[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na Hetmana, wyostrzając obraz samej twarzy. Nie reagował. Jego oblicze było nieruchome, wyglądał
na prawie znudzonego. Ale w oczach pojawiał się czasem błysk pogardy graniczącej z nienawiścią.
Olbrzym osaczony przez mrówki! Po jego minie widać było, że uwięzili tylko jego ciało, dusza wciąż
pozostawała wolna. Ale nie na długo, jeśli wierzyć słowom sędziego.
Nagle coś w głosie mówcy przykuło moją uwagę. Zakończył przemowę, odchrząknął i wskazał
na Hetmana.
- Oskarżony wstanie i wysłucha wyroku.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę więznia. Siedział bez ruchu, obojętny. Na sali narastał
szum. Sędzia spąsowiał i chwycił młotek.
- Moje polecenia mają być wypełniane! - zagrzmiał. - Oskarżony wstanie sam albo zostanie do
tego zmuszony siłą. Czy oskarżony zrozumiał?
Oblał mnie pot. Gdybym tylko mógł powiedzieć Hetmanowi, żeby nie stwarzał żadnych
kłopotów. Co zrobię, jeżeli będzie trzymało go kilku policjantów? Dwóch wstało na znak sędziego i
ruszyło w stronę więznia. Wtedy Hetman powoli podniósł wzrok. Skierował na sędziego spojrzenie
pełne miażdżącej pogardy. Był w nim błysk odrazy, zdolny zniszczyć niższe formy życia, lecz wysoki
sąd w swej tępocie nie odczuł tego.
Ale wstał! Policjanci zatrzymali się, kiedy masywne dłonie uniosły się i chwyciły solidną
poręcz. Ta zatrzeszczała pod ich naciskiem, a Hetman dzwignął swą potężną postać i wyprostował
się. Uniósł wysoko głowę, a ręce opadły mu wzdłuż ciała.
Teraz! Wcisnąłem guzik. Wybuchy nie były grozne, ale dały efekt nad wyraz dramatyczny.
Odsunęły dwa rygle podtrzymujące klapę w podłodze. Ta otworzyła się pod ogromnym ciężarem
Hetmana, który poleciał w dół jak kłoda. Spadł obok mnie, a ja wspiąłem się szybko po drabinie,
zerkajÄ…c po raz ostatni na ekran.
Gdy Hetman zapadł się pod ziemię, na sali zaległa głucha cisza. Sprężyny odstrzeliły klapę na
miejsce, a ja zablokowałem ją stalowymi sztabami. Stało się to tak szybko, że kiedy wróciłem do
Hetmana, on ciągle jeszcze podskakiwał leżąc na trampolinie. W końcu usiadł, spojrzał na mnie
otępiałym wzrokiem i powiedział:
- Jim, mój chłopcze. Jak to miło cię znowu zobaczyć.
Oparł się na moim ramieniu, gdy pomagałem mu wstać. Nad nami rozszalało się istne piekło,
znad podłogi dobiegały opętańcze wrzaski. Pozwoliłem sobie na jeszcze jeden, triumfalny rzut oka na
ekran. Zobaczyłem sędziego stojącego z głupkowatym uśmiechem i wytrzeszczonymi oczami oraz
miotających się policjantów.
- To robi duże wrażenie Jim, bardzo duże - powiedział Hetman, podziwiając scenę na ekranie.
- W porządku - zarządziłem. - Zciągaj ubranie! Mamy mało czasu, potem ci wszystko wyjaśnię.
Nie wahał się ani sekundy, zaczął rozbierać się, zanim skończyłem mówić. Wkrótce ujrzałem
potężny gruszkowaty kształt, odziany w gustowną purpurową bieliznę. Na moją komendę Hetman
uniósł ręce nad głowę. Wlazłem na drabinę i zarzuciłem na niego ogromnych rozmiarów suknię.
- A tu masz płaszcz - powiedziałem. - Załóż go na siebie. Suknia jest do samej ziemi, wiec nie
musisz zmieniać butów. Teraz wielki kapelusz, o tak, przejrzyj się w lustrze i pomaluj usta, a ja
odryglujÄ™ drzwi.
Bez słowa zrobił to, co mu kazałem. Znikł Hetman, a na jego miejscu pojawiła się herod-baba.
- Chodzmy! - zawołałem, a on drobnymi kobiecymi kroczkami przemierzył pokój. Otworzyłem
drzwi dopiero, gdy się do mnie zbliżył, a przez ten czas udzielałem mu niezbędnych informacji:
- Powinni być już przy drzwiach do piwnicy, które są solidnie zablokowane. Pójdziemy inną
drogą. - Włożyłem czapkę policyjną, uzupełniając mundur, który miałem na sobie. -Jesteś więzniem
pod moją strażą. Ruszamy, już!
Wziąłem go za ramię i skręciliśmy w lewo, w zakurzony korytarz. Za nami, od strony zamkniętej
klatki schodowej, rozległ się łomot i krzyki. Pośpiesznie ruszyliśmy naprzód, do kotłowni i dalej, po
kilku stopniach, do ciężkich drzwi wyjściowych. Ich zawiasy i zamek były świeżo naoliwione.
Otworzyły się lekko i ujrzeliśmy boczną uliczkę.
Większą część tego widoku zasłaniały nam plecy stojącego na straży policjanta. Był sam.
Błyskawicznie oceniłem sytuację. Wąski, ślepy zaułek prowadził prosto do głównej ulicy.
Policjant dzielił nas od chodnika pełnego przechodniów, wśród których bylibyśmy bezpieczni. Coś
zgrzytnęło pod butami Hetmana. Policjant odwrócił się.
Szeroko otworzył oczy. Nic dziwnego, w końcu kobieta stojąca obok mnie przedstawiała
imponujący widok. Korzystając z jego oszołomienia, skoczyłem do przodu i złapałem go za
przekręconą głowę skręcając ją jeszcze mocniej w tę samą stronę. Chwycił mnie silnymi rękami,
które za moment opadły bezwładnie, bo tongowski skręt szyi powoduje natychmiastową utratę
przytomności, gdy obróci się głowę o czterdzieści sześć stopni. Położyłem go na ziemi i ruchem dłoni
powstrzymałem Hetmana, który zaczął iść w kierunku ulicy.
- Nie tędy.
Drzwi budynku w głębi zaułka były zamknięte i opatrzone napisem: WEJZCIE DLA
PERSONELU. Otworzyłem je wytrychem. Gestem przywołałem mojego tęgiego towarzysza,
zerwałem czapkę i rzuciłem ją obok policjanta. Zamknąłem drzwi od środka i rzuciłem na ziemię
marynarkę munduru. To samo zrobiłem z krawatem, gdy szliśmy w stronę hali domu towarowego.
Zostawiłem tylko spodnie i koszulę. Włożyłem wąsy do kieszeni i dołączyliśmy do kupujących. Od
czasu do czasu zerkaliśmy na wystawy, ale nie zatrzymywaliśmy się, by nie tracić czasu. Mój
towarzysz przyciągnął kilka rozbawionych spojrzeń. Był to jednak bardzo elegancki dom towarowy i
nikt nie był tak niegrzeczny, by dłużej się przypatrywać. Wyszedłem na chodnik pierwszy,
przytrzymując drzwi, i ruszyłem przodem, aż wtopiliśmy się w tłum. W miarę jak oddalaliśmy się,
cichł za nami dzwięk syren policyjnych. Pozwoliłem sobie na skromny uśmiech. Obejrzałem się i
zobaczyłem podobny uśmiech na twarzy mojej towarzyszki. Miała nawet czelność puścić do mnie
oczko. Odwróciłem się szybko. Przecież nie mogłem pozwolić jej na aż taką poufałość! Skręciliśmy
za róg, gdzie czekała na nas ciężarówka z piekarni.
- Stój tutaj i patrz w lusterko - powiedziałem otwierając tylne drzwi. Zacząłem krzątać się
wewnątrz. Za moment do środka wtoczyła się ogromna postać.
- Nikt nas nie obserwuje... - wysapał.
- Doskonale.
Wysiadłem, zabezpieczyłem tylne drzwi, przeszedłem na stronę kierowcy i włączyłem silnik.
Furgonetka ruszyła naprzód. Na rogu przystanąłem i poczekałem chwilę, by włączyć się do ruchu.
Rozważałem, czy nie zawrócić i nie przejechać obok sądu, ale byłaby to niebezpieczna
fanfaronada. Lepiej się zmyć. Skręciłem za miasto. Znałem wszystkie boczne drogi, więc zanim
zarządzą blokadę, będziemy już daleko.
Jeszcze nie byliśmy bezpieczni, ale i tak byłem z siebie zadowolony. Bo niby czemu nie? Udało
mi się! Zorganizowałem ucieczkę stulecia. Nic nie mogło nas teraz zatrzymać!
12
Powoli i nie zatrzymując się jechałem aż do południa. Unikałem autostrad, korzystając
wyłącznie z podrzędnych dróg. Z konieczności nie mogłem utrzymać jednego kierunku, lecz jechałem
mniej więcej na południe. W myśli podnosiłem swoje pozytywne emocje do kwadratu. Znacie to? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl