[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naiwnego wieśniaka. Ale był zarazem także bystry, przenikliwy, zdolny do trafienia w sedno
sprawy. Mówił teraz: - To ponura myśl i ufam, że fałszywa. Jest chyba raczej tak, że jeśli
widziało się początek czegoś, można zobaczyć i koniec. Dowiesz się w jakiś sposób, jaka jest
natura cienia, jego istota, czym on jest - i w ten sposób pochwycisz go, pojmiesz i pokonasz.
Chociaż trudne to pytanie: czym on jest... Jest coś, co mnie trapi, nie pojmuję tego. Zdaje się, że
cień przybiera teraz twoją postać albo przynajmniej upodobnił się jakoś do ciebie: takim
widziano go na wyspie Vemish i takinr ja go .widziałem tu, na Iffish. Jak to możliwe i dlaczego;
i czemu cień nigdy tak nie uczynił na Archipelagu?
- Jak to mówią:  Na Rubieżach zmieniają się reguły".
- Tak, to trafne przysłowie, zapewniam cię. Są dobre zaklęcia, których uczyłem się na Roke, a
które tu tracą moc albo działają całkiem na opak; i są też zaklęcia tutaj stosowane, których nigdy
nie poznałem na Roke. Każda kraina ma swoje własne moce i im dalej odpływa się od Lądów
Zrodkowych, tym mniej można odgadnąć, co to za moce i jak władają. Ale nie sądzę, aby tylko
to sprawiło, że cień tak się zmienił.
- Ja też nie sądzę. Myślę, że gdy przestałem przed nim uciekać i zwróciłem się przeciw
niemu, ten atak mojej woli narzucił mu postać i kształt, choć zarazem ten sam czyn przeszkodził
mu w odebraniu mi mojej siły. Wszystkie moje postępki mają w nim swoje echo; jest moim
tworem.
- Na wyspie Osskil cień nazwał cię po imieniu i dzięki temu powstrzymał wszelkie czary,
których mogłeś przeciw niemu użyć. Dlaczego nie postąpił tak samo na Dłoniach?
- Nie wiem. Być może tylko z mojej słabości cień czerpie siłę, która pozwala mu mówić.
Mówi niemal moimi własnymi ustami: bo skąd znał moje imię? Skąd znał moje imię? Aamałem
sobie nad tym głowę na wszystkich morzach, odkąd opuściłem Gont, i nie potrafię znalezć
odpowiedzi. Być może cień, gdy trwa w swoim kształcie czy bezkształcie, nie umie wcale
mówić, a mówi tylko pożyczonymi ustami, jako gebbeth. Nie wiem.
- Musisz się zatem strzec, aby nie spotkać go po raz drugi pod postacią gebbetha.
- Myślę - odparł Ged wyciągając ręce ku żarzącym się węglom, jakby poczuł wewnętrzny
ziąb - myślę, że w takiej postaci go nie spotkam. Jest teraz ze mną związany, tak jak ja z nim.
Nie może się ode mnie tak, dalece uwolnić, aby zawładnąć jakimś innym człowiekiem, aby
wyssać zeń wolę i istnienie, jak to uczynił ze Skiorhem. Może wziąć w posiadanie mnie. Jeśli
tylko osłabnę znowu i spróbuję uciec przed nim, zerwać więz, cień wezmie mnie w posiadanie.
A jednak kiedy trzymałem go ze wszystkich sił, stał się czczym oparem i uciekł mi... I tak zrobi
znowu, a mimo to nie może naprawdę uciec, gdyż ja mogę go zawsze odnalezć. Jestem związany
z tym ohydnym, okrutnym stworem i będę, związany póty, póki nie poznam słowa, które go
ujarzmia: jego imienia.
Jego przyjaciel, pogrążony w myślach, zapytał:
- Czy w królestwach mroku istnieją imiona?
- Arcymag Gensher mówił, że nie. Mój mistrz Ogion mówił co innego.
-  Nieskończone są spory magów"'- zacytował Yetch, z uśmiechem nieco zasępionym.
- Ta, która służyła Starej Mocy na wyspie Osskil, przysięgała; że kamień zdradzi mi imię
cienia, ale na to zbytnio nie liczę. Natomiast był jeszcze smok, który, chcąc się mnie pozbyć,
proponował, abym wziął je sobie w zamian za jego imię; w sprawach, o które spierają się
magowie, może właśnie smoki są mądre.
- Mądre, lecz nieżyczliwe. Ale jaki znowu smok? Nie mówiłeś mi, że od czasu naszego
ostatniego spotkania rozmawiałeś ze smokami.
Wiedli rozmowę długo w noc i choć wciąż powracali do nękającego ich pytania o to, co
oczekiwało Geda, przyjemność z przebywania razem przytłumiła wszystko inne; ich wzajemna
miłość była bowiem silna i niezachwiana, nie naruszona przez los ani upływ czasu. Rankiem
Ged obudził się pod dachem przyjaciela i, jeszcze senny, poczuł się tak dobrze, jakby znajdował
się w jakimś miejscu całkowicie chronionym przed złem i niebezpieczeństwem. Pózniej, w ciągu
dnia, odrobina tego sennego spokoju wciąż tkwiła w jego myślach i przyjął ją, nie jako dobry
znak, «dt jako dar. WydawaÅ‚o mu siÄ™ prawdopodobnie, że opuszczajÄ…c ten dom, porzuci ostatniÄ…
przystań, jaką dane mu było poznać - i dlatego chciał rozkoszować się tym krótkim snem, dopóki
trwał.
Mając do załatwienia różne sprawy przed odpłynięciem z Iffish, Vetch wybrał się do innych
wiosek wyspy wraz z chłopakiem, który służył mu jako czarownik-uczeń. Ged pozostał z Yarrow
i jej bratem imieniem Murre, który był w wieku pośrednim między nią a Yetchem. Nie wydawał
się nikim więcej jak tylko chłopcem, nie miał bowiem w sobie daru - czy też dopustu - magicznej
mocy; nie wypłynął dotąd ani razu poza wyspy Iffish, Tok i Holp, a jego życie było łatwe i
niezamącone. Ged obserwował go z podziwem i niejaką zazdrością, on zaś dokładnie tak samo
spoglądał na Geda; każdemu z nich wydawało się bardzo dziwne, że ten drugi, tak odmienny,
jednak jest w jego wieku, ma dziewiętnaście lat, Ged nie mógł pojąć, jak ktoś, kto przeżył
dziewiętnaście lat, może być tak beztroski. Podziwiając urodziwą, pogodną twarz Murrego czuł,
że sam jest wychudły i przykry dla oka - i nie domyślał się wcale, że Murre zazdrościł mu nawet
blizn, które pobruzdzily jego twarz, że uważał je za ślad smoczych pazurów, za prawdziwe runy i
za oznakÄ™ bohatera.
Dwaj młodzieńcy wskutek tego odnosili się do siebie z pewnym onieśmieleniem, lecz co do
Yarrow, pozbyła się ona wkrótce swego lęku przed Gedem: była przecież w swoim domu i była
panią tego domu. Ged odnosił się do niej z wielką delikatnością, a Yarrow zadawała mu liczne
pytania, bo Vetch, jak mówiła, nigdy jej niczego nie opowiadał. Przez całe te dwa dni była zajęta
wypiekaniem suchych podpłomyków z pszennej mąki, które mieli zabrać w podróż, pakowaniem
suszonej ryby, mięsa i innego prowiantu dla zaopatrzenia łodzi, póki Ged nie poprosił, żeby
przestała; nie zamierzał przecież płynąć prosto na Selidor bez postoju.
- Gdzie leży Selidor?
- Bardzo daleko stad, na Zachodnich Rubieżach, gdzie smoki są tak pospolite, jak myszy.
- Najlepiej więc zostań na Wschodzie, nasze smoki są tak małe, jak myszy. Proszę, oto nasze
mięso; czy jesteś pewien, że wystarczy? Wiesz co, nie rozumiem: ty i mój brat jesteście obaj
potężnymi czarnoksiężnikami, machacie ręką i mruczycie coś, i rzecz jest zrobiona. Więc
dlaczego chce się wam jeść? Kiedy zbliża się pora wieczerzy na morzu, czemu nie powiedzieć:
 Pasztet!" - a wtedy zjawia siÄ™ pasztet i jecie go?
- No cóż, moglibyśmy tak zrobić. Ale, jak to się mówi, nie mamy wielkiej ochoty żywić się
słowami.  Pasztet!" jest ostatecznie tylko słowem... Możemy je uczynić pachnącym i
smakowitym, i nawet sycącym, ale pozostaje słowem. Oszukuje żołądek i głodnemu nie dodaje
sił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl