[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłość umierała na jakąś bolesną, nieuleczalną chorobę.
- Cokolwiek siÄ™ stanie, poradzisz sobie z tym, siostrzyczko.
- Banał, braciszku. - Uśmiechnęła się do niego. - Serwujesz
mi takie banalne pocieszenia po tym, jak byłeś tak brutalnie
szczery.
- %7ładen banał. Będziesz musiała sobie z tym poradzić z tego
prostego powodu, że w słowniku Karolów nie ma słowa klęska .
Gdy w sobotę Dory zeszła na dół, kaczki z Peabody właśnie
odbywały swój poranny marsz po hotelowym holu. Rozśmieszył
ją widok lśniących, paradujących gęsiego ptaków. Za każdym
stąpnięciem błoniastych łapek kołysały się pióra w ich ogonach.
Tyle szumu wokół jakiegoś ptactwa, pomyślała. Przemarsz
kaczek zgromadził wokół sadzawki w holu prawie wszystkich
gości hotelowych, ale było też kilku takich, którzy nie chcieli
przyznać tej głupocie ważnej funkcji społecznej.
Dory wybrała się do Akwarium. Dzień był słoneczny, i wiał
łagodny wietrzyk, a w parku panował idealny spokój.
Spacerowała, przyglądając się zgromadzonym w parku
stworzeniom. Podziwiała majestatyczną orkę, śmiała się z
popisów tresowanego lwa morskiego, zachwycona wybrykami
wydry zdołała na chwilę zapomnieć o depresji, ścigającej ją od
tygodnia, kiedy to opuściła Gainesville. Patrząc na wesołe harce
pingwinów zapomniała o gorzkich j słowach i nie rozwiązanych
problemach, które tam zostawiła.
Zdała sobie sprawę, że wokół niej jest mnóstwo dzieci.
Niemowlęta spały w wózkach, obojętne na wszystko, trochę
większe maluchy szeroko otwartymi z przejęcia oczkami gapiły
się na igraszki lwów morskich, a starsze dzieci z piskiem
uciekały przed strumieniami wody, którą wychlapywał z basenu
wieloryb. Przyglądała się też rodzicom. Niektórzy byli bardzo
zmęczeni, inni - pełni życia, jeszcze inni - poważni. Dory
patrzyła na nich i, jak każda kobieta w ciąży, zastanawiała się,
jaką będzie matką. Myślała też, czego zwykle kobiety ciężarne
nie muszą robić, czy jej dziecko będzie znało swojego ojca.
Kupiła sobie lody w waflowym rożku i ten drobiazg
natychmiast przypomniał jej, jak po obejrzeniu uroczystości
ślubnej w Micanopy jadła lody razem ze Scottem. Myszkowała
po sklepach z pamiątkami i wszędzie natykała się na pluszowe
podobizny małego Shamu, pierwszego wieloryba urodzonego w
niewoli i jego matki.
Nadeszła pora karmienia fok i lwów morskich. Ludzie
przyglądali się rozbawionym zwierzętom, a zwierzęta starały się
przypodobać ludziom. Wesołe i skore do zabawy lwy morskie
używały płetw, jak stóp - stawały na nich i prosiły o jedzenie.
Foki o szarobrÄ…zowych futerkach i krzaczastych wÄ…sach nie
wyczyniały cyrkowych sztuczek, ale zdobywały serca łagodnym
spojrzeniem ciemnych, wilgotnych oczu.
Dory kupiła porcję ryb i rzuciła jedną z nich dużemu
samcowi, który fikał koziołki w wodzie. Złapał rybę i pomachał
jej płetwą. Mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął. Dała mu jeszcze
jedną rybę, a kiedy następną rzuciła małej foczce rozciągniętej na
wysepce pośrodku basenu, ryknął niezadowolony. Dory zaśmiała
się i ostatnią rybę przeznaczyła dla niego.
Opiekun zwierząt opowiadał widzom o życiu i zwyczajach
fok i lwów morskich. Mówił, że obydwa gatunki żyją w grupach
rodzin zwanych koloniami. Samce nazywamy bykami, samice -
krowami, a ich młode to cielęta. Kolonia składa się zwykle z
byka, kilku krów i wielu cieląt.
Dory popatrzyła na młodą foczkę, którą przed chwilą
karmiła. Spojrzała w jej ciemne oczka i szepnęła:
- Ale z ciebie szczęściara, masz wokół siebie całą rodzinę.
Poszła umyć ręce nad zlewem, a potem - na przystanek
autobusu jadÄ…cego do Peabody.
Siergiej wrócił wcześniej niż się spodziewała. Leżała
skulona na tapczanie przyciskając do siebie królika George'a.
Oczy miała zaczerwienione od płaczu, a tusz do rzęs rozmazał się
jej po policzkach.
- Siergiej! - zawołała zaskoczona. Zdała sobie sprawę, że
zabrzmiało to jak oskarżenie, więc dodała: - Wcześnie wróciłeś.
- Przyczepił się do mnie jeden pediatra. Zaczęliśmy roz-
mawiać i w końcu zdecydowaliśmy się pójść na obiad do Church
Station - mówił ze sztucznym ożywieniem, zatroskany jej stanem.
- Oczywiście, ty także jesteś zaproszona.
- Czy... ten pediatra wie, że przyjdziemy we dwójkę? - A
kiedy rozpaczliwie próbował znalezć jakąś taktowną odpowiedz,
powiedziała: - W porządku braciszku, nie musisz się mną
zajmować. To tylko zupełnie mała chandra.
- Chodz z nami. Będzie tam mnóstwo ludzi. Może
towarzystwo poprawi ci humor.
- Och, nie - pokręciła głową. - Nie, dziękuję. Nie
przypuszczam, żeby udział w przyjęciu był najlepszym le-
karstwem na mojÄ… chorobÄ™.
- Masz kiepski nastrój. - Usiadł obok niej.
- Będzie dobrze, Siergiej. Słowo. To świeże powietrze tak
mnie rozłożyło. Zamówię sobie coś do jedzenia i obejrzę film.
- Nie chcę cię tu samej zostawiać.
- Nie możesz przeze mnie odwoływać spotkania, a ja w
takim stanie nie będę najlepszym kompanem w Church Street
Station.
- Co ci się właściwie stało?
- Czy wiesz, że foki żyją w rodzinach? - zapytała żałośnie.
- JakimÅ› cudem ominÄ…Å‚em ten fragment wiedzy.
- Rodzice i dzieci - wszyscy razem. Och, Siergiej, jeśli nawet
małe foczki mają tatusiów, to dlaczego moje dziecko nie ma.
- Twoje dziecko ma ojca, Dory. Natomiast jeśli Scott
naprawdę nie będzie chciał z wami zostać, to mojej siostrzenicy
albo siostrzeńcowi zrekompensuje to wspaniały wujek. A
dziecka, które ma taką matkę jak ty, nie można nazwać
pechowcem.
Pociągnęła nosem i podniosła głowę.
- Zlicznie to powiedziałeś. Naprawdę uważasz, że będę
dobrÄ… matkÄ…?
- Ty? Ty masz macierzyńską naturę. Strofujesz mnie, odkąd
tylko nauczyłaś się mówić.
- StrofujÄ™?
- Takie tam matczyne połajanki. Zawsze zawiązywałaś mi
sznurowadła, poprawiałaś krawat i pilnowałaś, żebym się czesał.
A pamiętasz, jak kułem do egzaminów na medycynę? Ty jedna
wierzyłaś, że mi się uda i dodawałaś mi odwagi.
- Ale dziecko to co innego. Ja nic nie wiem o dzieciach.
- A co tu trzeba wiedzieć? Karmisz, kiedy jest głodne,
przewijasz, kiedy siÄ™ zmoczy, przytulasz, kiedy siÄ™ boi.
- Nie jesteÅ› wprawdzie doktorem Spockiem, ale twoja
recepta jest taka prosta i zwyczajna.
- Bo to wszystko będzie właśnie proste i zwyczajne.
Zobaczysz, poradzisz sobie z macierzyństwem tak samo, jak
radzisz sobie ze wszystkimi trudnymi sprawami. Przeczytasz
mnóstwo książek, pójdziesz na kurs dla rodziców i doprowadzisz
pediatrę do szału durnymi telefonami w środku nocy, tak jak to
robią wszystkie młode matki. Wytrzymasz to i wspaniale
wychowasz dziecko. Mam racjÄ™?
- Masz.
- Już ci lepiej?
- Kryzys minął, a teraz zacznij się ubierać, bo spóznisz się na
spotkanie z pediatrÄ….
- Jesteś pewna, że nie chcesz iść z nami?
- No i kto tu zrzędzi? Czy możesz przestać traktować mnie
jak dziecko i iść już sobie?
Kiedy Siergiej wyszedł, elegancki i pachnący znakomitą
wodą kolońską, Dory zamówiła sobie do pokoju gotowane
krewetki ze szpinakiem. Potem zwinęła się w kłębek na tapczanie
i obejrzała film. Miesiąc temu widziała go w kinie. Była wtedy ze
Scottem, więc tak, jak prawie wszystko ostatnio, film też
przypomniał jej ukochanego. Co też on teraz robi, pomyślała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Gill_Sanderson_Wakacje_na_Majorce
- Glenda Sanders Dar serca
- Jeffrey A. Carver Starstream 1 From A Changeling Star
- Jane Yolen Pit Dragon 02 Heart's Blood
- Bahdaj stawiam na tolka banana
- William W Johnstone Ashes 30 Tyranny in the Ashes (txt)
- Alain ElĂŠments de Philosophie
- James M. Ward The Pool 3 Pool of Twilight
- Hitler Adolf mein kampf
- Sol
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- assia94.opx.pl