[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie wyczułem. Dziecko to jeszcze. Widać, że na piękną niewiastę wyrośnie, ale
póki co. . . Z myślą o przyszłości tu siedzisz?
 HÄ™?
 Ja moją Dulnessę też niewiele starszą po raz pierwszy ujrzałem. Też chude
to było, kanciaste. Ale już wtedy ślub złożyłem, że tylko ją, do końca życia. . . Bo
mi serce z wrażenia zamarło. A takie dziewczęta, na widok których serce czło-
wiekowi w piersiach zamiera, zwykle szybko mężów znajdują. Więc, choć się
kompani śmiali, smarkuli wierność i stałość uczuć obiecałem, by sobie kolejkę
zaklepać. W rycerskim stanie jest to przyjęta metoda, choć dość rzadko stosowa-
na. Bo wiesz, w młodym rycerzu i krew młoda, gorąca, a słowo to słowo, trzyma
mocniej od łańcucha. Alem nie myślał, że wśród czarodziejów tak się żony zdo-
bywa.
 Nie myślałem o żeniaczce.
 No tak, u was. . . hmm. . . swobodniejsze obyczaje. Rzec chciałem: kochan-
ki.
 Kipancho, ona jest chora. Dlatego tu siedzÄ™.
 Chora?
 Ma gorączkę, dreszcze. Czekam, aż się obudzi. Chciałbym coś sprawdzić.
Kipancho przyglądał się śpiącej, marszcząc brwi i wysokie czoło. Sposępniał.
 Myślisz, że to czary?  Debren zamrugał, posłał mu zdziwione spojrze-
nie.  On jest zdolny do każdej podłości.
 On?
 Czwororęki Mag z Saddamanki. Ten, który wiatraki w posłuszne sobie
bestie zmienia, a na ludzi urok rzuca. Najgorszy wróg Wolnego Zwiata.
 Myślałem, że najgorszy jest sułtan Wezyratu  mruknął Debren.  A nie-
którzy mówią, że inflacja. Albo. . .
 Nie, mistrzu. Sułtan Oleyman IV i jego hordy to tylko zdolny wódz i spraw-
na, głodna sukcesu armia. Jeszcze jedna, która zwaliła się na nasz nieszczęsny
204
kontynent ze stepów i gór Zapadniki. Już za Starego Cesarstwa, ba, dużo wcze-
śniej, wypluwał ów ląd dziki i ogromny plemiona jeszcze dziksze, naszej krwi
i złota żądne. Ale Viplan i zawsze potrafił się wybronić. I teraz też się wybroni,
bo ci u nas nie brak ani dowódców łebskich, ani knechtów i jezdnych, gotowych
choćby z diabłem się rąbać. A wiesz dlaczego?  Debren zaprzeczył gestem. 
Bo żyjemy w raju. W pępku świata.
 My, to znaczy. . . ?
 Ci wszyscy, co żyją wśród lasów, łąk zielonych. Co po wodę do własnej
studni chodzą, a rzekę czy strumień przez okna widzą. Viplańczycy. Mieszkańcy
kontynentu, na którym jest dużo wody i równie dużo życia.
 Podobno w Irbii z wodÄ… i zieleniÄ… krucho bywa.
 Prawda to. I może dlatego to mnie właśnie Bóg wybrał, bym niósł ludziom
prawdę. Bo to w mojej ojczyznie, jak nigdzie indziej w machrusańskim świecie,
widać, jak brak wody ziemię piękną i urodzajną w pustynię zmienia. Ani w Illenie,
ani w Bootalyi tego nie zobaczysz, co u nas przy lecie cieplejszym. Jaja się smażą,
nim je kura złożyć zdąży, a rzeki nawet ćwierci wody normalnej nie toczą. Istna
Yougonia.
 Hmm, no tak. . . Ale co ma do tego Mag z Saddamanki?
 Jeszcze nie rozumiesz? To powiedz, z czym ci siÄ™ kojarzy Temmo i jego
psia religia? Nie myśl, mów. Szybko.
 No. . . wielbłąd, szabla. . . harem. . . słońce na sztandarach i wieżach świą-
tyń. . . upał, piaski, pustynie. . .
 Właśnie, Debren. Pustynie. Od nich należało zacząć. Temmozanie to dzie-
ci pustyń. Z nich czerpią swą siłę, swą wściekłą nienawiść do jedynej prawdzi-
wej wiary, swą pogardę śmierci, która tak strasznymi w boju ich czyni. Nigdy
nie wygraliśmy z nimi wojny wśród piasków. Nigdy. Zwyciężaliśmy w bitwach
i kampaniach, ale w końcu oni zawsze byli górą.
 Rycerze kołowi przez kilka wieków w Ziemi Pańskiej się trzymali. Jeszcze
dzisiaj pojedyncze twierdze. . .
 Bo grób Machrusa tam jest, a Pazrel i przymorska część Bliskiego Zachodu
to mimo wszystko nie pustynia. I kupa luda zawsze chadzała, by koło w świętej
rzece Jond obmyć. Ale to już historia. Dziś nikt do wyprawy kołomyjnej nawet
nie nawołuje.
 Może i lepiej, że nie. Jak sam zauważyłeś, w rzyć zawsze nasi brali, ledwie
z lasów i łąk zielonych między piaski wyszli. Czytałem, że i ty. . .
 To, co czytałeś, to bajania poety, co z grodu nosa nie wytknął i nie ma po-
jęcia, jak wojna z poganami wygląda. Ja się z tymi psami trzy lata biłem. A potem
w łeb od Czterorękiego dostałem i przez następne cztery lata w niewoli kołowrót
przy studni obracałem. W oazie, w północnej Yougonii. Ci, co ze mną kręcili,
w większości powymierali. Mnie się udało. A studnia, wystaw to sobie, wyschła.
I to mi dało do myślenia.
205
 Znalezliście analogię między północnoyougońską studnią a depholskim
wiatrakiem?
 Aatwo ją znalezć. Jedno i drugie urządzenie wodę czerpie, jedno i drugie
czworo ramion posiada. Pogańscy dozorcy mówili, że w takich skrzyżowanych
belkach duch starożytnego czarodzieja ichniego siedzi, wielce potężnego, co daw-
no temu, jeszcze nim Temmo swą naukę głosić zaczął, obiecał całą wodę ziemi
wyrwać. Choćby kryła się milę pod piachem i skałą. A Czwororęki Mag z Sad-
damanki kontynuuje dzieło tego zbrodniczego czarnoksiężnika. Wodę ziemi chce
zabierać. Naszej ziemi. By w pustynię ją obrócić i temmozanom oddać.
 Dlatego wiatraki niszczysz?
 Wiem, co powiesz  uśmiechnął się ze smutkiem Kipancho.  %7łe tu
Dephol jest, kraina, która płacze nie od braku, a od nadmiaru wody. Prawda. Ale
jak w końcu z owej oazy uciekliśmy, tośmy się przez parę niedziel wielbłądami
przez najstraszliwszą pustynię świata wlekli. Suchar się nazywa i ogromna jest,
od całego Viplanu rozleglejsza, chyba że Sovro doliczyć. I pośrodku tej pustyni
wiesz, co widziałem?  Debren potrząsnął przecząco głową.  Muszle, mistrzu.
Wielgachne, w skałach odciśnięte. I rybie ości, też w kamień obrócone. Z dużych
ryb. Morskich, nie żadnych tam rzecznych czy jeziornych. A wiesz, co to znaczy?
 Domyślam się  mruknął czarodziej. Machnął dłonią, odganiając komara
znad pokrytego śladami ukłuć czoła dziewczynki.
 I dobrze się domyślasz. Morze tam było. Wielkie, bo i doliny wielkich rzek
wśród skał i wydm po dziś dzień widać, co do morza uchodziły. Piękny kraj to był.
Na skałach widziałem starożytne malunki sprzed wieków, może tysiącleci nawet.
Drzewa na nich były, myśliwych tłumy i zwierzęta. Zdziwiłbyś się, jakie bogac-
two zwierząt. Niektóre takie, jakie w Viplanie żyją, ale też inne, dziwaczne. A na
żadnym malunku nie było ani wielbłąda, ani tych pogańskich psów z zakrzywio-
nymi mieczami i w zawojach na łbach. Wniosek prosty jest, Debren. Zwiat lasów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl