malina.
Nie mógł przestać myśleć o tym, że, bez wątpienia, musiały one być równie
słodkie i smakowite.
Zacisnął powieki z cichą nadzieją, że ta zjawa, ta... diablica w błękitnej
sukni zniknie w obłoczku pachnącego lawendą dymu. Albowiem, wbrew
temu, co usiłował wmówić sobie, nie był przygotowany na jakąkolwiek rze-
czowÄ… rozmowÄ™.
Niestety wcale nie znikła, tylko wciąż stała przed nim, urzekająco
piękna, w błękitnej sukni. I jakby odrobinę przysunęła się do niego. I jakby
zamierzała zbliżyć się jeszcze bardziej.
- Co sprowadziło cię na ten bal? - spytała niewinnym głosem.
Niewinna, w takiej sukni, też coś! Tak jak przypuszczał, zrobiła ku niemu
kolejny krok.
- Ja... ja... ja... - wydukał i natychmiast zamilkł, by nie ośmieszać się
jeszcze bardziej, zwłaszcza że Miriam zbliżyła się jeszcze o krok.
- Rory? - spytała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl