[ Pobierz całość w formacie PDF ]

je fruwać. Dała mi życie i, Bóg mi świadkiem, dała je tak wielu innym dzieciom.
Oto jej osiągnięcia, którym przybyliśmy dzisiaj złożyć hołd.
Przerwał na chwilę.
 Jeśli zatem Wendy znaczy dla was tak wiele jak dla mnie, jeśli pomogła
wam w życiu tak bardzo jak mnie, proszę was, abyście powstali. Wstańcie, jeśli
wasze życie zmieniło się dzięki tej wspaniałej kobiecie  gwałtownie podniósł
do góry ręce.  Powstańcie razem ze mną, aby ją uczcić!
Wstawali z początku nieśmiało, pojedynczo, ale po chwili całymi grupami, aż
w końcu stali już wszyscy i wiwatowali. Cała sala ożyła od dzwięków hucznej
owacji, a w środku stał dumnie Piotr i na jego chłopięcej twarzy jaśniał szeroki
uśmiech. Spojrzał na Moirę i ich oczy spotkały się; był zaskoczony głębokim
wzruszeniem, jakie w nich dostrzegł.
Powoli wstała też Wendy ze łzami w oczach. Skłoniła się nieśmiało zebranym,
składając przed sobą ręce.
Wózek stojący przy ścianie obok estrady został wciągnięty na środek. Spoczy-
wał na nim model dodatkowego skrzydła szpitala Great Ormond, a wzdłuż biegł
transparent z napisem:  Dom Dziecka Wendy Darling . Szarfę uniesiono w gó-
rę, a Piotr podszedł do Wendy, żeby zaprosić ją do ceremonii przecięcia wstęgi.
Oklaski się wzmagały.
Nagle podmuch wiatru otworzył szeroko wysokie okna i dotarł do estrady.
Wendy zachwiała się i Piotr szybko ją podtrzymał. Podeszła do nich Moira z no-
życami. Wstęga łopotała na wietrze. Kołysały się żyrandole.
Wendy obejrzała się niespokojnie za siebie na otwarte okno, sięgnęła po no-
życe i przecięła wstęgę. Zgromadzeni podnieśli wrzawę i oklaski wybuchły na
nowo. Piotr uśmiechnął się i uściskał swoją babcię, a potem odwrócił się i objął
MoirÄ™.
Dlatego właśnie nie zauważył, że w oczach Wendy pojawił się nagle strach.
Opowieść Wendy
Rolss-royce sunął powoli przez mrok, a śnieg pod jego kołami zamieniał się
w błotnistą maz. Piotr oparł głowę na miękkiej skórze fotela i zamknął oczy. Wie-
czór wypadł dobrze. Był zadowolony ze swojego wystąpienia; słowa przemówie-
nia przyszły mu jakby z wnętrza, z miejsca, którego nie odwiedzał już bardzo
dawno. Z zaskoczeniem odkrył, że ono wciąż istnieje.
 Jesteśmy w domu  szepnęła mu do ucha Moira.
Wyprostował się i otworzył oczy; wokół ciągnęły się domy Ogrodów Kensing-
tońskich ze spadzistymi dachami, porośniętymi bluszczem ścianami, rozłożysty-
mi, starymi drzewami i światłami przeciskającymi się przez zamknięte okiennice.
Rolls zatrzymał się przed numerem czternastym, a na jego szybie zaczęły topnieć
płatki śniegu. Piotr otworzył tylne drzwi i wysiadł przeciągając się. Po chwili z sa-
mochodu wyszła Moira. Uśmiechnęli się do siebie, a ona dotknęła jego policzka.
Piotr pomógł wysiąść Babci Wendy. Na jej twarzy widać było zmęczenie;
przeżycia wieczoru dały jej się we znaki. Ale mimo to uśmiechała się jak mała
dziewczynka.
 Nie było tak zle, Wendy Angelo Moiro Darling  powiedział łagodnym
głosem Piotr.
 Jak na staruszkę  odparła.
Piotr potrząsnął głową.
 Nie jesteś staruszką. Byłaś wspaniała
 Ty też wypadłeś niezle. . . chłopcze.
Rzucił jej ostre spojrzenie, ale ona patrzyła gdzie indziej, a jej zmęczone oczy
były jakby nieobecne. Wziął ją pod rękę i zaczęli iść pochylając nieco głowy; pod
ich stopami skrzypiał świeży śnieg.
Moira nachyliła się z drugiej strony.
 Cieszę się, że w końcu jesteś zadowolony. . .
Zatrzymała się nagle przerywając w pół zdania.
 Piotrze?
Piotr podniósł wzrok. Drzwi wejściowe były szeroko otwarte i drobiny śnie-
gu prószyły do środka. W świetle lamp ganku Piotr dostrzegł głęboką rysę na
39
drzwiach jak gdyby ktoś przeciągnął po drewnie śrubokrętem. Babcia Wendy
wzdrygnęła się i zamarła.
 Dzieci  wyszeptała z trudem.
Piotr puścił jej ramię i wszedł do środka. W domu panowała głucha ciemność.
Usłyszał, jak Moira próbuje włączyć światło, ale na próżno. Nie było prądu.
 Tam za tobą, w lichtarzu, jest świeca  powiedziała Babcia Wendy.
Piotr przesunął się wzdłuż ściany, znalazł świecę i wyjął zapalniczkę. Błysnął
płomyk i knot świecy zaczął się palić.
 Jack! Maggie!  zawołała Moira.
Płomień świecy rozproszył ciemność na tyle, że mogli dostrzec, iż rysa z drzwi
wejściowych ciągnie się głęboką, postrzępioną bruzdą przez cały korytarz i bie-
gnie do góry wzdłuż schodów.
 Co się tu dzieje?  wyszeptał ledwie dysząc Piotr.
Weszli na schody, przodem Piotr ze świecą w ręku, za nim Moira i Babcia
Wendy. Gdzieś z góry dobiegł ich odgłos skrobania i szczekania Nany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl