[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zawsze pragnąłem, żebyście ty i Ethan zeszli się ze sobą. Uważam, że
on będzie dla ciebie doskonałym partnerem.
Partnerem. Susan zamyśliła się nad tym słowem. Czyżby jednak związek
z zobowiązaniami? Ryan wyrażał myśli płynące prosto z jego serca.
 Ale ja nie mam na myśli miłości.
 Oczywiście, że masz  odparł Ryan krótko.
 Nie.  Susan wpatrywała się w jego oczy, jakby chciała w ten sposób
wzmocnić znaczenie swojej wypowiedzi.  Nie myślę o miłości.
 Bzdura.  Ryan zrobił skrzywioną minę jak miły, stary, ale uparty
kozioł.  Prędzej czy pózniej i tak pójdziecie do ołtarza.
 Nie pójdziemy.
117
RS
 Oczywiście, że pójdziecie.  Ryan nie miał zamiaru brać sobie do serca
jej negatywnych odpowiedzi, nie miał zamiaru burzyć obrazu Susan i Ethana
na ślubnym kobiercu, jaki stworzył sobie w wyobrazni.  I bardzo dobrze wiem,
że Lily całkowicie by się ze mną zgodziła.
Susan westchnęła. Wszelkie dalsze wywody i tak by go nie przekonały. A
szczególnie teraz, gdy do swoich argumentów dołączył także Lily.
Nie wiedząc dobrze, co mogłaby w tej sytuacji zrobić innego, Susan
oparła głowę o jego ramię, dając mu do zrozumienia, że nadal jest jego
młodszą bratanicą, która zawsze traktowała go jak swojego ojca.
Ryan objął ją ramieniem, odwzajemniając się sympatią. Dla niego Susan
była jak córka.
 I wygrałem  oświadczył.
Tak, pomyślała Susan. Myśl sobie jak chcesz.
 Pewnego dnia i tak za niego wyjdziesz. Czuję to.
Susan pozwoliła mu wierzyć w tę bajeczkę. Przymknąwszy powieki,
zastanawiała się, czy on już planował jej wesele, wyobrażając sobie siebie i
Lily przy jej boku.
Lily przebudziła się ze snu, w którym przynajmniej czuła się bezpieczna.
Zniło się. jej, że Ryan trzymał ją mocno w swoich objęciach. Gdy otwarła
oczy, znowu otoczyła ją ciemność i ponura rzeczywistość miejsca, w którym
Jason ją więził.
Gorzkie łzy napłynęły jej do oczu i gryzły w powieki pod przepaską,
przesłaniającą jej oczy. Koc, którym była przykryta, śmierdział Jasonem i
dymem papierosowym, przyprawiając ją o mdłości.
Starała się go z siebie zrzucić, mimo że miała skrępowane dłonie. Nie
było jej zimno. Zciany i podłoga wydawały się mieć nieregularną
powierzchnię, jakby były czystą skałą i żwirem. Jednak powietrze było czyste,
118
RS
a temperatura stała. Skoro byli na zewnątrz, to dlaczego nie zmieniała się
pogoda? Dlaczego nie dochodziły do niej odgłosy przyrody, nocne cykanie
świerszczy, śpiew ptaków nad ranem?
Czasem wydawało się jej, że słyszy kapanie z jakiegoś nieszczelnego
kranu, ale przecież to nie miało żadnego sensu. Gdziekolwiek by się nie
znajdowała, to tu nie mogło być żadnej kanalizacji. Jason zmusił ją do
położenia się na dziwnym legowisku, jakby na przenośnym łóżku polowym
albo starym materacu rzuconym na skrzynki. Czuła się przez niego dodatkowo
poniżona, gdy ściągał z niej osobistą bieliznę, robiąc przy tym jakieś wulgarne
komentarze. Została zupełnie naga pod szlafrokiem.
Bolało ją całe ciało, piekły usta. Jason dawał jej jedynie małe łyki wody.
Sznury, którymi miała spętane ręce, wrzynały się w jej ciało.
Czy gdyby pocierała sznurami o ostrą ścianę, to udałoby się jej przeciąć
więzy i uwolnić?  zastanawiała się w duchu. Z bijącym sercem spróbowała
zrealizować ten pomysł, ale po chwili porzuciła go, gdy zaczęła odczuwać
piekący ból skóry pocieranej przez ostry sznur.
Czułaby się znacznie lepiej, gdyby przynajmniej nie miała na oczach
opaski, przez którą straciła poczucie przestrzeni. Nie miała pojęcia, ile czasu
upłynęło od jej uprowadzenia. Czy to był poranek? Czy spała przez całe
popołudnie? Wyczuwała wewnętrznie, że Jason jeszcze przez jakiś czas się tu
nie pojawi, że czymś się zajął i zostawił ją w spokoju.
Uspokojona myślą, że nie ma go nigdzie w pobliżu, znowu zaczęła
pocierać nadgarstkami o ścianę. Nie przejmowała się tym, że zedrze sobie
skórę. Musiała przetrzeć sznur. Musiała się uwolnić. I uciec od demona, który
ją porwał.
Dj vu, pomyślał Ethan.
119
RS
Stał na ganku, a popołudniowy wiatr rozwiewał mu włosy. Tym razem
Susan przyjechała białym sedanem prowadzonym przez tego samego agenta
FBI, który przywiózł ją tu poprzedniego wieczora.
Wysiadła z samochodu, ale kierowca nadal nie wyłączał silnika. Czyżby
czekał na nią, by zabrała torbę ze swoimi rzeczami, którą zostawiła w łazience,
w domku?
Ethan rozważał zadzwonienie do Ryana i poproszenie go o to, by mogła
spędzić u niego jeszcze jedną noc, ale nie zdążył tego zrobić. Po pracy
przyjechał prosto do domu, wziął sobie piwo z lodówki i wypuścił psy na
dwór.
I wtedy właśnie przyjechała Susan.
Ethan od razu zauważył, że zaczesała włosy za uszy i miała ze sobą dość
sporą damską torebkę. Przeciwnie niż on, ubrana była inaczej niż rano. Zamiast
koszulki miała na sobie coś obcisłego i różowego, jakby trykotową bluzkę.
Szminka na ustach dobrana była kolorem do tego stroju.
Ethan zaczął się zastanawiać, jaki smak miałaby balonowa guma do żucia
albo wata cukrowa. Albo przerazliwie słodki lukier, którym polewa się pączki i
ciasta na Walentynki.
Chocolate podbiegł, by się z nią przywitać, a Ethan pomyślał o
nadchodzącym święcie. Czy powinien kupić jej jakiś upominek? A może
byłoby to przekroczeniem granicy ich znajomości i złamaniem ustalonych
wspólnie zasad ich opartego na czystej przyjazni związku?
Susan poczochrała futro psa i podniosła wzrok, natrafiając na spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl