[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwne zbocze, odbił się i wrócił w moim kierunku, tak że musiałam zrobić
unik. Elizabeth wybuchła śmiechem. Wróciłam do rowu i przeszukiwałam
suche Å‚odygi.
 Jest!  krzyknęłam w końcu.
Obcięłam okrągły pączek i wrzuciłam go do słoika. Kwiat wyglądał jak
mały, złoty pompon, z którego sterczały pędzelki fioletowych kłaczków.
Podeszłam do Elizabeth i pokazałam jej podskakujący w słoiku kwiat.
Musiałam przykryć słoik ręką, żeby go nie zgubić.
 Oset!  oznajmiłam, podając jej słoik.  Dla ciebie.  Wyciągnęłam
niezgrabnie rękę i poklepałam ją po plecach.
Z tego, co pamiętam, był to pierwszy raz, kiedy zainicjowałam kontakt z
drugim człowiekiem. Co prawda Meredith opowiadała mi, że jako małe
dziecko byłam przylepą, czepiałam się jej włosów, uszu, palców, a jeśli nie
było ich pod ręką, pasów fotelika samochodowego. Jednak nie pamiętałam
tego, więc mój gest  chwilowe połączenie mojej dłoni z jej łopatką  był
dla mnie zaskoczeniem. Odsunęłam się i spojrzałam na nią z wyrzutem, jakby
zmusiła mnie do tego dotyku.
Ale Elizabeth tylko się uśmiechnęła.
 Gdybym nie znała jego znaczenia, byłabym zachwycona. To najmilsza
rzecz, jaką dla mnie zrobiłaś, a wszystko po to, żeby wyrazić nienawiść i
nieufność do ludzkości.  Po raz drugi tego popołudnia jej oczy wypełniły łzy
i podobnie jak przedtem wcale nie wyglądała na smutną.
Wyciągnęła ręce, żeby mnie objąć, ale zanim zdążyła mnie dosięgnąć,
wskoczyłam z powrotem do rowu.
14.
Zorientowałam się, że znikło spode mnie krzesło; nie wiem, jak się tam
znalazłam, ale leżałam na podłodze otoczona książkami. Im więcej czytałam,
tym mniej rozumiałam otaczający mnie świat. Orlik symbolizował zarówno
porzucenie, jak i szaleństwo; mak  wyobraznię i ekstrawagancję. Kwiat
migdałowca, który według słownika Elizabeth oznaczał niedyskrecję, w
innych książkach reprezentował nadzieję lub bezmyślność. Definicje nie tylko
różniły się, ale wręcz były sprzeczne. Nawet oset  podwalina naszej
komunikacji  większość słowników definiowała jako surowość, nie
mizantropiÄ™.
Zaczęło świecić słońce i w bibliotece zrobiło się bardzo gorąco. Pociłam
się obficie i wycierałam mokre czoło, jakbym próbowała wymazać z pamięci
wspomnienia. Dawałam Meredith piwonie  złość, ale również wstyd. Wstyd
za bardzo kojarzył się z przeprosinami, a na to z pewnością Meredith nie
zasłużyła. Jeśli już, to ona powinna przyjść do mnie z bukietem piwonii, uszyć
mi pokryte piwoniami narzuty na łóżko, piec przystrojone piwoniami ciasta.
Jeśli piwonia miała inne znaczenie, ileż razy iluż ludziom powiedziałam nie to
co trzeba! Gdy sobie to uświadomiłam, zrobiło mi się słabo.
Kwiaty, które wybrałam dla sprzedawcy, stały się nagle wielką
niewiadomą. Wszystkie słowniki w bibliotece definiowały różanecznik jako
strzeż się, ale zapewne istniało jeszcze wiele innych słowników.
Nie wiedziałam, jak mężczyzna zinterpretował moje wiadomości ani co
myślał, siedząc w sklepie z pączkami. Było już po piątej. Na pewno czeka tam,
wypatrujÄ…c mnie w drzwiach.
Pora iść. Zostawiłam porozkładane na podłodze książki i zbiegłam z
czterech pięter biblioteki na ciemniejące ulice San Francisco.
Gdy dotarłam do sklepu, dochodziła szósta, ale wiedziałam, że będzie
czekał. Otworzyłam szklane drzwi i zobaczyłam go, siedzącego przy stoliku, a
przed nim na stole pączki w różowym pudełku. Podeszłam do stolika, ale nie
usiadłam.
 Różanecznik?  spytałam, jak niegdyś pytałam Elizabeth.
 Strzeż się.
 Jemioła?
 Pokonam wszelkie przeszkody.
Przytaknęłam i pytałam dalej.
 Lwia paszcza?
 Przypuszczenie.
 Topola biała?
 Czas.
Ponownie przytaknęłam, rozkładając przed nim rośliny, które znalazłam po
drodze.
 Oset  powiedział.  Mizantropia.
Usiadłam przy stoliku. Zdał test celująco. Odetchnęłam z ulgą. Nagle
poczułam straszny głód. Jeszcze nic dzisiaj nie jadłam. Sięgnęłam po pokryte
syropem klonowym ciastko.
 Dlaczego oset?  zapytał, biorąc pączka z czekoladą.
 Ponieważ  odpowiedziałam pomiędzy kęsami  to jest wszystko, co
musisz o mnie wiedzieć.
Skończył pączka i sięgnął po drugiego. Pokręcił przecząco głową.
 Niemożliwe.
Wzięłam z pudełka pączki z lukrem i z posypką i położyłam je na serwetce.
Jadł tak szybko, że bałam się, że nic dla mnie nie zostanie.
 A więc co jeszcze?  zapytałam z pełnymi ustami. Przestał jeść i
popatrzył mi w oczy.
 Gdzie byłaś przez ostatnie osiem lat? Zamurowało mnie.
Próbowałam przełknąć, ale miałam zbyt pełną buzię. Wyplułam ciastko w
serwetkę i spojrzałam na niego.
Nagle wszystko stało się jasne. Byłam równie zszokowana faktem, że od
razu go nie poznałam, jak samym naszym spotkaniem. W mężczyznie, którym
się stał, cały czas czaił się chłopiec z głębokimi, wystraszonymi oczami i
przygarbionymi, opiekuńczymi ramionami. Przypomniałam sobie dzień, kiedy
zobaczyłam go po raz pierwszy: gdy jako chudy nastolatek sprzedawał róże z
bagażnika pikapa.
 Grant.
PrzytaknÄ…Å‚.
W pierwszym odruchu chciałam uciekać. Przez tyle lat starałam się nie
myśleć o tym, co zrobiłam, o tym wszystkim, co straciłam. Jednak chęć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl