[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rza podrywów? Ech, gdyby tylko odzyska³ doSæ si³, ¿eby zainicjowaæ pogwa
rki ba³amutne w dawnym stylu, ech, gdyby ju¿ na powitanie nie objawi³ si
ê jako przybysz cherlawy, jako tajemniczy zdechlak, rachityczny umarlak,
po którym nie znaæ Sladów dawnej si³y, po którym nie sposób rozpoznaæ,
¿e drzemi¹ w nim moce, które przed nie tak znów wielu laty pozwala³y sku
tecznie emablowaæ najbardziej nawet ch³odne i zasadnicze kobiety; Robert
przypomina sobie, jak to by³o, kiedy po pierwszych sukcesach swoich lek
k¹ rêk¹ pisanych zbiorów opowiadañ mi³osnych rwa³ panny pojedyncz¹ fraz¹
, rwa³  na siebie , ¿ongluj¹c autocytatami, biegle sk³adaj¹c s³owa eroge
nne, ze sprawnoSci¹ sztukmistrza wydobywaj¹c utajone pok³ady bezwstydu n
awet z najbardziej kostycznych dam, by³ czas, kiedy Robert rozochoca³ pa
nny i mê¿atki samym pojawieniem siê, albowiem jego niepozorny wygl¹d i d
yskretne usposobienie niejako zaprzecza³y seksualnym breweriom, które po
mistrzowsku opisywa³ w krótkich i celnych prozach, ka¿da wiêc chcia³a s
prawdziæ, jak¿e to w³aSciwie jest, ¿e osobnik stwarzaj¹cy tak nieefektow
ne pozory potrafi jak nikt inny rozpalaæ zmys³y samym s³owem; wystarczy³
o, ¿e zadawa³y mu pytanie:  Sk¹d pan czerpie pomys³y, jeSli mo¿na spytaæ
? , i ju¿ nie musia³ odpowiadaæ inaczej ni¿ zawstydzonym uSmieszkiem, ni
e musia³ niczego mówiæ, jako zawodowy bezecnik wiedzia³, ¿e jego zmySlne
podszepty i tak gnie¿d¿¹ siê w umySle ka¿dej z tych, która choæ raz siê
gnê³a po jego pikantne kawa³ki.
Robert wie, ¿e dzisiaj nic z tego, nie mo¿e ju¿ rwaæ  na siebie , bo od p
ewnego czasu nie wygl¹da na siebie, rzek³by, ¿e od d³u¿szego czasu nie je
st sob¹ (có¿ bowiem znaczy  byæ sob¹ , o którego  siebie chodzi  tego,
w którym siê ¿y³o lekko, ³atwo i przyjemnie, z którym siê by³o w zgodzie,
czy te¿ tego, którym z czasem siê sta³o, przywiêd³ego, zniechêconego i t
êskni¹cego za przesz³oSci¹, ka¿d¹ przesz³oSci¹, nawet t¹ najbardziej wybl
ak³¹ i ponur¹, bo w przesz³oSci siê ¿y³o, w przesz³oSci siê zdrowia³o, w
najbli¿szej przysz³oSci zaS bêdzie siê ju¿ tylko dogorywaæ); wygl¹da niez
drowo i tako¿ mySli, cokolwiek by powiedzia³, zabrzmi to niezdrowo, podry
w wanitatywny nie wchodzi w grê, nie wie, jak mia³by uwodziæ na marnienie
w oczach, jakkolwiek by do Ró¿y próbowa³ przemówiæ uwodzicielsko, parodi
¹ samego siebie siê wyda, bo czas niepostrze¿enie zapêdzi³ go w przedSmie
rtny zau³ek, a w takich zau³kach nie ma ju¿ miejsca na ogniste romanse, n
ie ma ju¿ czasu na start do mi³oSci ¿ycia, tam jest zbyt ciasno, tylko st
rach i cierpienie wydzieraj¹ sobie resztki przestrzeni. Ró¿a przysiad³a o
bok i przypatruje mu siê szczerze zatroskana, widaæ, ¿e nie przywyk³a do
podejmowania goSci, obecnoSæ obcego mê¿czyzny naturalnie j¹ krêpuje; Robe
rt wie, ¿e zosta³a mu tylko jedna karta, któr¹ mo¿e zagraæ  zna przecie¿
z ¿abiej perspektywy okruchy jej ¿ycia, jeSli je przemySlnie posk³ada, m
o¿e siê okazaæ, ¿e wie o niej wiêcej, ni¿ sama wie o sobie; niech wiêc sp
róbuje opowiedzieæ jej o niej, przynajmniej przez kilka chwil bêdzie siê
delektowa³ faktem, ¿e s³ucha go kobieta najurodziwiej paradoksalna, najfe
nomenalniej zbudowana ze sprzecznoSci, bêdzie jej mówi³, sk¹d j¹ zna, i p
rzeklina³ w duchu niewczesnoSæ; niewczesny to bowiem ¿art losu, kobiecoSæ
takiej skali podsun¹æ jego podupad³ej mêskoSci na odchodnym z ¿ycia.
Ró¿a s³ucha. W tym, ¿e zosta³a rozpoznana, nie ma niczego szczególnego,
w ostatnich latach nie rozpoznawali jej tylko ludzie, których dawno nie
by³o w kraju, albo piêknoduchy, których ¿ycie przebiega w bibliotecznej
alienacji, ci, którzy programowo uprawiaj¹ intelektualny wegetarianizm i
nie interesuje ich nic, co pokazane, ¿ywi¹ siê wy³¹cznie tekstem, obnos
z¹ z brakiem telewizora, pogard¹ dla repertuaru kin, sztuki teatralne te
¿ wol¹ czytaæ, ni¿ ogl¹daæ, s³uchaj¹ tylko ulubionej radiostacji, której
ramówka poSwiêcona jest wy³¹cznie muzyce powa¿nej, literaturze powa¿nej
i powa¿nym informacjom, sk¹d¿e, u licha, mieliby braæ czas na niepowa¿n
e zainteresowania, niby dlaczego mieliby znaæ twarze ikon popkultury, na
samo zderzenie s³Ã³w  ikona i  popkultura dostaj¹ torsji, na samo zder
zenie przedrostka  pop ze s³owem  kultura robi im siê niedobrze (kultu
ra masowa nie istnieje, co najwy¿ej masa kulturowa, drodzy pañstwo, miaz
ga kulturowa, miazmat wydzielany przez masy, które o kulturze wysokiej p [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl