[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tymczasem naprawdę najcenniejsze jest dla nas to, czemu poświęciliśmy
najwięcej czasu, trudu i wyrzeczeń. Podobnie miłość - z największym
staraniem pielęgnowana, staje się najwartościowsza.
Znalezienie we współmałżonku prawdziwego towarzysza życia i pomocy "sobie
podobnej" jest tak cenne, że wynagradza wszelki wysiłek. Oczywiście, żeby
ten wysiłek był naprawdę owocny, musi pochodzić od obu stron. Nie daje nam
radości życzliwość wymuszona czy pamięć wywalczona. Lepiej nie tyle domagać
się dla siebie, co dawać współmałżonkowi, wspólnie nie dopuszczać do
żadnego dnia, który dzieli. Każdy może łączyć, jeśli oboje współmałżonkowie
bardziej niż na siebie będą się nastawiali na drugiego, modląc się słowami
modlitwy franciszkańskiej:
Spraw, abyśmy mogli
nie tyle szukać pociechy,
co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia,
co rozumieć;
nie tyle szukać miłości,
co kochać;
albowiem dajÄ…c - otrzymujemy.
"Wszystko będzie wam dodane"
Na temat związku między religijnością małżonków a ich zadowoleniem z
małżeństwa istnieją różne opinie. Bodaj najczęstsze jednak jest chyba
przekonanie, że są to sprawy osobne, od siebie niezależne. Rzecz jest
trudna do rozstrzygnięcia empirycznego, bo zarówno religijność, jak
szczęście małżeńskie, nie są łatwe do badania metodami psychologicznymi. Do
pewnego stopnia jednak można je określić.
Wynik prowadzonych na ten temat badań w naszym seminarium psychologii
rodziny był zaskakująco wyrazny, gdyż związek okazał się statystycznie
bardzo istotny (czyli, że nie mógł być następstwem przypadku): małżonkowie
religijni byli dużo częściej zadowoleni z małżeństwa od niereligijnych.
Dotyczyło to nie tylko zgodności przekonań między małżonkami, ale ich
treści, to znaczy, że małżonkowie niereligijni - choćby posiadali podobne
pod tym względem postawy - rzadziej byli zadowoleni.
Zastanawiać się można, dlaczego religijność ma taki wpływ na powodzenie
małżeństwa. Jednym z wyjaśnień jest porównanie oczekiwań od małżeństwa osób
religijnych i niereligijnych. Oczekiwania te zostały zbadane w podziale na
następujące grupy: seksualne, emocjonalne, opiekuńcze, partnerstwa
intelektualnego i materialne. Jak się okazało, z tego punktu widzenia osoby
religijne i niereligijne nie różnią się między sobą: i jedne i drugie
oczekują od małżeństwa zaspokojenia swoich potrzeb we wszystkich
wymienionych dziedzinach.
Różnią się natomiast bardzo wyraznie przy podziale oczekiwań z punktu
widzenia nastawienia na siebie, na współmałżonka i współdziałanie.
Oczekiwania "dla siebie" były takie same u osób religijnych i
niereligijnych, natomiast oczekiwania "dla drugiego" i "dla nas" były dużo
wyższe u religijnych.
To właśnie podejście do małżeństwa wydaje się być przyczyną dużo
większego zadowolenia z małżeństwa osób religijnych. Oczekiwania "dla
siebie" są zupełnie naturalne, jeżeli jednak nie są połączone z
nastawieniem na świadczenie dobra drugiemu, zatrzymują miłość małżeńską na
poziomie miłości dziecka, które wszystkiego oczekuje dla siebie, a osoba
ukochana (najczęściej matka) jest tym, kto ma zaspokajać jego pragnienia.
Taki układ, naturalny w pierwszych miesiącach życia, nie wystarcza w
związku osób dorosłych, które stają się szczęśliwe dopiero dzięki
wzajemnemu obdarzaniu i współdziałaniu.
Nastawienie do własnego małżeństwa związane jest też z bardziej
teoretyczną wizją małżeństwa i warunków jego powodzenia, które każdy sobie
wytwarza. Między osobami religijnymi i niereligijnymi i tu zachodziły
charakterystyczne różnice. Niereligijni rzadziej niż religijni uważali za
ważne dla szczęścia małżeńskiego wzajemną wierność, zaufanie, umiejętność
przebaczenia, wzajemne okazywanie miłości i troskliwość, wspólne
wychowywanie dzieci. Jedynie "pozytywna ocena współmałżonka" była częściej
podkreślana przez niereligijnych i to właśnie wydaje mi się warte
szczególnego zastanowienia.
Można by przypuszczać, że w opinii tej grupy pozytywna ocena
współmałżonka jest niezbędna dla świadczenia mu miłości, troskliwości itd.
Wydaje się to dla powodzenia małżeństwa bardzo niebezpieczne, gdyż w miarę
upływu czasu na ogół jakaś cecha małżonka przestaje się podobać, jakieś
postępowanie zaczyna drażnić, co powoduje zachwianie pozytywnej oceny.
Wiele konkretnych zachowań małżonka może się nie podobać, nie powinno to
jednak podważać jego ogólnej akceptacji jako towarzysza życia. Jeżeli w
którymś momencie człowiek przekona się, że jego współmałżonek ma jakąś
brzydką cechę, nie musi jej akceptować, ale może go kochać mimo to. Nawet w
sytuacji zdecydowanego nastawienia na dobro drugiego i na współdziałanie
może się zdarzyć moment, w którym druga osoba sprawi zawód. Wtedy mimo
negatywnej oceny konkretnego zachowania, spójność małżeństwa może być
utrzymana dzięki przebaczeniu. Dlatego częstsze podkreślanie wzajemnej
umiejętności przebaczania w grupie osób religijnych staje się szczególnie
znaczące. Przenosi punkt ciężkości z oczekiwań dotyczących własnego dobra
na dobro drugiego w sytuacji trudnej i wymagającej wysiłku. Przy takim
widzeniu małżeństwa cele jednej strony stają się celami wspólnymi, a dobro
jednego z małżonków dobrem wspólnym.
Tworzenie dobra wspólnego nie oznacza podporządkowania jednostki
wspólnocie. Nie chodzi też o podporządkowanie jednostek jakiemuś celowi
zewnętrznemu, ale o współdziałanie. Jedna osoba wybierając dobro drugiej
jako własne, swoimi czynami wzbogaca wspólnotę. Jan Paweł II nazywa to
współuczestnictwem. Współuczestnictwo nie jest poświęceniem czy
przekreśleniem jednostki, ale sposobem jej rozwoju.
To nastawienie na współdziałanie wyjaśnia chyba częstsze zadowolenie z
małżeństwa osób religijnych, zwłaszcza jeśli oboje małżonkowie są
religijni. Jest ono zgodne z chrześcijańskim modelem małżeństwa, uważającym
małżeństwo za związek nierozerwalny, w którym małżonkowie świadczą sobie
wzajemnie dobro i współdziałają dla dobra innych, a co można określać jako
wspólnotę życia i miłości. Jeżeli taką wspólnotę uda się małżonkom
zrealizować, to - choćby wiązało się z dużym wysiłkiem - daje poczucie
zadowolenia.
Poczucie szczęścia i zadowolenia nie jest celem samym w sobie, ale
konsekwencją osiągnięcia celów. W miarę rozwoju człowiek uczy się coraz
bardziej przeżywać przyjemność jako skutek osiągania trudnego do zdobycia
dobra. Jeśli oboje małżonkowie dążą do wspólnego dobra, jako skutek tego
przeżywają poczucie zadowolenia.
Oczywiście nie chciałabym, żeby to zabrzmiało jak reklama: "Bądz
religijny, a będzie ci się dobrze działo". Ostateczny wniosek z opisanych
badań jest raczej zbieżny ze słowami Ewangelii: "Starajcie się naprzód o
Królestwo [Boga] i Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane"
(Mt 6, 33).
Miłość niezazdrosna
W zbiorze wierszy dla dzieci Juliana Tuwima jest opowieść o małżeństwie
słowików:
Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji
bo pan słowik przed dziesiątą miał być na kolacji.
Tak siÄ™ godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A tu już po jedenastej, a słowika nie ma.
Pani słowikowa odgrzewa świetne dania i niepokoi się o męża.
Nagle zjawia się pan słowik, podśpiewuje, skacze,
Gdzieś ty latał, gdzieś ty fruwał, przecież ja tu płaczę.
A pan słowik słodko ćwierka, wybacz moje złoto,
ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl