[ Pobierz całość w formacie PDF ]

loup-garou wibrowała pod tymi słowami. - Niech cię diabli, Dibs,
próbuję pomóc!
Ale Dibs chyba mu nie uwierzył. Znowu drapanie szponów,
pomieszczeniem wstrzÄ…snÄ…Å‚ niski warkot.
- Przyjdą tu, jeśli się nie zamkniesz! - Teraz w głosie Gra-vesa
brzmiała panika. - Jest dzień, większość śpi, zamknij się!
Pomruk zgasł jak płomień. Kolejne głuche uderzenia wstrząsnęły
drzwiami, otwierając je. Próbowałam przekręcić się na bok; ściskałam
lewą rękę, ale ból już nie pomagał, ćmił, jak po oparzeniu słońcem i to
nie było dobrze.
- Jak ja... - Głos Dibsa, ostrzejszy niż kiedykolwiek. -Zdrajca.
Zdrajca!
- Nie zmuszaj mnie, żebym zrobił ci krzywdę. - Po raz pierwszy
słyszałam, żeby Graves mówił tak zimnym tonem. -Walczenie z nim
jest wystarczająco trudne bez twoich wygłupów.
Długa, napięta cisza, a potem krótki, zdławiony dzwięk, jeszcze
jeden potężny łomot i odgłos szurania.
Graves otworzył ramieniem drzwi. Ciągnął torbę i moją uprząż z
mieczami malaika - jedną ręką, bo drugą trzymał nieprzytomnego
Dibsa. Opuścił głowę, ramiona miał przygarbione, jego oczy płonęły
zielenią; przemiana się cofała. Wciągnął torbę i Dibsa do środka,
zamknął drzwi i się odwrócił.
Teraz miał na nogach buty. Nie trampki.
To chyba dobrze, nie? Tak samo jak to, że miał zielone oczy. Mój
umysł próbował to przetrawić i się zawiesił.
Patrzyliśmy na siebie, a ja usiłowałam sprawiać wrażenie, że w
każdej chwili mogę wstać i komuś dokopać. Chyba nic mi z tego nie
wyszło, bo jego twarz się zmieniła. Teraz była
niemal szara, oczy rozszerzyły się, gdy przeszedł przez niego
dreszcz. Ręce były napięte, z palców wysunęły się szpony, ciało pokrył
pot.
Szybkim nerwowym ruchem strząsnął włosy na twarz.
- Cześć. Dibs zaraz się ocknie. Udało mi się skinąć głową.
- Ja... ja nie mogę... - Próbowałam zmusić bezwładne ciało do
zrobienia czegokolwiek, bezskutecznie.
- Nie martw się, Dru. - Przeciął pokój długimi susami. -Wszystko
przemyślałem. - Stanął przy moim łóżku, patrząc na mnie przez
grzywę niedawno farbowanych włosów. - Potrzebujesz krwi.
Sens jego słów dotarł do mnie dopiero po dłuższej chwili.
- Graves...
- Nie. - Oparł kolano na łóżku, wzbijając kurz. - Po prostu mnie
wysłuchaj, dobrze?
Znowu zachciało mi się kichnąć, powstrzymałam się, do oczu
napłynęły łzy. Chyba wziął moje milczenie za zgodę, bo pochylił się
ostrożnie i położył się obok mnie. Aóżko skrzypnęło. Podłożył pode
mnie jedną rękę, był gorący, czułam jego żar przez ubranie. On miał na
nogach buty, ja tylko skarpetki. Pomyślałam przelotnie, że teraz, gdy
leżał, nie było aż tak widać, jaki jest wysoki. Przyciągnął mnie do
siebie, a ja opadłam na niego jak worek ziemniaków.
- Graves... - szepnęłam, moje policzki płonęły. Me rób tego. To
niebezpieczne.
- Ciii - powiedział, jakby ktoś mógł nas podsłuchać. -Wysłuchaj
mnie.
Znowu drżał, a ja razem z nim. Byłam zdrętwiała, szczękałam
zębami mimo płynącego od niego ciepła.
- Jest południe - powiedział. - Słońce stoi w najwyższym punkcie.
Teraz jestem wolny, bo on śpi, ale mamy mało czasu. Musisz mnie
ugryzć i wtedy się stąd wydostaniemy. Będę biegł tak szybko i tak
daleko, jak tylko zdołam, dopóki nie zyskam pewności, że on nie
wejdzie znów do mojej głowy. Gdy już
będę pewien, gdy znów będę silny, odnajdę cię. Wrócisz do
Zakonu, oni cię ochronią. Nie spieraj się ze mną, Dru. Po prostu zrób
to.
- Ja nie mogÄ™...
- Możesz. - W jego głosie zabrzmiało twarde przekonanie, nie
widziałam jego twarzy, wtulałam nos w jego ramię. Nie pachniał teraz
jak loup-garou, pachniał zdrowym chłopakiem, papierosami i tym
mydłem, które dostawał tutaj. Zdumiało mnie, że zawsze starał się być
czysty bez względu na wszystko. - Musisz, Dru. Starłaś się już z tym
dupkiem i dałaś mu popalić. Teraz będzie tak samo.
- Nie rozumiesz. - Teraz, gdy wtulałam twarz w jego ramię, łatwiej
było mi mówić. - Nie mogę cię ugryzć. Wiesz, jakie to uczucie? To jest
potworne, ja...
- Musisz. Dibs nie da ci tego, czego potrzebujesz, żeby się stąd
wydostać, jest zbyt uległy. Po prostu zrób to, Dru.
Jak miałam mu wyjaśnić? Wiedziałam, jak to jest, gdy gryzie cię
djamphir, gdy wyciąga z ciebie to coś niewidzialnego, rdzeń twojego
życia, twoją duszę, wyciąga z korzeniami, kawałek po kawałku. To
boli.
Nie, nie zrobiÄ™ tego Gravesowi. Po prostu nie mogÄ™.
Bo wtedy stałabym się jedną z nich, jedną z istot, na które polował
tata. Byłabym kimś takim jak ten, który go zabił, jego i moją matkę.
Ten, który spał gdzieś tutaj, w tym wielkim, kamiennym gmachu, z
moją krwią, płynącą w jego żyłach.
O Boże.
- Wynieś się stąd - wykrztusiłam. - Zabierz Dibsa. Uciekajcie.
Poruszył się, układając wygodniej. Jego ręka napięła się, mój nos
znalazł się teraz na jego szyi. Splótł swoje nogi z moimi, podniósł
wolną rękę i pogłaskał moje splątane włosy.
- Jesteś jedyną osobą - wymruczał, jego podbródek pochylił się
odrobinę. - Wiesz o tym, Dru? Jesteś jedyną osobą, która kiedykolwiek
we mnie wierzyła. Wiesz, co to znaczy dla faceta?
No?
- Ja...
- To sprawia, że on stara się na to zasłużyć. - Sarkastyczny, gorzki
śmieszek, należący do dawnego chłopca-gota. Tego chudego i
niezgrabnego, który wydawał się brzydki, dopóki się go nie poznało i
nie zobaczyło, co jest pod tą brzydotą.
Prawdziwe piękno.
Czasem ta prawda ukrywa się głęboko w środku. Graves poruszył
siÄ™, dopasowujÄ…c.
- Tylko że ja nie jestem taki jak ty. Ja byłem już złamany, zanim on
to zrobił. Nawet nie zostałem porządnie ugryziony, nie przeszedłem
całkowitej przemiany, wszystko na pół gwizdka, jak zawsze w moim
pieprzonym życiu, dopóki nie spotkałem ciebie. Może Christophe ma
rację i tak będzie lepiej. - Wzruszył ramionami. - Tak czy inaczej
jestem złamany, ale przynajmniej mogę być użyteczny.
- Graves. Niech to szlag. - W mojej krtani płonął ogień, odzywał się
głód krwi, czując puls Gravesa tuż przy moich zębach. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl