[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rasowych.
 Tacy, jak my?  zjeżył się Trolwen. Oczy zabłysły mu żółtym blaskiem  Słuchaj no,
Ziemianinie&
 Nieważne  rzekł van Rijn.  No więc oni nie mają okresu rui. No więc dla was to
zasadnicza sprawa. No i dobrze. Muszę sam nad czymś się zastanowić. Siadaj i zamknij się.
Wiatr muskał fale i leniwie szarpał olinowanie. Poprzez sunące z wiatrem zwały chmur słońce
słało długie miedziane promienie, które tańczyły ognistymi stopami po morzu. Powietrze było
chłodne, wilgotne i pachniało solą. Niełatwo w taki czas umierać, pomyślał Eryk Wace.
Najtrudniej jednak pozostawić Sandrę, która leżała, słabnąc coraz bardziej, pod lodowymi
nawisami Dawrnachu.  Módl się za moją duszę, ukochana, póki czekasz, by podążyć za mną.
Módl się za moją duszę .
 Zostawiając na boku osobiste uczucia  rzekł Tolk  coś jest jednak w uwagach
dowódcy. Chodzi o to, że lud, który żyje w sposób tak obcy dla nas, jak Drakhonowie, myśli
równie obco. Nie zamierzam udawać, że rozumiem wszystkie twoje intencje, Ziemianinie;
uważam ciebie za przyjaciela, ale przyznajmy: mamy niewiele wspólnego. Ufam tobie tylko
dlatego, że dobrze rozumiem główny motyw twego postępowania  chęć utrzymania się przy
życiu. Nawet jeśli nie całkiem pojmuję tok twego rozumowania, mogę bezpiecznie założyć, że
powodowane jest ono dobrymi intencjami.
 Z kolei Drakhonowie  mówił dalej  jak można im ufać? Powiedzmy, że zostanie
zawarty układ pokojowy. Skąd wiadomo, że go dotrzymają? Może nie mają w ogóle poczucia
honoru, podobnie jak nie znają pojęcia przyzwoitości seksualnej? Lub też nawet jeśli zechcą
dotrzymać przyrzeczeń, czy można mieć pewność, że słowa układu będą mieć dla nich to samo
znaczenie, co dla nas? Jako Herold, znawca języków, spotkałem wiele nieporozumień
semantycznych między plemionami mówiącymi różnymi językami. A co dopiero tutaj, gdy dwa
plemiona mają różne instynkty?
 Zastanawiam się też  kontynuował  czy możemy nawet ufać sobie samym, że
dotrzymamy takiego zobowiązania? Nie żywimy nienawiści do nikogo za to tylko, że z nami
walczyli. Jednak nienawidzimy hańby, zboczenia, nieczystości. Jak będziemy mogli żyć ze
świadomością, że zawarliśmy pokój z istotami, którymi nawet bogowie pogardzają?
Westchnął i popatrzył markotnie przed siebie, ku zbliżającym się tratwom.
Wace wzruszył ramionami.  Czy przyszło ci do głowy, że oni myślą mniej więcej podobnie
o was?  odparował.
 Oczywiście, że tak  rzekł Tolk.  To jeszcze jedna kłoda w poprzek drogi negocjacji.
Osobiście, pomyślał Eryk Wace, zadowoliłbym się tymczasowym układem. Niech tylko
załagodzą różnice zdań i poglądów na czas potrzebny by wiadomość dotarła do bazy. Potem
niech sobie popodgryzają gardła, co mnie to obchodzi!
Popatrzył wokół siebie na smukłe skrzydlate kształty i zadumał się nad sensem pracy i wojny,
zamętu i triumfu  i także chwilowego pojednania we wspólnym śmiechu i śpiewie. Myślał o
dzielnym Trolwenie, mądrym Tolku, pełnym młodzieńczej werwy Angreku; zadumał się nad
dzielnym i szlachetnym Delpem i jego żoną Rodonis, która bardziej była damą niż wiele znanych
mu ziemskich kobiet. A te małe kosmate dzieci tarzające się w kurzu lub wspinające się na
kolana&
Nie mam racji, pomyślał, konieczność ostatecznego zakończenia tej wojny ma dla mnie
ogromne znaczenie.
Aódz prześliznęła się między wysokimi burtami tratew. Z góry patrzyły na nich kamienne
twarze Drakhonów. Tu i tam ktoś splunął do wody, po której przepłynęli. Trwała niezmącona
cisza.
Zamajaczył przed nimi niezgrabny kształt okrętu flagowego. Na maszty wciągnięto bandery,
zaś oddział gwardii w jaskrawych admiralskich barwach utworzył pierścień wokół pokładu
głównego. Admirał Theonax i jego rada oczekiwali przed wejściem do drewnianego pałacu,
rozpierając się na futrach i poduszkach. Z boku stał kapitan Delp z kilkoma członkami swej
gwardii przybocznej, wciąż jeszcze w przepoconym i potarganym rynsztunku bojowym.
Na tratwie zalegała całkowita cisza, gdy łódz zatrzymała się i przycumowała do pachołka.
Trolwen, Tolk i wojownicy Lannachu w większości przelecieli bezpośrednio na pokład. Dopiero
po paru minutach popychania, zadyszki i przekleństw Ziemianie wgramolili się na olbrzymi
kadłub.
Van Rijn potoczył wokół siebie wściekłym wzrokiem.  Cóż za gościnność!  parsknął w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl