[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kiedy zrobisz, co do ciebie należy i wrócisz do kraju,
dam ci długi urlop, żebyś mogła wybić sobie z głowy sen­
tymentalne bzdury.
Beth ścisnęła mocniej słuchawkę i opadła na krzesło
stojące przy biurku. Czyżby Eugene domyślił się, że na jej
decyzję ma wpływ coś więcej niż tylko zwykła ludzka
przyzwoitość? Mylił się, to pewne. Uległa zwodniczemu
urokowi wspaniałego mężczyzny, ale o miłości nie może
być mowy. Cóż za absurdalny pomysł!
- Przyznaję, że Reese Marchand jest przystojny jak
amant filmowy, ale twoja sugestia wydaje mi się... po
prostu śmieszna.
- Zapewne masz rację - odparł spokojnie Eugene. -
Gotów jestem to przyznać, ale i ty posłuchaj mojej rady.
Przestań zawracać sobie głowę bzdurami i skup się na waż­
nych sprawach. Nasza sytuacja nie wygląda najlepiej. Pre­
zydent traci szanse. Pomyśl o schroniskach dla bezdom­
nych, moja droga. To sprawi, że ujrzysz sprawy w odpo­
wiedniej perspektywie. Rozumiesz, co mam na myśli,
Beth? Nie mam dla ciebie dobrych nowin. Posłuchaj jutro
wiadomości. Wkrótce zadzwonię.
- Poczekaj! Eugene, o co chodzi? Nie odkładaj słucha­
wki. - Rozległ się cichy trzask. Beth potrząsnęła aparatem
telefonicznym i poderwała się z krzesła. Zaklęła cicho i za­
częła rozpakowywać walizki.
Następnego dnia wyruszyli jaguarem Reese'a do wiej­
skiej rezydencji. Beth usiłowała stłumić poczucie winy, ale
wystarczyło jedno spojrzenie na potargane, kędzierzawe
włosy, przeciwsłoneczne okulary zsunięte na czubek nosa
i nadgryzione kurze udko w ręku głodnego jak wilk męż­
czyzny, by uświadomiła sobie, że jest podłą intrygantką,
gotową pogrążyć bezbronnego człowieka. Ścisnęła mocno
kierownicę i utkwiła spojrzenie w przednią szybę. Trzeba
nad sobą panować. Niepotrzebnie rozczulała się nad Mar­
chandem. To dorosły mężczyzna. Gdy prawda o Beth i jej
misji wyjdzie na jaw, Reese wzruszy pewnie ramionami,
przejdzie nad tym do porządku dziennego i dla uspokojenia
nerwów spróbuje znów szczęścia w kasynie.
Beth postanowiła zapomnieć o skrupułach. Zerknęła na
Reese'a i ruchem głowy wskazała kurze udko.
- Oto powód, dla którego nalegałam, że powinnam
usiąść za kierownicą. Nie można jeść i prowadzić.
- Może spróbujesz? - zaproponował uprzejmie, ociera­
jąc usta serwetką i wyciągając rękę. - Pyszny kurczak.
- Nie, dziękuję. Zdawało mi się, że to miał być nasz
obiad.
- Racja. Uważaj na drogę. - Marchand spoglądał przed
siebie. Z radia dobiegł głos spikera.
- Co mówią? Przetłumaczysz? - zapytała Beth. Reese
skinął głową.
- Powiedzieli, że prezydent Pierson spędza urlop
w Camp David. Nie przerwał swoich zajęć. Towarzyszy
mu grupa ekspertów. Analizuje ustawy dotyczące gwaran­
cji socjalnych dla bezdomnych. Dziennikarze twierdzili
dotychczas, że podpisze ją w sierpniu, ale zmienili zdanie.
Coraz częściej słyszy się opinię, że prezydent ją zablokuje
albo odrzuci...
- Bzdura! Złoży swój podpis. Byle tylko wygrał wybory.
- Skąd ta pewność? - dopytywał się Reese, zaglądając
do kosza piknikowego. Beth przyspieszyła i nerwowym
ruchem poprawiła szal chroniący włosy przed kurzem
i podmuchami wiatru.
- Właściwie... nie wiem. Moim zdaniem, rząd ma obo­
wiązek ochrony najuboższych. Trzeba im pomóc, by wy­
szli na prostą. Większość wyborców inaczej widzi te spra­
wy i dlatego podczas kampanii pomija się je milczeniem.
- Beth zerknęła na towarzysza podróży. - A jakie jest two­
je zdanie w tej sprawie?
Reese zastanawiał się nad odpowiedzią. Zmarszczył
brwi, szukając właściwego sformułowania.
- Jedno wiem na pewno. Dziewczyna, która prowadzi
mój samochód, ma dobre serce i mnóstwo zapału. Gotów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl