[ Pobierz całość w formacie PDF ]

marszczysz z niezadowolenia za milczenie siostry... i moje!
- Wcale nie! - przerwał Grzymała szorstko. - Owszem, rad jestem, żem nie wiedział o tym
szaleństwie. Co księciu się stało? Gdzie zastanowienie i logika! Choćby nawet Gabrynia księcia kochała, ja na
taki związek nie pozwolę, a książę jutro już wdzięczny mi będzie. Nie mówmy o tym.
172
- Owszem, mówmy, a raczej posłuchaj mnie pan. Nie będzie to wcale obrona albo pochwała siebie,
ale spowiedz. Przed laty poznałem siostrę pańską w Holszy. Upodobały jej piękność moje oczy, zajęła mnie,
potem pokochałem ją, wreszcie wyznałem swe uczucie. Mogłem jej rzec, że kocham nad życie, kiedy dotąd,
przez tyle lat, nie pokochałem żadnej innej. To jedno mam na swoją obronę; reszta jest jednym szeregiem
słabości i nędzy duchowej. Matce mojej ktoś, dowiedziałem się potem, że kapelan, odkrył naszą serdeczną
tajemnicę. Zagrodziła skandalem pannie Gabrieli, kazała mi zerwać i wyjechać. Byłem zbyt młody i nie
przygotowany do walki; uległem. Wyniosłem z Holszy żal, rozpacz, rozbicie i niechęć śmiertelną do matki.
Potem starałem się zapomnieć, zabijałem się fizycznie i moralnie, zepsułem się do gruntu, pogrzebałem
wszystkie ideały; a jednak nie potrafiłem siostry pańskiej zapomnieć, tylkom jej już z życiem swym nie
zespalał... Znikczemniałem... A wtem uczynił się w mym życiu przewrót niespodziewany. Wróciłem do Holszy
w zmienionych warunkach: wielki pan i wielki niewolnik; Chińczyk w formułkach, sługa konwenasów, tchórz
przed skandalem. Natura moja potrzebuje musu, potrzebuje gwałtu; sobie zostawiona, porosła skorupą pleśni
jak woda stojąca. Raz poddałem się szalonej chęci zobaczenia pańskiej siostry i pojechałem do Hubina. Za
karę odjechali mnie wszyscy. Wtedy już powinienem był uczynić to, co dzisiaj czynię; alem stchórzył, skurczył
się, zgniótł siebie - i pozostałem w pustym domu, unikając nawet pana, byle się na awanturę nie narażać...
Nie rozumiem siebie teraz, ale wtedy nie byłem jeszcze człowiekiem... Nareszcie zaczepiono mnie. Matka
kazała mi się żenić. Wtedy wspomniałem chwilę swego rozbicia i zbuntowałem się. Wtedy imię siostry
pańskiej raz pierwszy wymówiłem przy ludziach i przypomniałem matce nasz układ: nie ta, a więc żadna...
Nastąpiło zerwanie z rodziną, ze znajomymi, ze stosunkami. Do pojedynku, który wtedy miałem, musiałem
kupić świadka. Nie pozostał mi ani jeden kolega i przyjaciel. Odtąd zostałem jednostką wyrzuconą ze swego
świata; ale pomimo wszystko nie sięgnąłem po skarb. Byłem nikczemny!... Jeżeli dziś po tylu latach walk
przychodzę do pana i mówię to, czy masz pan prawo mi odmówić? Nauczyłeś mnie pan być człowiekiem,
obywatelem, pracownikiem, a teraz jaki wzgląd powoduje panem? Dlaczego każesz mi pan zastanawiać się?
Co mnie rozdziela od siostry pańskiej? Wiara, narodowość, poziom umysłowy? Nic. A zatem czcza forma i
przesąd kastowy! Przed tą mumią pan się wzdragasz, pan - mój mistrz? Teraz na mnie kolej rzec: wstyd
panu! Teraz ja odwołuję się do zastanowienia. Jutro mam się rozmyślić - o, nie! Nie wracam wstecz. Ja teraz
szczęścia chcę jak każdy człowiek; ja teraz swój skarb wezmę.
- Gabrynia księcia nie przyjmie! - nieprzejednany rzekł Grzymała, a potem spytał podejrzliwie. -
Dlaczego książę dzisiaj tak nagle to mówi?
Leon drgnął, ale natychmiast się opamiętał.
- Dlatego, że moja narzeczona nie będzie służyła, ale królowała! - odparł prędko.
A gdy Grzymała wciąż zachował twarz ponurą i niechętną, książę go ujął za rękę i spytał poważnie:
- Więc pan mi nie brat, nie przyjaciel?
Szlachcic oczy spuścił, poczerwieniał.
173
- Aadne to braterstwo i przyjazń, dopomagać w szaleństwie! - zamruczał.
- Bądz pan konsekwentny! Nie dalej niż onegdaj mówiliśmy z panem o zanikaniu cech wyższości, o
karleniu starych rodów i pan powiedziałeś: "Możni łączą się z %7łydówkami lub w rodzinie zawierają
małżeństwa; czemu nie zstąpią do inteligencji? To by ich chyba nie zhańbiło! Brzydzą się szlachtą, bo
biedna!" Zapamiętałem słowa pańskie.
- Czy ja wiedziałem, że książę pomyśli o Gabryni!
- A zatem mamy wyjaśnienie. Któż się kim brzydzi? Wy nami!
- Et! - machnął ręką Grzymała - nie będę argumentował. Gabrynia księcia odrzuci i basta.
- Zatem odmawiasz mi pan swej pomocy?
- Cóż bym był wart, gdybym dopomagał?
- Pozwolisz mi pan jednak rozmówić się z sistrą?
- Jak wola księcia.
- Zechcesz mi pan towarzyszyć tylko.
- Ano, jeśli książę do jutra się nie rozmyśli, pojadę. Niech się to prędzej skończy. Biedna Gabrynia!
Leon był niezachwianie spokojny. Uśmiechy przelatywały mu po twarzy, w oczach świeciło szczęście.
Grzymałę wyraz ten gniewał i niepokoił zarazem.
Bóg wie, co się stać może! Ta pewność księcia wróżyła najgorsze. Ogarniała Grzymałę desperacja.
- Do jutra zatem - pożegnał go Leon - ruszymy jutro.
Wyszli do sieni. %7ływiczną pochodnią oświetlony stał na ganku Siła. Dwóch liberyjnych drabów otuliło
księcia w płaszcz, trzymali nad nim parasol. Odchodził już, gdy go Grzymała dopędził.
- Ja nic nie pamiętam - szepnął błagalnie - ja nic nie słyszałem. Niech książę do jutra zapomni.
Leon się obejrzał i rzucił mu jasne spojrzenie.
- Jutro, panie Grzymała, będę szczęśliwy albo gorszy niż kiedykolwiek. Stoję na przełomie i w rękach
waszych moje następne czyny! Niech pan o tym nie zapomina.
Grzymała pozostał w miejscu i patrzał, jak w czarnej nocy ku górze wspinała się czerwona łuna
pochodni. W tej chwili dojrzał mu projekt. Nie wrócił do mieszkania, lecz prosto poszedł ku stajniom, konia
sobie kazał osiodłać, burkę włożył, czapkę nasunął na oczy, wskoczył na siodło i ruszył z kopyta. Po północy
stanął w domu stryjowskich sierot, gdzie bawiła od tygodnia Gabrynia. Rozbudził służbę i jak był ociekający od
deszczu, wtargnÄ…Å‚ do pokoiku siostry.
Nie spała jeszcze i przeraziła się bardzo. On zamknął za sobą drzwi i bez żadnego wstępu spytał:
- Czy to prawda, żeście się niegdyś kochali?
Nie dodał z kim, a Gabrynia nie pytała. Po twarzy jej poznał, że to prawda, i załamał ręce.
- Kto ci to powiedział i dlaczego? - spytała posępnie.
- On sam! Dlaczego? Bo chce się z tobą żenić! - wybuchnął. - Zwariował oczywiście!
174
Gabrynia milczała, to blednąc, to czerwieniąc.
- Przyjechałem, żeby cię ostrzec. Jutro tu będzie. Aadna awantura, nie ma co mówić! Potrzebny
kłopot!
Sapał, chodząc po pokoju i machając rękoma. Gabrynia wciąż milczała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl