[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kom i wojskowym za wiern¹ s³u¿bê pañstwow¹.
Zupe³nie inaczej czu³ siê ch³op rosyjski. Pamiêta³ dok³adnie i nigdy o tem nie zapomnia³,
¿e niegdyS, czy to za chanów mongolskich, czy za carów moskiewskich, ziemia nale¿a³a do
w³adcy, a uprawiana i wykorzystywana by³a przez ludzi od rad³a. Dopiero od Piotra Wielkie-
go, a szczególnie od czasów caryc Katarzyny II i El¿biety, które obdarza³y swoich kochan-
ków maj¹tkami ziemskiemi, zaczêto odbieraæ ziemiê ch³opom.
WieSniacy nigdy nie uznawali tego i wci¹¿ wyczekiwali na  bia³e pismo . Ten zagadko-
wy, mistyczny akt, urojony w mrocznych g³êbinach ch³opskiego mózgu, mia³ zwróciæ zagar-
niêt¹ nieprawnie ziemiê jej naturalnym w³aScicielom.
Kilka razy w dziejach rosyjskich nastêpowa³y dni, gdy w³oScianie usi³owali odebraæ j¹
samowolnie, podnosili bunty ch³opskie, wstrz¹saj¹ce Rosj¹ od czasów Katarzyny a¿ do roku
1861, do manifestu Aleksandra II o wolnoSci.
Wybucha³y one i póxniej, lecz, na skutek militaryzacji kraju i rozszerzenia sieci admini-
stracyjnej, mia³y charakter lokalny i zostawa³y t³umione w zarodku.
Ch³op syberyjski  potomek kryminalnych zbrodniarzy, wysy³anych do azjatyckich prowin-
cyj imperjum, lub mieszaniec z Mongo³ami ró¿nych szczepów, marzy³ o oddzieleniu siê od
Rosji, której nie lubi³ i ba³ siê, bo narzuca³a mu swój system, obcy, k³opotliwy i wymagaj¹cy
du¿ych kosztów.
Podobieñstwo jednak obydwóch typów ch³opskich by³o ra¿¹ce.
Oba by³y zasadniczo anarchiczne i bierne. Nawyk³e, pod³ug dawnych tradycyj, rz¹dziæ siê
samodzielnie w obrêbie swojej dzielnicy rozumem komuny w³oSciañskiej, by³y podtrzymy-
wane w tem nawyknieniu przez rz¹d. W³adze centralne by³y zmuszone do oddania komunom
czêSci swoich zadañ, nie mog¹c na tak wielkiej przestrzeni dosiêgn¹æ ka¿dego poszczególne-
go obywatela.
Oba typy odznacza³y siê skrajn¹ biernoSci¹. S³abo oSwiecone nie d¹¿y³y do ¿adnego postêpu
i tylko w³adza pañstwowa narzuca³a w³oScianom zmianê trybu ¿ycia i systemu gospodarczego.
Uljanow zrozumia³ to wszystko i dobrze zapamiêta³.
Nie w¹tpi³ wcale, ¿e w³oSciañstwo ulega nakazom rz¹du wy³¹cznie pod naciskiem si³y,
uznaj¹c za najlepszych w³adców tych, którzy odznaczali siê stanowczoSci¹ i zdolnoSci¹ do
przejawów swej woli bezwzglêdnej.
80
Gdy mySla³ o tem, uSmiecha³ siê, zaciera³ rêce i szepta³:
 O, Karolu Marksie, by³eS wielkim znawc¹ duszy bydlêcia ludzkiego! Wyczu³eS, jak nikt
inny, ni¿ lubi ono chodziæ w stadzie, a stado potrzebuje pasterza z batem i psa z ostremi k³ami!
Powraca³ ze swych wypraw mySliwskich weso³y i podniecony, mówi¹c do ¿ony:
 Droga moja! Ma³o zna³em wieS rosyjsk¹, za wyj¹tkiem mojej nadwo³¿añskiej, lecz tu
przechodzê przez niczem niezast¹piony uniwersytet.
Opowiada³ o swoich spostrze¿eniach i wra¿eniach, pytaj¹c ze Smiechem:
 Powiedz mi tylko: kto i w jaki sposób poprowadzi za sob¹ w³oSciañstwo? Normalnym
sposobem nikt tego nie doka¿e! Ch³opa rosyjskiego nale¿y pêdziæ przed siebie kijem Piotra
Wielkiego, kulomiotami lub bagnetami wspó³czesnych gubernatorów, a nam có¿ pozostaje?
Jeszcze bardziej skuteczny bat! Nale¿y wynalexæ go! Musi to byæ jednak taki bat, ¿eby jego
klaSniêcie poruszy³o niebo i ziemiê! Nad tem nale¿y powa¿nie pomySleæ?
Zastanawia³ siê nad tem Uljanow, b³¹kaj¹c siê bez celu po stepie. Zwierza³ siê tylko przed
¿on¹, a gdy mówi³, zni¿a³ g³os, zaciska³ zêby i mru¿y³ oczy, jak gdyby widzia³ wroga przed
sob¹. Widocznie, straszne by³y te mySli i s³owa, bo Nadzieja Konstantynówna mia³a twarz
blad¹ i z przera¿enia przeciska³a rêce do piersi. Jednak nie przeczy³a, bo pa³a³a wiar¹ nieza-
chwnian¹ w tego cz³owieka, tak groxnie szczerego, a twardego, jak kamieñ.
Zrzadka odwiedzali innych zes³añców, rozrzuconych w s¹siedztwie, lecz z nimi o swoich
najtajniejszych mySlach nigdy nie rozmawia³ W³odzimierz. Wiedzia³, ¿e to, co postanowi³,
nie mog³o byæ przez nich przyjête. Nie odeszli zbyt daleko od lojalnego socjalizmu niemiec-
kich towarzyszy, a ¿aden z nich nie dorównywa³ Smia³oSci¹ mySli Plechanowowi, chocia¿, po
osobistem poznaniu go, ju¿ nie by³ pewien Uljanow swego mistrza.
Nie lubi³ W³odzimierz czêstych odwiedzin towarzyszy wygnania. Powodowa³y one zaostrze-
nie dozoru, rewizje, dociekania, szpiegostwo, co zak³Ã³ca³o spokój, tak potrzebny do normalnej
pracy i g³êbokiego namys³u. Pozatem zbyt bliskie stosunki towarzyskie prowadzi³y do staræ
i nieporozumieñ na tle ¿ycia prywatnego powstawa³y plotki, drobne k³Ã³tnie, a nawet s¹dy ho-
norowe, doSæ czêste w ko³ach zdenerwowanych ludzi, znêkanych d³ugiem wygnaniem.
Uljanow do swoich rozmySlañ powa¿nych, niemal ascetycznych, potrzebowa³ ciszy i sa-
motnoSci.
Narazie ze strzelb¹ na ramieniu zapuszcza³ siê w stepy. Siada³ w cieniu brzóz i napawa³
siê wiekiem bezbrze¿nych ³anów i ³¹k zielonych, pokrytych bujn¹ traw¹, wspania³emi kwia-
tami o jaskrawych barwach i woni odurzaj¹cej: fio³ków nocnych, bia³ych, ¿Ã³³tych i czerwo-
nych lilij, g³ogów i innych bez liku, o nazwie jemu nieznanych. Stada byd³a, owiec i tabuny
koni pas³y siê bez dozoru. Na po³udniu ledwie dostrzegalnem, granatowem pasmem maja-
czy³y dalekie góry  odnogi Sajanów.
Rzadkie wsie, rozleg³e, bogate, ci¹gnê³y siê wSród pól pszenicy i gajów brzozowych.
W g³êbokich jarach i roz³ogach bieg³y wartkie potoki i rzeki, mkn¹c ku ³o¿ysku Jeniseju.
Kryj¹c siê w trawie, sunê³y stadka cietrzewi stepowych, przepiórek i dropi. Wysoko, niby
czarna plama na b³êkitnym namiocie pogodnego nieba, tkwi³ olbrzymi berkut sêp, wypatru-
j¹cy zdobyczy, kwili³ drapie¿nie, jêkliwe, cienko, niby siê ¿ali³, ¿e nie dano mu nadmiaru si³y,
aby wszystko móg³ zabiæ i rozszarpaæ.
Tu i ówdzie ponad traw¹ i krzakami wznosi³y siê s³upy i p³yty z czerwonego piaskowca.
By³y to dolmeny, staro¿ytne cmentarzyska niezliczonych szczepów, od wieków odbywaj¹cych
wêdrówki przez ¿yzne równiny ku nieznanemu celowi.
81
Uljanow wiedzia³, ¿e wielcy wodzowie Mongo³Ã³w d¹¿yli tym szlakiem na Zachód, pozo-
stawiaj¹c za sob¹ trupy swoich i obcych wojowników, Spi¹cych wieki ca³e snem nieprzebu-
dzonym pod czerwonemi monolitami.
 Daleka by³a droga i mglisty cel wnuków D¿engiza,  mySla³ W³odzimierz.  a jednak
doszli do równiny polskiej i wêgierskiej i, gdyby nie spory i nie zawiSæ, kto wie, czy nie uj-
rza³yby ich mury Rzymu i Pary¿a? A wszak¿e zaszli daleko, bo a¿ na Rl¹sk, pod Budapeszt
i Wiedeñ! Tym samym szlakiem najexdxców mkn¹ moje mySli, szlakiem, ju¿ przetartym przez
potê¿ne hordy bez liku...
Po prawej stronie Jeniseju ci¹gnê³y siê du¿e wsie bogatych kozaków, osadzonych tu nie-
gdyS przez carów dla obrony po³udniowych granic Syberji. Pozostali tu na zawsze, chocia¿
nikt ju¿ nie mySla³ o napadzie na potê¿ne imperjum, które, niby paj¹k olbrzymi, rozpar³o siê
szerok¹ sieci¹, rzucon¹ na pi¹t¹ niemal czêSæ ca³ej planety.
WSród nich w miejscach mniej ¿yznych rz¹d osiedli³ ch³opów wyw³aszczonych, biedaków bez-
domnych, pozbawionych w Rosji swoich zagonów. I tu w tym piêknym kraju wlekli oni ¿ywot nêdz-
ny  ciemni, leniwi, zazdroSni i xli. Kradli kozakom konie i byd³o, kosili ich ³¹ki, wyr¹bywali las.
wyjmowali z sieci i wiersz  ryby, podpalali domy, a w bójkach mordowali bogatych s¹siadów.
Za rzek¹, dalej od ska³ nadbrze¿nych, koczowali tatarzy, strzeg¹c tabunów koni i stad
owiec. Oganiali siê od zgraj wilków i od band z³ych ludzi, bezkarnie czyni¹cych napady na
surowych wyznawców wojowniczego proroka z Mekki.
WrogoSæ, nigdy nie przemijaj¹ca, panowa³a pomiêdzy obydwoma brzegami Jeniseju, któ-
ry, SciSniêty czerwonemi urwiskami Kizy³-Kaja, toczy³ siê z pluskiem, i pomrukiem, wiruj¹c,
pieni¹c siê wSród kamieni podwodnych i d¹¿¹c ku oceanowi, gdzie panowa³ bia³y duch, sza- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl