[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czości.
- Co ja bym zrobiła bez twoich mądrości  roześmiała się Kit. - Nie jestem
Damą Kameliową, chcę tylko kupić kilka letnich ciuchów.
- A zatem nie masz złamanego serca? - zdumiała się Tatiana.
Kit pomyślała, że jeśli nauczyła się czegoś od Philipa Hardesty'ego, to sztuki
uników. Przed wyjazdem na Wybrzeże Koralowe nie potrafiła sobie poradzić z
zadającą tysiące pytań Tatianą, tymczasem teraz odparła spokojnie:
- Choćby i było w kawałkach, nie musisz się o nie martwić, naprawdę.
- Bardzo chciałabym go poznać.
R
L
T
- To miłe - skwitowała deklarację Tatiany Kit. - To co, idziemy po te ciuchy,
czy mam iść sama?
Philip siedział w fotelu i spokojnie czekał na diagnozę lekarza. Okulista miał
najlepszą opinię w Nowym Jorku, ale Philip nie spodziewał się niczego dobrego.
- I co? - spytał. - Proszę mówić śmiało, jestem przygotowany na najgorsze.
- Cóż... - Lekarz skinął głową. - Prawdę mówiąc, sir Philipie, nie mam poję-
cia.
- To znaczy? - Philip zmarszczył czoło.
- Nie wiem, co jest przyczyną chwilowych zaburzeń widzenia. Nie mają na-
tury psychosomatycznej, to ustaliliśmy, ale nie umiem powiedzieć, czym są
spowodowane.
- Co takiego?
- Powiedział pan, że nie poprzedzają ich żadne charakterystyczne objawy, nie
towarzyszą im żadne dodatkowe symptomy, prawda?
- Tak - potwierdził Philip.
- Nie rozumiem. - Lekarz skrzyżował ramiona. - Jedyne wytłumaczenie,
moim zdaniem, jest takie, że pańskie oko wyłącza się, bo potrzebuje odpoczyn-
ku, którego pan mu odmawia.
- Trudno mi w to uwierzyć - odparł Philip po chwili zastanowienia.
- Ma pan rację, sir, brzmi dość nieprawdopodobnie, ale nie jest niemożliwe.
Czytałem o takim przypadku, choć sam się z nim nie zetknąłem.
R
L
T
- Jakie sÄ… zatem rokowania?
- To zależy, co jest przyczyną pańskiej przypadłości. Jeśli stres, to jest szansa
na odzyskanie pełnej sprawności widzenia, o ile, rzecz jasna, wyeliminuje pan
czynniki stresogenne.
- To znaczy zrezygnuję z pracy? - Nawet nie próbował ukryć zawodu.
- To pan powiedział, sir Philipie, nie ja.
- Nie wyobrażam sobie życia bez pracy.
- Decyzja należy do pana. Na tę dolegliwość nie ma lekarstwa, nie mogę panu
pomóc. Przykro mi.
Philip musiał przyznać doktorowi rację.
- Przepraszam, rozumiem pana sytuację. Powinienem wiedzieć, jak to jest,
gdy mówi się ludziom prawdę, a oni nie chcą jej słyszeć. To część mojej pracy. 
Uśmiechnął się do lekarza.
- Nie do mnie, oczywiście, należy udzielanie panu takich rad, ale przez całe
lata pracował pan bardzo ciężko - powiedział doktor już nieco swobodniej. Może
czas pomyśleć o zmianie stylu życia, sir Philipie?
- Mam żyć chwilą? - westchnął Philip. - Ktoś mi to niedawno sugerował. - Kit
Romaine, pomyślał. Nieuchwytna Kit Romaine. Jak dotąd nie udało mu się jej
odnalezć.
- Może warto spróbować? - rzucił lekarz.
- To raczej nie wchodzi w grę - odparł Philip.
- W takim razie nic już nie mogę panu doradzić. Chcę jednak dodać, że jeśli
pan niczego w swym życiu nie zmieni, ta dolegliwość będzie się nasilać.
R
L
T
- Dziękuję, doktorze. - Philip wstał i uścisnął dłoń lekarzowi.
Wychodząc, cały czas zastanawiał się, czy potrafiłby żyć chwilą, bez planu na
najbliższy rok.
Może i tak, gdyby udało mu się odnalezć morską boginkę. Ona jednak prze-
padła bez wieści.
A nawet, gdyby ją odszukał, czy chciałaby się z nim spotkać?
Rozmyślanie o niej sprawiło mu przyjemność. Godzinę pózniej miał już jed-
nak znacznie gorszy nastrój.
- Nawet nie próbowałeś - mówił z pretensją do Fernanda.
- Nieprawda, znalazłem jej szwagra. Wysłałem mu natychmiast faks - bronił
siÄ™ asystent.
- Przecież sam ustaliłeś, że jest w Afryce i bada życie goryli, więc twój faks
albo od razu trafił do kosza, albo facet przeczyta go za kilka miesięcy. Nie po-
myślałeś o tym? Powinieneś wykazać więcej inicjatywy! A teraz zostaw mnie
samego! - Philip niemal krzyczał.
Fernando wyszedł z pokoju- szefa. Był wstrząśnięty. Sir Hardesty nigdy dotąd
nie potraktował go równie nieprzyjemnie. I to wszystko przez jakąś dziewczynę.
Minęło sporo czasu, nim Philip zrozumiał wreszcie, że sam musi się zabrać za
poszukiwania Kit. Jeśli nie można skontaktować się z jej szwagrem, to należy
znalezć siostrę. Na Wybrzeżu Koralowym nie była co prawda nastawiona życz-
liwie, ale przynajmniej teraz nie siedziała w sercu afrykańskiego buszu jak jej
mąż, analizował sytuację Philip. Przez Internet znalazł najpierw Mikołaja, a po-
tem LisÄ™.
R
L
T
A więc księżna Lisa Iwanowna to nie kto inny jak Lisa Romaine, młoda, choć
znana już na arenie międzynarodowej specjalistka od bankowości! Tylko jak się
z nią skontaktować? Po prostu zadzwonić, czy poszukać bardziej okrężnego
sposobu?
Uśmiechnął się do siebie i sięgnął po słuchawkę.
- Soralaya? Miło cię słyszeć. Możesz mi wyświadczyć przysługę? Znasz ko-
goś w Londynie z branży bankowej?
Kit zawsze lubiła księgarnię Alana Hendersona. Książki leżały tu wszędzie -
na półkach, na podłodze i na zapleczu. Nowe i stare, rzadkie i popularne. Mimo
bałaganu sprzedawcy bez trudu znajdowali poszukiwane tytuły. Kit jako jedyna z
nieetatowych pracowników dawała sobie tutaj radę.
- Jak przebiega samokształcenie, Kit? - zapytał któregoś wieczora Alan.
- Właśnie zajmuję się egzotycznymi ptakami - odparła. Nie chciała całkiem
zapomnieć Wybrzeża Koralowego, toteż postanowiła, że nauczy się rozpoznawać
niektóre z widzianych tam gatunków.
- Czy to inspiracja twojego szwagra? - Alan uniósł brew. - W takim razie na
pewno chętnie wybierzesz się ze mnę na bal dobroczynny na rzecz ochrony la-
sów deszczowych.
Kit spłoszyła się nieco.
- Alan, ja po prostu trochę o tym czytam, nie miałam zamiaru angażować się
w żadną działalność.
R
L
T
- Jeśli dziś nie zrobimy niczego dla ich ochrony, za kilkadziesiąt lat już ich
nie będzie. Myślę, że powinnaś pójść na ten bal jako moja partnerka.
- To szantaż moralny.
- Owszem - potwierdził Alan z uśmiechem. Bal odbędzie się w sobotę, za
dwa tygodnie, czyli w ostatni dzień twojej pracy u nas.
W końcu Kit przyjęła propozycję. Pomysł podobał jej się nawet, choć nie dała
tego po sobie poznać.
Alan był siedemdziesięcioletnim panem, dużo niższym od Kit. Dla Tatiany
nie miało to żadnego znaczenia. Uważała za rzecz absolutnie oczywistą, że Kit
musi wystąpić w sukni długiej do kostek.
- Czy to nie nazbyt staromodne? - spytała nieśmiało dziewczyna. W skrytości
duszy cieszyła się bardzo, że po raz pierwszy będzie miała okazję pokazać się w
balowej sukni, toteż w niedzielę wybrała się z Tatianą po zakupy.
Trudno byłoby uznać tę wyprawę za udaną. Tatiana chodziła od sklepu do
sklepu, po czym wracała z torbą albo z szalem, by przekonać się, czy ów dodatek
komponuje się z którąś z wcześniej wypatrzonych gdzie indziej sukien. Po paru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl