[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co sam wtedy przechodziłem. Jej nie powinienem był do tego mieszać.
Najwyrazniej przespał się z nią i uciekł w poczuciu winy, że nie ma już nic więcej
do zaoferowania. Czyli był to dla niego tylko seks, a może mieszanka wybuchowa seksu
z alkoholem. Jednak myśl o ich bliskości nadal bolała. Oleia spełniła swe marzenie i ro-
mans z Sanderem odżył. Nieważne na jak długo. A poza tym skąd to można naprawdę
wiedzieć?
- Niestety, obawiam się, że na tym nie skończyły się reperkusje tej gafy - rzucił na-
gle, wpatrując się w nią intensywnie. - Oleia zaszła w ciążę i parę miesięcy temu urodziła
dziecko.
Po tych słowach nastąpiła nieziemska cisza.
Tally zbladła, znieruchomiała i patrzyła na niego jak nieprzytomna, starając się po-
jąć coś, czego nie ogarniała.
- To niemożliwe.
- Też bym chciał, żeby to było niemożliwe. Ale wczoraj w Paryżu zrobiłem test
DNA - dodał, rozwiewając wszelkie ewentualne wątpliwości.
- Dziecko? - wyszeptała, myśląc, że śni. Ogarniała ją przerażająca pustka. - Masz
dziecko z OleiÄ…?
Spojrzał na nią porażającym wzrokiem.
- Myślisz, że tego chciałem? To nie był świadomy wybór!
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Tally czytała kiedyś o hiperwentylacji i zastanawiała się, co to właściwie znaczy.
Teraz doświadczyła tego osobiście. W głowie jej szumiało, brakowało powietrza, starała
się więc głębiej i szybciej oddychać, co tylko zwiększało poczucie braku tlenu. W oba-
wie, że zemdleje i ujawni słabość, wybiegła z pokoju. Nie zwracała uwagi na to, że San-
der ją woła. Wpadła do garderoby i oparła się o zamknięte drzwi, jednocześnie widząc
swe odbicie w lustrze. Z trupiobladej twarzy sterczały wybałuszone czarne oczy. Wyglą-
dała jak zombie. Chciało jej się krzyczeć. Ale krzyk utknął w gardle.
Dlaczego los był dla niej tak okrutny? Inna kobieta urodziła Sanderowi zdrowe
dziecko, a jej dziecko umarło. Nie mogła tego pojąć. Nigdy tego nie pojmie. Nawet my-
śleć o tym nie potrafi, a już na pewno nie w jego obecności. Dziecko. On miał dziecko.
%7Å‚yjÄ…ce, oddychajÄ…ce dziecko Olei!
Zwymiotowała do ubikacji. %7łałowała, że tak łatwo jak posiłku nie można się po-
zbyć własnych myśli. Gdy próbowała doprowadzić się do porządku przed lustrem, twarz
zalewały jej łzy. Wciąż nie mogła uwierzyć. Przypomniała sobie swego malutkiego pięk-
nego chłopczyka, który urodził się martwy, bo jej organizm nie był w stanie utrzymać
zdrowej ciąży. Aożysko nie ukształtowało się należycie i w rezultacie płód nie dostawał
odpowiedniej ilości tlenu ani składników odżywczych. Nie było żadnych symptomów,
nikt jej nie ostrzegł. Jednak kiedy zaczęły się skurcze, nie usłyszeli bicia serca. Wkrótce
w ciszy przyszedł na świat synek, którego przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem.
Gdy była w ciąży, nie miała podstaw do podejrzeń. Jednak potem cały czas obwi-
niała siebie za śmierć dziecka. Lekarz tłumaczył, że nie jest niczemu winna. Nic nie
można było zrobić inaczej. Obiecał też, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zajdzie w ciążę,
będzie cały czas monitorowana.
Ale, jak się okazuje, w międzyczasie innej kobiecie udało się urodzić dziecko San-
derowi. Zmierć ich synka sprawiła, że serce Tally rozpadło się na tysiące kawałeczków.
Gdy wyszła ze szpitala sama, wszystko straciło znaczenie. Mąż? Małżeństwo? Nic się
już nie liczyło. Udawała, że w ramionach kołysze noworodka. Widok dzieci na ulicy stał
się nie do zniesienia. Jej życie przypominało pustą dziurę w kształcie dziecka, którą
R
L
T
mógłby wypełnić tylko zmarły synek. Ciągle nękała ją jego postać. Dręczyły koszmary,
w których słyszała jego urojony płacz. Zniła, że zaginął, biegła przez zatrważający labi-
rynt pokoi, starając się go jakby w obłędzie odszukać. Tak się działo noc w noc. Nie
chciała, żeby Sander zauważył. Stąd wziął się pierwszy pomysł wyprowadzki ze wspól-
nej sypialni do pokoju gościnnego pod pretekstem jej niespokojnego snu, który zakłócał
jego wypoczynek. W rzeczywistości zmagała się z chęcią budzenia go co noc i zadawa-
nia pytań, które ją samą przerosły. W pewnym momencie zaczęła uczciwie podejrzewać,
że zwariowała. Chciała ukryć to przed mężem, jak na ironię w obawie, że odejdzie od
niej, tak jak odeszło ich dziecko.
Teraz, gdy postanowiła spróbować zajść ponownie w ciążę, dowiedziała się, że
Sander ma już dziecko z Oleią. Niedorzeczne plotki, przed którymi przestrzegała ją Co-
sima, okazały się prawdziwe, okrutnie prawdziwe... Nie będzie potrafiła z tym żyć...
Sander zaczął walić w drzwi.
- Tally... wpuść mnie! Proszę!
- Odejdz! - wrzasnęła, łykając łzy.
Powoli osunęła się na chłodną kafelkową podłogę. Oparła się spoconymi dłońmi o
zimne płytki, próbując w ten sposób odzyskać równowagę. Przechodziły ją dreszcze,
wydawało jej się, jakby bolały ją wszystkie kości. Ale to była  tylko" depresja - stara do-
bra znajoma... Przeżyła z nią wiele miesięcy pogrążona w żałobie.
Udało jej się wyjść na prostą i zacząć żyć od nowa. A co... teraz?
Jak jej ukochany Sander może mieć dziecko z Oleią? Bezwiednie zacisnęła małe
dłonie w piąstki. Ogarniały ją złość i gorycz, pomimo że zapanowała nad łzami. Nie dość
się już nacierpiała? Nie dość ją zranił? Oleia, Sander i ich dziecko.
- Tally... wszystko w porzÄ…dku?
- Oczywiście, że nie. Jak możesz w ogóle zadawać takie pytanie?
- Otwórz drzwi! - żądał.
Otworzyła. Tylko dlatego, żeby nie pomyślał, że się chowa przed nim lub jego
problemem. Wyszła i ruszyła przed siebie sztywna jak deska. Wyglądała, jakby zrobiono
jej pranie mózgu i przejechano po niej walcem...
Sander wziÄ…Å‚ jÄ… delikatnie za ramiona.
R
L
T
- Nie odsuwaj siÄ™ ode mnie.
- A dlaczego miałabym? To twój problem, nie mój - oznajmiła lodowato.
Pod maską obojętności szalał wulkan. Odepchnęła go i poszła na schody. Znów ją
zatrzymał.
- Wiem, że jesteś bardzo zdenerwowana.
- I dlatego najpierw zaciągnąłeś mnie do łóżka? - odgryzła się z wściekłością,
przypominając sobie dokładnie, co z nią wyczyniał pół godziny przed tym, jak swoim
wyznaniem zburzył jej świat. - Czy seks miał mnie pocieszyć? Czy może złagodzić to, co
miałeś do powiedzenia?
- Nie wiem, kochanie, o czym myślałem. - Sander rozłożył bezradnie ręce. - Chyba
wcale nie myślałem. Po prostu chciałem z tobą być. Przepraszam.
- %7ładne  przepraszam" nie naprawi tego, co zrobiłeś...
Uciekła na górę do sypialni, bo nie mogła już dłużej na niego patrzeć. Naprawdę
nie było nic więcej do naprawiania. %7ładne sztuczki nie pomogą. Nie wybaczy mu nigdy.
Dobrze wiedziała ze swych relacji z ojcem, że dziecko to zobowiązanie na całe życie i
nie można zignorować jego istnienia. Nieważne, co będzie czuła. Sander ma obowiązek
do spełnienia. Wobec córki i - czy jej się to podoba, czy nie - również wobec Olei.
Wyciągnęła z toaletki torbę podręczną. Nie wiedziała jeszcze, gdzie pojedzie, ale
na pewno nie zostanie z nim pod jednym dachem.
Stał nieruchomo w progu sypialni i wpatrywał się w otwartą torbę.
- Nie możesz odejść...
- Mogę robić, co mi się podoba. Tak jak ty.
- Czy naprawdę uważasz, że ja tego wszystkiego chciałem?
Nie, nie chciał. To było oczywiste. Chciał pojednania, a odkrycie, jakiego dokonał,
miało katastroficzne skutki pod tym względem. Jednak pomimo że rozsądek kazał jej ro-
zumieć, nie miało to wpływu na uczucia.
- Ale to nadal twoja wina.
Przypatrywał się, jak pakowała torbę. Zacisnął usta.
- Wiem. Nie staram się usprawiedliwiać.
- Nie mogę zaakceptować tego, że masz dziecko z Oleią - oświadczyła gorzko.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl