[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ależ nie, nie było to nic nadzwyczajnego. Nie zarabiałam dużo.
Susan patrzyła z niedowierzaniem.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zaśmiała się Leonie.
- Cóż, gdybym była na pani miejscu, na pewno wolałabym
zostać w domu - powiedziała bez ogródek. - Ma pani cudowny dom,
wspaniałe dziecko, no i takiego męża!
- Lubię być niezależna - ucięła Leonie, lekko poirytowana.
Nigdy by się do tego przed sobą nie przyznała, lecz w skrytości
ducha uważała, iż Susan ma rację. Bardzo łatwo byłoby zrezygnować
z szukania pracy, rozkoszując się macierzyństwem i wygodami
luksusowego domu.
Nie mogła się jednak nazbyt przyzwyczajać do tego rodzaju życia.
Pewnego dnia będzie musiała stąd odejść. Ostatecznie, jej
małżeństwo nie było autentyczne i mogło się skończyć w każdej
chwili.
Zaczęła już nawet przeglądać ogłoszenia w gazetach, aby
zorientować się w sytuacji na tutejszym rynku pracy, ale nie było
zbyt wiele ofert. Każda możliwość zdobycia lepszej posady w jakimś
biurze, oznaczała długie godziny dojazdów do pobliskiego miasta.
Może po Nowym Roku będzie tego więcej? - pomyślała Leonie i
przekręciła się spokojnie na drugi bok, gdyż nie słyszała żadnych
alarmujących odgłosów z pokoju synka. Poprzedniej nocy Susan była
na jakimś przyjęciu i będzie chciała rano dłużej pospać, więc
obowiązek pilnowania Mala spoczywał do południa na Leonie.
- Tak, trzeba jednak wstać i do niego zajrzeć - mruknęła do
siebie sennym głosem. - No, jeszcze pięć minut - dodała przeciągając
się leniwie i nurkując na powrót pod cieplutką kołdrę
Miała na sobie bieliznę, którą dostała w prezencie od Gilesa, gdy
była jeszcze w szpitalu. Komplet ślicznej nocnej bielizny: szlafrok,
98
SR
koszula, malutki kaftanik i pidżama ze śnieżnobiałego jedwabiu,
wszystko ozdobione czarnym monogramem K". Prostota i
wykwintna elegancja. Imię paryskiego projektanta światowej sławy
figurujące na metce sugerowało, że Giles wydał na to fortunę.
Przyszedł pewnego dnia do szpitala i w obecności pielęgniarki
wręczył jej owinięte srebrnym papierem pudełko. Gdy
odpakowywała prezent, nie mogła opanować drżenia rąk - z
zaskoczenia i zażenowania.
- Dzięki - wyjąkała rumieniąc się.
- Nie mogę się doczekać, kiedy cię w tym zobaczę - wycedził
Giles tym swoim sarkastycznym tonem, który doprowadzał ją do
szału.
Obserwująca ich ciekawie pielęgniarka zachichotała domyślnie, a
Leonie spuściła głowę i udała, że podziwia krój koszuli od pidżamy.
Cały czas była jednak świadoma ironicznego spojrzenia Gilesa.
Gdy wróciła ze szpitala, pudełko wraz z zawartością zostało
wciśnięte na najwyższą półkę w szafie. Leonie przysięgła sobie, że
nigdy nie założy żadnej z części tego wykwintnego kompletu. Pech
chciał, iż Marjorie przypadkowo znalazła pudełko i starannie
wszystko porozwieszała.
- Zniszczyłyby się w tym pudle - powiedziała karcącym tonem
do Leonie, na szczęście nie przy Gilesie.
Poprzedniego wieczoru jedwabna koszula z kompletu leżała
przygotowana na łóżku. No tak, Marjorie znów wie lepiej - pomyślała
z lekką irytacją Leonie i zamierzała odwiesić ją z powrotem do szafy.
Po głębszym namyśle doszła jednak do wniosku, że byłoby to
nadawaniem sprawie wyjątkowego znaczenia, więc ostatecznie
postanowiła ją nałożyć.
Nagły, niespodziewany dzwięk sprawił, że Leonie aż podskoczyła
na łóżku i usiadła. Wąskie ramiączka koszuli niedbale zsunęły się jej
z ramion.
To nie Mal płakał, to ktoś otwierał drzwi sypialni. W półmroku
zimowego świtu Leonie zobaczyła sylwetkę Gilesa Kenta. Skurcz
przerażenia poraził jej serce.
99
SR
- Dobrze, że nie śpisz - usłyszała szept, który zabrzmiał jak cicha
grozba.
Obserwowała go wstrzymując oddech. Bezszelestnie zamknął
drzwi i zaczął zbliżać się w kierunku łóżka
- smukła, długa postać w lśniąco czarnym szlafroku.
- Czego chcesz - syknęła, unikając jego wzroku. Natychmiast
chwyciła kołdrę i naciągnęła ją sobie pod samą szyję.
Stanął nad łóżkiem.
Leonie uniosła na chwilę wzrok - po to tylko, aby zobaczyć, jak
jego brwi unoszÄ… siÄ™ w drwiÄ…cym rozbawieniu.
- Chodzi nie tyle o to, czego ja chcę - powiedział cedząc powoli
każde słowo - ale raczej o to, czego chce zupełnie inny mężczyzna.
Przez moment nie mogła zrozumieć, o co chodzi. Była tak
skoncentrowana na tym, by na niego nie patrzeć, że zupełnie nie
zauważyła, iż Giles trzyma w ramionach jej syna. Gdy w końcu to do
niej dotarło, oblała się purpurą.
- Och, tak, oczywiście - wyjąkała.
Dlaczego zachowała się tak idiotycznie? Teraz Giles wie, że Leonie
od razu go posądziła, że przyszedł ją napastować. Tymczasem
jedynym celem jego wizyty było przyniesienie jej Mala. Najchętniej
zapadłaby się po prostu pod ziemię.
- Przypuszczam, że domaga się śniadania - znów ta chłodna
kpina w jego głosie.
- Tak, oczywiście - powtórzyła Leonie z rozdrażnieniem, życząc
sobie w duchu, aby Giles dał jej Mala i od razu zniknął. - Wybacz, jeśli
cię obudził. Nie słyszałam, jak płakał.
- Nie płakał. Gruchał tylko do siebie i ssał paluszek z głodną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Charlotte Lamb Circle of Fate [HP 1025, MB 2706] (pdf)
- Gifford, Thomas Aquila
- NoĂŤl Randon Caly ogieśÂ„ na laleczkć™
- Automotywacja na 101 sposobów Christine Ingham
- Howard_Linda_Barrie_zielonooka_03
- Drozowski Jezyk asembler dla kazdego
- Heath_Lorraine_ _Ta_jedna_lza
- D W Buffa Black Rose [german] (pdf)
- Arkady & Boris Strugatsky Noon 22nd Century (v1.0)
- Andy Reeley King's Ransom (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninetynine.opx.pl