[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejsce. Tutaj, przy tobie.
Blask księżyca odbijał się w jej łzach, lecz jej śmiech brzmiał szczęściem. Nic już nie mów.
Znowu ją pocałował.
Krzyk Saracena oderwał ich od siebie. Słowa dolatywały do nich poszarpane przez wiatr,
dzwięczały przez chwilę i ginęły w głębi jeziora księżycowego blasku.
Szybko! Chodzcie szybko! Aowcy nadciÄ…gajÄ…!
24
Gdzieś daleko, na granicy słyszalności, grały rogi. Były w nich głosy wiatru i morza, i bicia
wielkich skrzydeł, głosy jastrzębi, głosy kruków. I Holger wiedział, że to wyruszyli Dzicy Aowcy i
że on jest zwierzyną.
Wskoczył na Papillona, a gdy ogier zerwał się do biegu, wciągnął Alianorę i posadził ją za
sobą. Carahue już odjechał. Biała klacz i jezdziec w poszarpanym, białym stroju pędzili jak duchy
poprzez blask księżyca. Podkowy dzwięczały, dudniły o ziemię. Pochylili głowy, szykując się do
długiej ucieczki.
Księżyc był srebrną poświatą z lewej strony. Płaskowyż płynący wokół, ciemność pod nogami,
strzelające spod kopyt kamienie i syk trawy, grzechot gałęzi jak śmiech. Holger czuł, jak mięśnie
konia naprężają się i wyciągają między jego udami. czuł na swojej talii ręce dziewczyny,
prowadzącej go w kierunku, który znała z podniebnych wypraw. %7łelazo na jego ciele dzwoniło, skóra
poskrzypywała, wiatr huczał w uszach. Ponad to wszystko wybijał się ciężki oddech konia.
Wszędzie wokół były gwiazdy, niewyobrażalnie odległe na czarnym niebie. Aabędz błyszczał
nad głowami, niewyrazny łuk Drogi Mlecznej rozsiewał swoje słońca, Wielki Wóz toczył się pod
Gwiazdą Polarną. I wszystkie gwiazdy były zimne. Na północy Holger zaczynał wyraznie widzieć
szczyty, ostre jak miecze, ubrane w lód błyszczący odbitą księżycową poświatą. Z tyłu, za jego
plecami kłębiła się ciemność.
Galop, galop, galop! Teraz już głosy rogów rozlegały się bliżej, jęczące, zawodzące. Nigdy
jeszcze Holger nie zetknął się z taką udręką, jaką brzmiały rogi, w które dęli potępieni. Poprzez świst
rozcinanego powietrza słyszał dudnienie kopyt na niebie i ujadanie nieśmiertelnych ogarów. Jeszcze
bardziej pochylił się do przodu. Jego ciało kołysało się w rytm biegu, ręka trzymająca wodze leżała
luzno na szyi Papillona, druga mocno trzymała Alianorę.
Szybko, szybko, przez szarą jak popiół równinę, pod ostatnimi chmurami i tonącym księżycem,
galop, galop, galop. Smutek myśliwych wypełnił mu czaszkę, wielki i beznadziejny. Otrząsnął się i
wytężył oczy, starając się dojrzeć cel. Przed nimi była tylko równina, a za nią lodowe góry.
Carahue zaczął zostawać w tyle. Jego klacz się potknęła. Poderwał jej głowę do góry, spiął ją
ostrogami. Holgerowi wydawało się, że słyszy za plecami tupot piekielnej sfory. Gdzieś blisko
rozległo się opętańcze wycie.
Obejrzał się, ale rozwiane włosy Alianory kryły tych, którzy byli z tyłu. Chyba widział błysk
metalu, a może to tylko złudzenie? A ten dzwięk, czy to grzechot nagich, pozbawionych ciała kości?
Szybciej, szybciej, najlepszy z koni! Biegnij. przyjacielu, biegnij jak żaden koń dotychczas, bo
razem z nami ścigani są wszyscy ludzie. Prędzej, kochany, bo to wyścig z Czasem, bo to wyścig z
hordami Chaosu. Niech cię Bóg wspomoże, niech da ci siły do biegu!
Ryk rogów niemal rozsadził mu czaszkę. Kopyta i psy i mnogie kości były tuż za plecami.
Holger poczuł, że Papillon gubi rytm. Alianora zachwiała się, niemal spadla. Przyciągnął ją mocniej
do siebie. Znowu gnali.
Tam w górze, przed nimi co to było, ta ostra bryła na tle nieba. Kościół Zwiętego Grimmina.
Dzicy Aowcy z wyciem runęli w dół. Słyszał łopot wielkich skrzydeł, widział ciemność, gęstniejącą
przed oczyma. Jezu Chryste, nie jestem godzien, ale pomóż mi teraz! Mur wyrósł na ich drodze.
Papillon sprężył się i skoczył. Gdy Aowcy okrążyli ich, Holger poczuł straszliwy, niewyobrażalny
chłód. godzący prosto w serce. Pomyślał, że chyba słyszy wiatr, świszczący wśród jego własnych
żeber.
Czarny ogier uderzył w ziemię ze wstrząsem, który niemal wysadził ich z siodła. Carahue jechał
tuż za nimi. Jednak białej klaczy nie udało się przesadzić muru. Cofnęła się. Jej jezdziec skoczył z
siodła, złapał krawędz i przerzucił nad nią ciało, spadając na kościelny dziedziniec. Holger usłyszał
kwik klaczy, krótki i przerazliwy, potem jej głos utonął w potępieńczym wyciu.
I nagle wszystko ucichło. Również wiatr zamilkł. Cisza uderzyła w nich jak wrzask.
Holger pochylił się i drżącą ręką chwycił dłoń Carahue. Drugą trzymał Alianorę. Rozejrzeli się
wokół siebie.
Dziedziniec zarośnięty był trawą i krzakami, niemal przykrywającymi nagrobki, które
pierścieniem otaczały zrujnowaną bryłę kościoła. W powietrzu unosiły się pasma mgły, jasne w
miejscach, w których dotykał ich księżyc, niosąc wilgotne, cmentarne zapachy. Holger czuł, że
Alianora drży z zimna.
Usłyszał dzwięk, dobiegający z cieni za kościołem. Stąpanie konia, idącego między grobami,
konia starego i kulawego, i śmiertelnie zmęczonego, stąpanie nierówne, łamane potknięciami o
nagrobki, jednak coraz bliższe, szukające drogi do niego. Strach ścisnął mu gardło, gdyż wiedział, że
to Rumak Piekieł i kto na niego spojrzy, będzie musiał umrzeć. Papillon nie mógł się śpieszyć nie
tutaj, gdzie nagrobki sterczały z trawy jak palce, gotowe złapać go i zwalić na ziemię. Carahue ujął
wodze i ostrożnie poprowadził ogiera. Szli między kamiennymi płytami, pochylonymi w pijackim
zapomnieniu, z imionami dawno już zatartymi na ich twarzach. Stąpanie starego, kulawego konia było
coraz głośniejsze, chwiejne, niepewne, ale uparcie zdążające im na spotkanie.
Mgły kłębiły się wokół kościoła, coraz bardziej zwarte, jakby chciały go ukryć przed wzrokiem
niepożądanych gości. Dzwonnica leżała w gruzach, dach zawalił się do środka, ze ścian gapiły się na
nich ślepe oczy okien. Zbliżali się powoli, wymacując drogę wśród spowitych w opary nagrobnych
kamieni.
Kopyta Rumaka Piekieł zachrzęściły na żwirze obok nich. Ale byli już przy wejściu do kościoła.
Duńczyk zeskoczył na ziemię. Alianora położyła się na grzbiecie Papillona, potem spadła w
wyciągnięte ramiona Holgera. Niosąc ją, wszedł na starte przez czas stopnie.
Ty także powiedział Carahue łagodnie i poprowadził Papillona do środka.
Zatrzymali się w czymś, co kiedyś było nawą główna i spojrzeli w stronę ołtarza, na którym
kładły się ostatnie blaski księżycowego światła. Krzyż ciągle wisiał, wysoko ponad szczątkami
prezbiterium. Holger zobaczył twarz Chrystusa w wielkiej koronie gwiazd. Zdjął hełm i opadł na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Darcy Emma Poskromić dzikość serca
- Glenda Sanders Dar serca
- Anderson Poul Liga Polezotechniczna Tom 1 Wojna Skrzydlatych
- Anderson, Poul The Merman's Children
- Anderson,Poul Der Sternenhändler
- Anderson, Poul Explorations
- Kozlowska_Antonina_ _Trzy_polowki_jablka
- The Andrades 2 Home to Me Ruth Cardello
- One Night with Sole Regret 5 Tie Me
- Greene Carolyn Uroczy nicpośÂ„
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teen-mushing.xlx.pl