[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdjęcie do pudła i zaczął je zaklejać. Zżerała ją ciekawość. - No? - ponagliła.
- Nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć. Zresztą trochę ich znasz.
- Wiem tyle, ile Brian powiedział Melanie, a ona mi powtórzyła.
- Powinna raczej zająć się rodziną, do której właśnie dołączyła.
Uderzyła Marta pięścią w ramię na tyle mocno, że musiał je sobie rozmasować.
- Tak się składa, że bardzo lubię rodzinę Briana. Rodzinę Melanie też. A teraz interesuje mnie twoja.
- Spytam jeszcze raz. Dlaczego?
76
- Przecież musimy o czymś rozmawiać.
- To może o bejsbolu?
- O nie! Nie dam się znowu wciągnąć w dyskusję o drużynach Cubsów i Soksów. - Pokręciła głową. -
Ja sama nie mam rodziny. Ledwie pamiętam mamę, a o jej bliskich nie wiem nic. Tata był jedynakiem,
więc po śmierci dziadków zostałam sama na świecie. Myśl o posiadaniu licznej rodziny jest... -
Urwała, zaskoczona własną wylewnością. - Już spotkanie rodziny Melanie było dla mnie szokiem, a
nie jest wcale taka duża.
- To jakie wrażenie wywarła na tobie rodzina Briana?
- Trochę jak z serialu telewizyjnego. A skoro mieszkaliście po sąsiedzku, byłam ciekawa, czy wasze
rodziny są podobne. Ale jeśli nie chcesz o tym mówić, uszanuję to. - Zdenerwowało ją, gdy Mart
parsknął śmiechem. - Ponieważ ja, w odróżnieniu od niektórych, nie pcham nosa w cudze sprawy i nie
zmuszam innych do zwierzeń.
- Od razu widać, że jesteś jedynaczką - rzucił zniesmaczony. - W większych rodzinach wścibstwo to
standard. - Przez chwilę usiłował znieść jej chmurne spojrzenie. - Dobrze już, dobrze - poddał się w
końcu. - Porozmawiamy o mojej rodzinie.
Zaczął opowiadać, nie przerywając pakowania bibelotów. Chociaż było jasne, że bliscy potrafili
wyprowadzić go z równowagi, zależało mu na nich, czuł się z nimi związany emocjonalnie. To wyjaś-
niało jego podejście do życia. Wiedział, że nie jest
77
sam. Aatwo ryzykować, jeśli zawsze możesz na kogoś liczyć, pomyślała Ella z goryczą.
- Sama chciałaś rozmawiać o rodzinie, a teraz masz niewyrazną minę - zauważył Mart. - Wiesz, oni z
pewnością by cię polubili. Z przyjemnością zabrałbym cię do nas na rodzinny obiad. Mój tata
przepada za południowym akcentem, a mama świetnie gotuje. Na krótki czas i w mniejszych dawkach
moja rodzina jest zupełnie w porządku.
- Czuję się winna, że cię od nich odciągnęłam.
- Ależ jesteś o wiele bardziej interesująca niż oni. I dużo ładniejsza. - Podkreślił to pocałunkiem. -
Właściwie już tu skończyliśmy, więc może zrobimy przerwę? - Rozejrzał się po pokoju.
Podążając za jego spojrzeniem, Ella zauważyła nierówne stosy książek na półkach oraz mnóstwo
bezładnie rozrzuconych bibelotów Melanie.
- Nie dotarliśmy nawet do połowy.
- Ale po przesuwaniu mebli powinienem wziąć prysznic. Przyłączysz się? - Pozwoliła się wziąć na
ręce i zanieść do łazienki. - Masz chyba najmniejszy prysznic w mieście. Będzie tu trochę ciasno -
skomentował Mart.
- Jakiś problem? - Zrzuciła ubranie i dołączyła do niego w kabinie, zaciągając zasłonkę.
Mart powiódł dłonią po jej skórze w ślad za strumykami wody. Ich ciała niemal się stykały.
- Masz rację - wymruczał, kiedy sięgała po mydło.
Ella rozsmarowała pianę na piersi Marta. Jego
78
spojrzenie obiecywało, że będzie to najwspanialsza kąpiel w jej życiu. Zdała sobie sprawę, że w tym
tempie nigdy nie dokończy przeprowadzki, ale jakoś jej to nie zmartwiło.
W końcu wszystko zostało zapakowane i przygotowane przed przyjazdem ekipy. Piątkowy ranek Ella
biegała za czterema mężczyznami noszącymi pudła i meble. Nie zostawiło jej to zbyt wiele czasu na
roztrząsanie, co tak naprawdę oznacza ich aktywność.
Kiedy ciężarówka odjechała, mieszkanie okazało się boleśnie puste i pozbawione życia. Poza kilkoma
pudłami i meblami, czekającymi na braci Melanie, pokoje były ogołocone ze wszystkiego. Ella
siedziała z Mattem w salonie na podłodze, gdzie niedawno stała kanapa, i jadła swojego ostatniego
chicagowskiego hot doga. Starała się nie pozwolić myślom błądzić. Nie chciała rozważać
przeprowadzki ani komplikacji, którą, mimo najszczerszych chęci, zaczął stanowić Mart.
Od samego rana był wyjątkowo cichy. Po raz pierwszy od ich spotkania rozmowa się nie kleiła. Może
to i lepiej, pomyślała Ella. Wspólne chwile dobiegły końca i łatwiej będzie się pożegnać.
- Wiesz, Atlanta nie leży tak znowu daleko od Fort Morgan.
- Raptem siedem godzin jazdy - mruknęła.
- Godzina samolotem.
Unikała jego wzroku, zbierając opakowania po jedzeniu.
79
- Już o tym rozmawialiśmy. Oboje zgodziliśmy się na przelotny romans.
Wziął ją w ramiona i ułożył na podłodze. Jedną nogę wsunął między uda Elli i zaczął bawić się
pasmem jej włosów. Leżeli niemal dokładnie tak samo, jak pierwszego wspólnego wieczoru.
- Nie przypominam sobie, żebym użył tych słów.
- A co z takim stwierdzeniem:  Potem każde z nas wróci do własnego życia"?
- Aj... To normalne, że facet chce zjeść ciastko i mieć ciastko. To było, zanim cię poznałem i uzależ-
niłem się od ciebie - wyznał.
Serce Elli zaczęło mocniej bić. Zrozumiała, że pożegnanie będzie o wiele trudniejsze, niż zakładała.
Dobrze przeczuwałam komplikacje, westchnęła w duchu, jednak kiedy się odezwała, w jej głosie nie
było śladu napięcia.
- Mimo to Atlanta leży za daleko na niezobowiązujące wizyty.
Nie był zachwycony jej odpowiedzią.
- Moja firma dostaje bilety na wiele ciekawych imprez. W przyszłym miesiącu ma grać zespół REM.
Może przyjedziesz na parę dni?
To był cios poniżej pasa. Mart znał jej obsesję na punkcie tej grupy.
- Moi nowi pracodawcy raczej nie pochwalą pomysłu urlopu już po kilku tygodniach od rozpoczęcia
pracy.
Nie przejął się jej słowami, tylko ściągnął z niej bluzkę i zaczął zapamiętale całować szyję Elli. Jego
80
dłonie walczyły z zapięciem dżinsów, a rosnące pożądanie sprawiało, że zaczynała łamać się w swoim
postanowieniu.
- Trzeba wiedzieć, co jest ważne w życiu, El - wymruczał, skubiąc zębami płatek jej ucha.
W tym czasie uporał się też z zapięciem stanika i zdołał ściągnąć jej dżinsy. Kiedy Ella była już naga,
ruchy Marta stały się powolniejsze. Jego dłonie udały się na długą wędrówkę po jej ciele. To nie był
szybki numerek na pożegnanie.
Jej skóra płonęła pod dłońmi Matta, oddychała z trudem. Ledwie sekundy dzieliły ją od błagania o
spełnienie, jednak Matt zwlekał z tym. EHa nie miała ochoty na taką zabawę. Chwyciła jego pośladki,
starając się przyciągnąć go bliżej. Nie udało się, więc otworzyła oczy. Matt przyglądał się jej inten-
sywnie.
- Wiedz, że to jeszcze nie koniec, Ella - oznajmił schrypniętym głosem i przypieczętował to mocnym
pchnięciem.
Oszołomiona tymi słowami i nadciągającą rozkoszą, mogła tylko poddać się jego woli. Po chwili Matt
wydyszał jej imię i opadł bez sił.
Gdy znów mogła myśleć, zastanowiła się nad jego słowami. Powiedział, że to jeszcze nie koniec... A
przecież tak musi być.
- Naprawdę muszę już jechać, Matt. - Wysunęła się z jego objęć i zerknęła na zegarek. - Tym razem
mówię poważnie.
81
Powtarzała te słowa od dwóch godzin, ale nie była bliżej drzwi. Matt wiedział, że czekają długa
podróż, ale nie miał ochoty z nią się rozstawać.
Ubierała się, zachowując bezpieczny dystans. Matt westchnął, przeciągnął się, wstał i zaczął wkładać
koszulÄ™.
- To chyba wszystko - westchnęła po chwili Ella, zamykając mieszkanie. - Mam prośbę. Podrzuć moje
klucze Brianowi, dobrze?
- Oczywiście. Wzięłaś komórkę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl