[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrych kilka minut kopało go gdzie popadnie. Podobno ktoś nawet ścią-
gnął mu sztany i badeje i szykował się, żeby go przecwelić, ale przeszkodził
w tym najazd klawiszy. Wparowali w ostatniej chwili. Gdy rozpędzili chło-
paków, ujrzeli okopane dupsko frajera, całe już lśniące od kremu. Przygo-
towane do wyruchania, jak należy. Jeszcze minuta i zostałby frajer rozpra-
wiczony.
Sam widzisz, młody, jaki los potrafi być zmienny. Jak niewiele trzeba, żeby
go całkowicie odwrócić. Gość raz jeden tylko okazał się głupi. Bardzo głu-
pi. Jeden jedyny raz. A za głupotę tutaj tak właśnie się płaci. Ciężkim zgla-
nowaniem i zgwałceniem. Bo nie ma dla głupiego frajera żadnej litości.
Chuj takiemu w dupÄ™.
Jeszcze tego samego dnia administracja zrobiła we wszystkich celach tam-
tego oddziału ostry kipisz. Szukali wideo i telewizora. Przez cały dzień prze-
trzepywali oddział. Tak jak się pewnie domyślasz, nic nie znalezli. Wiesz,
jak jest, znasz temat. Gdyby tylko było trzeba, potrafilibyśmy zakitrować
w celach rozebrany na części motor, a co tam dopiero wideo i telewizor.
Trzydzieści pięć cel. Ponad stu chłopa. A prawie każdy skazaniec zna
jakieś miejsce, w którym można coś ukryć.
Pytasz się, co się stało z tym frajerem? Nic. Przeżył. Pobył trochę w szpi-
talu, a potem trafił na ochronkę. Do zboczeńców. Tam też się ustawił.
Paczki przychodziły do niego nadal, więc nawet oni nie zerżnęli mu dupy.
41
I coś ty, młody, taki delikatny...? Boli... Boli... Wiem, że boli. I jak boli.
Lole już nieraz sprawdzały wytrzymałość moich pleców. I na przesłu-
chaniach, i na ścieżkach zdrowia. Czy tu, czy tu, impreza nieważna, boli
tak samo. Jak gady majÄ… kondychÄ™ i faszystowskie charaktery, wystar-
czy dwóch, żeby w zamknięciu zrobić z tobą to samo, co cały szpaler
klawiszy zrobiłby z tobą na lufcie.
Masz, pij... Czekaj, pomogę. No, unieś się trochę, chłopie, unieś... No, pij...
Pij... Niech ci idzie na zdrowie. Wiem, że po takim wpierdolu to nawet
woda ciężko przez gardło przechodzi. Ale woda najlepsza. Zresztą nic in-
nego po takim laniu przez gardło ci nie przeleci.
Pierwszą ścieżkę zdrowia zaliczyłem już przy pierwszej odsiadce. Miałem
pecha, bo do kryminału przyleciałem z transportem starych zakapiorów,
którzy parę dni wcześniej uczestniczyli w jakimś buncie. W Stargardzie
Szczecińskim czy gdzieś... Podobno byli tego buntu przywódcami. Takich
w tych więzieniach, do których potem za karę ich rozwożą, oczekuje wię-
cej osób niż klawisz przy bramie i ci na wejściówce. Mówię ci, komitet
powitalny, który na nas czekał zadowoliłby każdą głowę zaprzyjaznionego
państwa. Tyle że to nie było lotnisko, a ci co nas witali nie mieli w rękach
kwiatów.
Było ich ze czterdziestu. Pewnie cała obsługa tej puszki. Ujrzeliśmy ich
w okienku gabloty, kiedy kierowca po wjechaniu na dziedziniec zawrócił,
ustawiając wylot budy wprost na nich. Mówię ci, gdy ujrzałem wtedy te
ich zacięte, nie wróżące niczego dobrego mordy i wyprężone ciała stojące
w równym rzędzie jak sztachety w płocie, omal za strachu nie zesrałem się
w gacie. Co ja wtedy miałem...? Osiemnastka...? Młodziutki byłem... Na-
wet nie odkiblowałem żadnego młodzieńczego zakładu, żeby przyzwy-
czaić się do krat i czegoś tam o życiu za nimi się dowiedzieć, od razu po
pierwszym numerze do normalnego kryminału mnie wjebano, nawet
zawiasów nie dano. O kratach wiedziałem tyle, co nic. Kraty w oknie
w pokoju przesłuchań na komisariacie i te na dołku to był mój cały bagaż
42
doświadczeń. A tu na dzień dobry od razu z grubej rury: kolesie z transpor-
tu, bandycka elita i powitanie godne więziennych królów. Może gdybym
miał wtedy trochę już odgibane, czułbym się dumny z takiego przyjęcia,
gadzi szpaler przecież nie każdy wita transport, ale mnie wtedy, małolata,
widok tych wyprostowanych palantów poraził jak piorun. Bałem się, mó-
wię ci, bałem się jak sam skurwysyn.
No to, chłopaki, przygotujcie się na miłe powitanie powiedział cał-
kiem spokojnie jeden z tych, co ze mną lecieli. Zaraz potem otwarły się
drzwi do budy. Słoneczko rozświetliło jej wnętrze. Rozjaśniło twarze. Na
żadnej z tych bandyckich facjat nie ujrzałem strachu. Na żadnej. Za to oni
widzieli go na mojej. Byłem wtedy jedną wielką, trzęsącą się galaretą.
Co obsmarkaniec, pierwszy więzienny tor przeszkód? zagadnął mnie
jeszcze jeden z nich, nim w drzwiach budy ukazała się okrągła gęba klawi-
sza i wydarła na nas ryja, każąc wychodzić po kolei. Kierowca ustawił
gablotę w ten sposób, że każdy kto opuszczał budę od razu wpadał w gadzi
szpaler, tak że wpierdol już zaczynało się dostawać, gdy tylko postawiło się
stopę na ziemi. Pierwszy, który wyszedł, rozpoczął walkę z żywiołem. Pa-
trzyłem, jak osłaniając rękami głowę przedziera się przez wąski gardziel
ludzkiego tunelu i na przecinające powietrze lole, które bezlitośnie lądowa-
ły na całym jego ciele. Klawisze napierdalali z całej siły. Lali ile wlezie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Jayne Ann Krentz Arcane Society 01 Second Sight (v1.0) Amanda Quick
- WiccaLesson_ONE_Plus
- Cawthorne Nigel śąycie erotyczne dyktatorów
- Zamboch Miroslav Agent JFK 1 Przemytnik
- Martinov, Gueorgui Guianeia
- War S D Perry
- Anderson Poul Trzy serca i trzy lwy
- Kuttner Henry NieśÂ›miertelni
- Sahlins Marshall Wyspy historii
- Jedna noc z bohaterem Kaye Laura
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninetynine.opx.pl