[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaczęła dziko błyskać. Kobieta traciła panowanie nad sobą. Wkrótce straci też kontrolę nad głosem,
pomyślała Grace. Czytała kiedyś, że zawodowe śpiewaczki uważają nadmiar emocji podczas
występu za fatalny dla głosu. Z logicznego punktu widzenia wydawało się to oczywiste. Zapanowanie
nad głosem przy gardle ściśniętym przez smutek, złość albo strach jest trudne, jeśli nie całkiem
niemożliwe.
Grace zdała sobie sprawę, że ma ten sam problem. Jeśli nie opanuje paniki, straci kontrolę nad tym,
co robi. Musiała zacząć myśleć o czymś innym niż bliska śmierć. Luther. Imię może mieć wielką moc,
jeśli nosząca je osoba jest kimś bliskim. Siła, która wstąpiła w nią w tym momencie, dowodziła
wyraznie, że on był dla niej bardzo ważny.
Zpiewaczka zaczęła krzyczeć, ale nie był to zwykły krzyk strachu, lecz intensywny, wibrujący wrzask
wściekłości. Nieprawdopodobnie wysoki dzwięk brzmiał nierówno i fałszywie. Grace odkryła, że
znowu może się poruszać. Instynktownie wetknęła palce do uszu. Muzyka i ból nieznacznie osłabły. A
potem w korytarzu rozległ się inny dzwięk - daleki dzwonek zatrzymującej się windy.
Zpiewaczka także musiała go usłyszeć i zrozumieć, że na korytarzu zaraz pojawią się ludzie. Jej aurę
ogarnął chaos. Drżąc z gniewu, rzuciła się na Grace z palcami zagiętymi na kształt ptasich szponów.
Grace odskoczyła, odgrodziła się od niej wózkiem i rozejrzała się za czymś, czego mogłaby użyć
jako broni. Zacisnęła dłoń na miotełce z piór.
Zpiewaczka próbowała zmienić kierunek, ale potknęła się o nieprzytomną pokojówkę i runęła na
dywan. Grace pchnęła w jej stronę wózek, nie potoczył się jednak wystarczająco daleko. Zpiewaczka
zataczając się, wstała. Otworzyła usta, ale z jej gardła wydostał się tylko zduszony charkot.
Odwróciła się i spojrzała w stronę wind. Drzwi jednej z nich zaczęły się rozsuwać. Może zwyciężył
rozsądek, a może instynkt samozachowawczy. Rzuciła się do ucieczki. Minęła Grace i po chwili
znikła za rogiem.
Grace czekała, ściskając w ręce miotełkę, ale śpiew już się nie rozległ. Wzięła głęboki oddech i
podeszła do leżącej pokojówki, która poruszyła się lekko. Na podłodze coś zachrzęściło. Grace
spojrzała w dół i zobaczyła lśniące odłamki szkła. Pękła jedna ze szklanek stojących na wózku.
Nagle dotarło do niej, że drzwi pokoju 604 nadal są otwarte. Zamknęła je. Coś jej mówiło, że Fallon
będzie chciał utrzymać to, co tu zaszło, w tajemnicy. Przykucnęła obok oszołomionej kobiety.
- Wszystko w porządku? - spytała łagodnie.
- Tak mi się zdaje. - Pokojówka spojrzała na nią nieprzytomnie.
- Czy ja zemdlałam?
- Tak. Proszę nie wstawać. Przy windzie jest interkom. Wezwę kierownika.
- Nic mi nie jest, naprawdę. Jestem tylko trochę zmęczona, to wszystko. To był długi dzień.
- Na pewno.
Pokojówce nic nie będzie. Jej aura wróciła do normalnego stanu. Grace odruchowo wyciągnęła rękę,
by poklepać kobietę po ramieniu. Ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, jak paliła ją dłoń, kiedy
starała się odciągnąć pokojówkę od drzwi. Ból minął, nie miała jednak odwagi dotknąć jej
ponownie. Minie wiele dni, może nawet tygodni, zanim zdoła ujarzmić ten lęk.
Wróciła do punktu wyjścia.
- Cholera - szepnęła. - Cholera, cholera, cholera. Wyprostowała się i ruszyła korytarzem w stronę
telefonu.
Rozdział 23
Kiedy wrócił Luther, Grace siedziała skulona na sofie, a na stoliku przed nią leżał otwarty laptop.
Luther wszedł do pokoju krokiem Władcy Podziemnego Zwiata - mocno wkurzonego Władcy.
Natychmiast ruszył w jej stronę, podkreślając każde swoje słowo stuknięciem laski.
- Co - stuk - ty - stuk - do - stuk - diabła - stuk - wyrabiasz? Stuk.
- Nie dotykaj mnie. - Grace zerwała się z kanapy i cofnęła w stronę otwartych drzwi balkonowych,
kryjąc dłonie pod pachami. - Mówię poważnie. Nie dotykaj mnie, proszę. Luther stanął jak wryty.
- Myślisz, że mógłbym cię uderzyć? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie - odparła. - Oczywiście, że nie. Chodzi mi tylko o to, żebyś mnie nie dotykał. To znowu ta
nadwrażliwość.
- Cholera. - Nie wydawał się mniej zły, ale smutek znikł z jego twarzy. - W porządku, opowiedz mi,
co się stało.
Przedstawiła mu profesjonalny - taką przynajmniej miała nadzieję - raport z przebiegu wypadków.
Sądziła, że Luther wyciągnie telefon i zadzwoni do Fallona Jonesa, on jednak stał nieruchomo,
przyglÄ…dajÄ…c jej siÄ™ z irytujÄ…cÄ… uwagÄ….
- Ta sztuczka, z której skorzystałaś - odezwał się w końcu. - Mówisz, że już kiedyś to robiłaś?
- Kilka razy. - Grace rozłożyła ręce i spojrzała na swoje dłonie. - Po śmierci matki byłam w różnych
rodzinach zastępczych. Potem przez jakiś czas żyłam na ulicy. A tam można spotkać mocno
skrzywionych ludzi.
- Serio? - mruknÄ…Å‚ ironicznie.
Postanowiła nie zwracać na to uwagi.
- Niektórzy to jednostki uzdolnione psychicznie, które nauczyły się wykorzystywać swój talent do
manipulowania innymi. Był wśród nich pewien alfons obdarzony wybitną charyzmą który uwodził [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl