[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tąd nie było już odwrotu. Emily to czuła.
R
L
Rozdział 16
Emily budziła się powoli, ciało miała ciężkie. Od razu wiedziała,
gdzie jest. Obróciła się ostrożnie i popatrzyła na śpiącego obok niej
mężczyznę. Jak mogła uważać go za przerażającego i twardego? We
śnie jego twarz wyglądała tak miękko. Ciemne rzęsy rzucały cienie na
policzki i leciutko drżały. Może coś mu się śniło? Włosy opadały mu
niemal na oczy, musiała się wstrzymywać, by nie odgarnąć ich z czoła
i go nie budzić.
Nagle się poderwała. Boże! Przecież na pewno jej szukali! Która
właściwie godzina? Klara i reszta personelu musieli się zorientować,
że nie wróciła wczoraj wieczorem. Margit widziała, jak wychodziła do
Victora. Może go o nią pytali, a już sam ten fakt był kłopotliwy.
- Dzień dobry, moja kochana. Czy to tylko przywidzenie, czy też
czymś się martwisz w ten pierwszy dzień reszty naszego życia?
Przygarnął ją do siebie i pocałował, ale Emily uwolniła się z jego
objęć.
- Muszę się spieszyć! Co będzie, jeśli Klara pójdzie na policję i
zgłosi moje zaginięcie?
Gerhard uśmiechnął się zadowolony.
- Możesz być spokojna. Posłałem woznicę do hotelu z wiadomo-
ścią, że panna Egeberg zostaje na noc u pana Lindemanna.
Emily nieco się od niego odsunęła.
- Teraz wszyscy już wiedzą... I skąd mogłeś mieć pewność, że ja...
Gerhard uśmiechnął się przepraszająco.
- Pewności nie miałem, lecz uznałem, że łatwiej będzie coś wy-
myślić, jeśli uprzesz się wracać do domu w taką niepogodę, niż nara-
żać cię na zamieszanie, które by wybuchło, gdybyś zniknęła bez sło-
wa. W dodatku poprosiłem posłańca o przekazanie tej informacji oso-
biście Klarze Lauritzen. Czy ona nie jest dyskretna? - Uśmiechnął się
żartobliwie, bawiąc się jej włosami.
R
L
- Owszem, pod warunkiem że zdążyła już wtedy wrócić do domu.
- A w duchu dodała  dyskretna i wstrząśnięta".
- Dużo czasu minęło, zanim przestałaś ze mną walczyć, Emily. -
Głos miał poważny i bacznie się jej przyglądał. - Zbyt dużo. %7łałujesz?
Pokręciła głową. Właśnie to było takie zdumiewające. Miała wra-
żenie, jakby najbardziej oczywistą rzeczą na świecie było to, że
wreszcie zaakceptowała własne uczucia i uległa temu gwałtownemu
przyciąganiu, które się między nimi narodziło. Znów czuła, że żyje. I
że jest szczęśliwa.
- Spodobałaś mi się od pierwszej chwili, ale był ten latarnik...
- O nim całkiem już zapomniałam. Jest gdzieś daleko stąd.
- Przyznaję, że początkowo odnosiłem się do ciebie sceptycznie.
Byłem skłonny przyznać Rebekce rację, iż niesprawiedliwie się stało,
że to tobie przypadł spadek po ojcu.
- Ale teraz już tak nie myślisz?
- Nie. To miało związek ze sposobem, w jaki zabrałaś się do pracy.
I z twoim osamotnieniem, kiedy musiałaś się zmierzyć z faktem, że
całe twoje życie zostało zbudowane na kłamstwie, że nie masz matki.
Z twoim żalem za utraconą przeszłością, której nie mogłaś sobie
przypomnieć, chociaż tak bardzo się starałaś. No i jesteś taka piękna.
Piękna i cudowna.
- A ja uważałam, że jesteś okropny. - Pocałowała go w czoło, nie
pojmując, jak mogła tak myśleć. - Wyniosły i irytujący. Byłam pewna,
że kopiesz pode mną dołki. I grozisz ludziom, którzy chcieli pracować
w hotelu.
Wbiłam sobie do głowy, że ponosisz winę za wszystkie trudności, na
które napotykałam.
Gerhard nagle spoważniał i znów mocno ją do siebie przyciągnął.
- Chodz, Emily. Mamy wiele do nadrobienia. Ogarnęło ją prze-
możne pożądanie, głęboka tęsknota.
Była zakochana. Zakochana i opętana. Była jak Agnes, która nie
słuchała słabego głosu rozumu.
R
L
Siedzieli na dole w wielkiej kuchni. Wciąż padał deszcz. Gerhard
poprosił służące, by zostawiły ich samych, i osobiście przygotował
śniadanie. Emily polubiła go za to jeszcze bardziej. Kręcił się po
kuchni w koszuli z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi górnymi gu-
zikami, gotował jajka i kawę, podgrzewał bułeczki upieczone dzień
wcześniej, kroił ser i gotowaną szynkę.
Odwrócił się do niej i uśmiechnął ciepło, niemal chłopięco.
- Przez ciebie jestem głodny jak wilk. To musi być naprawdę so-
lidny posiłek.
Emily przyjęła z jego rąk filiżankę do kawy z niemal przezroczy-
stej białej porcelany, ozdobioną wzorem w formie wianuszka z zielo-
nych listków i monogramem.
- To monogram Lindemannów - wyjaśnił, podsuwając jej cukier i
śmietankę.
Emily pokręciła głową.
- Wolę kawę czarną i gorzką.
- I, jak rozumiem, czarnych i gorzkich mężczyzn. Na całe szczę-
ście dla mnie.
Przysiadł na chwilę i sobie też nalał kawy.
- Już się cieszę, że zobaczę Bergen razem z tobą. To przecież pod
wieloma względami twoje miasto.
Emily przypomniała sobie rodzinne miasto swojej matki. Dom,
który dziadek zbudował przy Store Parkvei. Mieszkali tam teraz świe-
żo upieczeni małżonkowie. Miała nadzieję, że są szczęśliwi.
Gerhard jakby czytał w jej myślach.
- A teraz stanie się również miastem mojej siostry. Może jesienią
pojedziemy do nich w odwiedziny?
Emily kiwnęła głową, lecz nie pragnęła niczego innego niż być w
jego kuchni, w jego domu. Na zewnątrz wciąż padał deszcz, ale teraz
już cichy i ciepły. Zza welonu chmur usiłowało przedrzeć się słońce i
osuszyć ziemię po nocnym potopie.
Gerhard przyniósł mleko z szafki z lodem. Emily spojrzała na jej
szarozielone ścianki. Wewnątrz, w szczelnej metalowej osłonie, leżał
R
L
blok lodu z Bjelkevik. Jakie to dziwne! Oboje byli współwłaścicielami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl