[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapalczywością. Po dwóch tygodniach ciszy ożyła z nieprzepartą siłą.
 Dobry znak!  osądził steward.  Pies im mordę...  Urwał.
Opamiętał się. Nie przystało używać takich słów.
Gdy statki zwracały się na południe, ku angielskiej kolonii, historia
ich żywota była bogatsza o doniosły czyn: garstka marynarzy ocaliła od
zagłady skrawek niepodległego terytorium polskiego, którego w owych
ciężkich dniach pozostało tak mało, które przecież wtedy było tak
niepomiernie drogie i tak cenne.
9.
W Bathurst, porcie brytyjskiej kolonii Gambii, przywitano ich ze
zdumieniem i nieledwie z wrogą podejrzliwością. Ucieczka obydwóch
statków z głębi kolonii francuskiej nie mogła pomieścić się w
tamtejszych umysłach, tym bardziej, że z kilkunastu brytyjskich
statków, będących w podobnych tarapatach w Dakarze, żaden nie
zdołał uciec.
Gdy w kilka dni pózniej  Opole" i  Bielsk" zawitały do Freetown i
kapitan Jędrzejowski zameldował się w Naval Control Office, ten sam
wyższy oficer, który miesiąc temu udzielał mu moralnych nauczek,
przywitał go z niewyrazną miną.
Well, well  rzekł na wstępie, jakby tłumacząc się -w ciągu
ostatniego miesiąca sytuacja wielce się zmieniła.
Kapitan Jędrzejowski nie mógł powstrzymać się od małej
złośliwości:
 Absolutnie się nie zmieniła!
- I beg your pardon?
 Brytyjskie statki, wysłane bez obawy, jak pan twierdził, do
Dakaru, niezmiennie tam pozostajÄ…...
Brytyjski oficer przygryzł wargi.
Wiceadmirał D'O.L., głównodowodzący na Atlantyku południowym,
człowiek zarówno rozumny, jak sprawiedliwy, nie ukrywał zachwytu:
był to już czwarty i piąty polski statek, który w ostatnich dwóch
tygodniach wyrwał się na wolność z portów francuskich w Afryce.
Admirał cenił wysoko nie tylko morską sprawność, lecz i niezwykłą
determinację, jaką wyróżniali się w akcji polscy marynarze, wyróżniali
się nawet  nie omieszkał tego podkreślić brytyjski admirał  nawet
spośród marynarzy o starszej tradycji żeglarskiej i o większym,
zdawałoby się, doświadczeniu morskim.
ROCH PAATA FIGLE
Był to chyba dość znamienny objaw, że w naszej flocie handlowej
najpopularniejszą figurą nie był żaden oficer ani kapitan, ani nawet
dyrektor linii, lecz prosty, zwykły sobie palacz. Nazywał się Roch i
płatał figle. Płatał figle wesołe i ponure, szkodliwe i pożyteczne,
dowcipne i brutalne, a często takie, od których krew się ścinała i skóra
cierpła. Marynarze go prosili, by zaprzestał figli. Marynarze, tracąc
czasem cierpliwość, społem sprawiali mu lanie: wszystko daremnie.
Rocha figlomania była jak uporczywa choroba, jak przymus
psychiczny. Roch musiał płatać figle bezustannie i zapamiętale, a gdy
na którymś statku nie mógł dać folgi swej namiętności, puszczał statek
w trąbę i szedł na inny.
 Stuknięty w łepetynę! Wariat!  mówili o nim z pogardą ci, którzy
lubili wypowiadać pochopne sądy. Roch bezsprzecznie był dziwakiem,
ale jego dziwactwo nie wykluczało na przykład ważkiego faktu, że Roch
zaliczał się równocześnie do najlepszych palaczy polskiej floty. Na jego
wachcie statek zużywał najmniej węgla, a przy tym miał pełno pary i
mało dymu. Gdy inni, zatraceni lajzerzy-łaziki, zawodzili, Roch umiał
pracować za dwóch i trzech. Upiwszy się marynarskim zwyczajem, też
czasem zawodził, lecz wielu mechaników uznawało w pełni jego pracę, a
niektórzy kapitanowie nie wstydzili się mówić o Rochu z serdecznością.
Więc wariat?
Roch był barokowy: wysoki, barczysty, powolny. Posiadał wielką
krzepę fizyczną i lubił terroryzować słabszych od siebie.
Lecz napotkawszy na energiczny opór, cofał się, nieledwie tchórzył.
Towarzyszy z załogi traktował z pobłażliwą wyższością, przełożonych
swych  jak równych sobie. Był przy tym. ogromnie bezczelny, nie
uznawał żadnych konwenansów ani hierarchii i do kapitanów często
walił: ty. Na statku zachowywał się, jakby był jego możnym
właścicielem, i nie ulegało kwestii, że na statkach, na których
przebywał Roch, były dwa autorytety: kapitana i Rocha. Autorytet
Rocha nie zasadzał się na wyższej inteligencji czy dowcipie. Po prostu
działał terrorem. Roch mówił mrożąco spokojnym głosem i z
niewzruszoną twarzą -Roch nigdy nie podnosił głosu, nigdy się nie
śmiał, rzadko się uśmiechał, i to półgębkiem  Roch mówił do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl